Reklama

Górnictwo

Zapotrzebowanie na węgiel w 2030 będzie na tym samym poziomie co dzisiaj

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Zapotrzebowanie na węgiel kamienny w 2030 r. w Polsce utrzyma się na podobnym do obecnego poziomie– 55 mln ton. Całkowite wyeliminowanie tego surowca w Polsce w perspektywie najbliższych kilkunastu lat jest niemożliwe – stwierdzili eksperci obecni na IX Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach.

Perspektywy działania polskiego sektora węglowego w kontekście potrzeb krajowej energetyki i ciepłownictwa były w piątek tematem jednej z debat IX Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Szefowie spółek węglowych i eksperci przywoływali analizy rynkowe, które - wbrew trendowi odchodzenia od węgla - dowodzą, że polskie kopalnie mogą być spokojne o poziom popytu za kilkanaście lat.

 

W ocenie ekspertów, ograniczenia związane z unijną polityką klimatyczną to tylko jeden z czynników, które będą kształtowały przyszłe zapotrzebowanie na węgiel. Na spadek popytu z pewnością wpłyną również wzrost efektywności energetycznej, wyższa sprawność nowych bloków czy wzrost udziału odnawialnych źródeł w miksie energetycznym.

 

Zobacz także: Tchórzewski: Polsce nie uda się zrezygnować z węgla do 2050 r.

 

Z kolei projekty wykorzystania węgla na potrzeby przemysłu chemicznego, rozwój elektromobilności, kogeneracji czy perspektywa zastąpienia węglem kamiennym części wykorzystywanego obecnie w energetyce węgla brunatnego (wobec niepewności co do budowy nowych odkrywek), mogą wpłynąć na wzrost zapotrzebowania - w efekcie spółki górnicze spodziewają się stabilnego popytu.

 

Prezes podlubelskiej kopalni Bogdanka Krzysztof Szlaga ocenił, że podstawą prognozowania zapotrzebowania na węgiel musi być ocena przyszłego zapotrzebowania na energię elektryczną, co można szacować w korelacji do spodziewanego wzrostu PKB. Bogdanka oraz grupa Enea, do której należy kopalnia, szacuje, że polskie zużycie energii będzie rosnąć średnio o ok. 1,5 proc. rocznie - w sumie o ok. 15 proc. do 2025 roku - do poziomu ok. 190 terawatogodzin w 2025 r. i ok. 200 terawatogodzin pięć lat później.

 

"Zakładamy, że ten 15-procentowy wzrost zapotrzebowania na energię do 2025 r. nie wpłynie na udział w miksie energetycznym energii opartej na węglu kamiennym, który pozostanie na poziomie 45-47 proc." - ocenił prezes Szlaga, wskazując, iż analizy pozwalają na prognozę wzrostu w tym czasie udziału w miksie energii odnawialnej (z obecnych 14-15 proc. do 20 proc.), a także spadek udziału węgla brunatnego (z obecnych ok. 33 proc. do 26 proc.). Pozostałą część miksu wypełnią inne nośniki, m.in. gaz.

 

Zobacz także: Świrski: Unia szykuje kolejne uderzenie w sektor węglowy [KOMENTARZ]

 

Według Szlagi, analizy Bogdanki i grupy Enea uwzględniają wiele elementów, m.in. skalę realizowanych obecnie i planowanych inwestycji w energetyce węglowej, wzrost sprawności nowych bloków i inne czynniki.

 

"Uwzględniając to wszystko, uważamy, że w perspektywie 2025 r. zapotrzebowanie na sam tylko miał energetyczny praktycznie się nie zmieni, bo ilościowy wzrost terawatogodzin, które trzeba będzie wyprodukować z węgla kamiennego, uwzględniając wzrost efektywności i inne czynniki, powoduje taki sam efekt, jeśli chodzi o wielkość produkcji" - mówił Szlaga, przewidując przy tym spadek zapotrzebowania na tzw. grube sorty węgla, trafiające na rynek odbiorców komunalnych i indywidualnych.

 

W 2025 r. Bogdanka zamierza produkować ok. 9 mln ton węgla, przy zapotrzebowaniu grupy Enea rzędu 11 mln ton oraz popycie w promieniu 150 km od podlubelskiej kopalni szacowanym na ok. 12,5 mln ton. Oznacza to, że na tym rynku będzie też miejsce dla innych producentów. W 2032 r. Bogdanka spodziewa się pierwszego węgla z nowego pola Ostrów. Prezes Szlaga nie sądzi, aby w ciągu najbliższych kilkunastu lat na Lubelszczyźnie powstały - mimo przymiarek - nowe kopalnie, wybudowane przez prywatnych inwestorów.

 

Największy polski producent węgla - Polska Grupa Górnicza (PGG) - zakłada w ciągu najbliższych 13 lat średnią roczną produkcję na poziomie 30 mln ton, przy czym - jak mówił w piątek prezes PGG Tomasz Rogala - około 2030 r. grupa spodziewa się zmniejszenia popytu (i produkcji) o ok. 2 mln ton. Według Rogali, spodziewana poprawa efektywności energetyki i zmniejszanie się rynku ciepłowniczego, wskazują, że popyt będzie spadać. "Ta sama ilość energii będzie wymagała mniejszej ilości węgla, przy czym będzie to węgiel lepszej jakości" - tłumaczył prezes.

 

Zobacz także: Połączenie górniczych gigantów: "prawdziwe powody odmienne od deklaracji" [KOMENTARZ]

 

PGG nie spodziewa się, by za kilkanaście lat na rynku powstała luka, związana ze znaczącym ubytkiem wydobycia węgla brunatnego, co może mieć miejsce, jeśli ze względów społecznych i środowiskowych nie dojdą do skutku nowe projekty w tym sektorze. "Na dziś nie mamy podstaw, żeby zakładać, że energetyka odstąpi od eksploatacji węgla brunatnego" - ocenił Rogala, według którego energetyce zapewne uda się doprowadzić do realizacji projektów w segmencie wydobycia węgla brunatnego.

 

B. wicepremier Janusz Steinhoff, który w końcu lat 90. był autorem największej reformy polskiego górnictwa węgla kamiennego, zaznaczył, że przyszłe zużycie węgla kamiennego w Polsce będzie funkcją m.in. unijnych regulacji w zakresie kształtu pakietu klimatyczno-energetycznego. Steinhoff ocenił, że decyzje w zakresie budowy nowych kopalń odkrywkowych węgla brunatnego powinny być podjęte jak najszybciej, ze względu na wyczerpywanie się obecnie eksploatowanych złóż. Przypomniał przy tym, że emisja zanieczyszczeń i CO2 z węgla brunatnego jest wyższa niż w przypadku węgla kamiennego.

 

"O tym, czy będziemy w stanie pokryć zapotrzebowanie na węgiel z własnej produkcji, zdecyduje ekonomia. Warunki geologiczno-górnicze eksploatacji i zagrożenia w polskich kopalniach powodują, że cześć polskich kopalń może nie być wystarczająco konkurencyjna, zwłaszcza uwzględniając duży udział płac w strukturze kosztów w górnictwie" - ocenił Steinhoff.

 

Zobacz także: Węglowe roszady, czyli o schyłku polskiego węgla [KOMENTARZ]

 

Jego zdaniem polityka energetyczna państwa do 2050 r., nad którą pracuje obecnie rząd, nie będzie dokumentem precyzyjnie określającym udział nośników energii w miksie energetycznym - jego faktyczny kształt zależy m.in. od tego, czy ostatecznie w Polsce powstanie elektrownia jądrowa, jak bardzo rozwiną się odnawialne źródła energii oraz jakie będą koszty emisji CO2.

 

Uczestnicy debaty potwierdzili, że obecne tendencje na forum unijnym mówią o odchodzeniu od węgla w energetyce, uznali jednak, że wyeliminowanie tego surowca w Polsce w perspektywie najbliższych kilkunastu lat jest niemożliwe. Dekarbonizację - jak mówili - należy rozumieć przede wszystkim jako zmniejszanie wielkości emisji dwutlenku węgla (prowadzi do tego także wzrost sprawności elektrowni węglowych), a nie narzucenie określonego miksu energetycznego.

 

W ubiegłym roku polska produkcja węgla energetycznego wyniosła ok. 57 mln ton. Z szacunków przedstawionych podczas piątkowej debaty wynika, że w perspektywie 2030 r. zapotrzebowanie na węgiel kamienny do celów energetycznych utrzyma się na poziomie blisko 60 mln ton, a w przypadku zmniejszania się wydobycia węgla brunatnego, może przekroczyć 60 mln ton, co otwiera drogę do zwiększenia importu.

 

kn/PAP

Reklama

Komentarze

    Reklama