W Polsce bardzo często mamy problem ze skonkretyzowaniem kontaktów ze wschodnimi sąsiadami. Sporo rozmawia się o polityce wschodniej w kontekście historycznym (np. Rzeź Wołyńska), idei (Międzymorze), społecznym (stypendia), a niezwykle rzadko o interesach np. energetycznych, które mają charakter strategiczny. Nie bez powodu pojawiają się one w deklaracji z Dubrownika, którą polskie media ochrzciły początkiem formalizowania bloku politycznego w Europie Środkowo-Wschodniej.
Jednym z kluczowych elementów tej struktury, i w ogóle myślenia polskich elit o wschodzie, jest kraj nad Dnieprem. Warto zatem sprawdzić jaki jest bilans dużych projektów polsko-ukraińskich w energetyce, która w dzisiejszych czasach coraz częściej definiuje niepodległość (nieprzypadkowo litewski terminal LNG typu FSRU nazwano „Independence”, a w dzień niepodległości Ukrainy władze chwaliły się przeorientowaniem importu gazu i spadkiem znaczenia dostaw z Gazpromu).
Problemem brak pieniędzy
Do niedawna jedynymi dużymi inwestycjami, o których dyskutowano w Polsce spoglądając nad Dniepr były: budowa ropociągu Odessa-Brody-Płock i import za jego pomocą ropy znad Morza Kaspijskiego (tzw. Euroazjatycki Korytarz Transportu Ropy Naftowej) oraz restytucja mostu energetycznego, który mógłby służyć eksportowi energii z Chmielnickiej Elektrowni Atomowej do UE. Oba borykały się z tą samą bolączką – problemami finansowymi (abstrahując od kontrowersji, które wzbudzały np. w kontekście wpływu taniej energii ukraińskiej na polskie górnictwo czy „opłacalności” ropy z Azerbejdżanu ze względu na koszty logistyczne ponoszone na trasie jej przesyłu). W dużym uproszczeniu Ukraińcy mieli bardzo duży problem ze znalezieniem środków na realizację nowych bloków Chmielnickiej Elektrowni Atomowej, a także odcinka ropociągu łączącego Brody z granicą z Polską. Po stronie władz w Warszawie dużych chęci wykładania na stół pieniędzy także nie było.
Pomoc unijna nie wystarczy
Oczywiście – pewne działania przynajmniej częściowo można wdrożyć bez zaangażowania własnego kapitału. Przykładem są plany budowy do 2020 r. interkonektora gazowego pomiędzy Polską i Ukrainą. Warto jednak pamiętać, że to połączenie międzysystemowe wpisujące się w ideę Unii Energetycznej, a więc zwiększenia bezpieczeństwa gazowego krajów członkowskich. Łącznik może np. pomóc zintegrować ukraińskie magazyny gazu z systemami środkowoeuropejskich państw, do których za kilka lat będzie w dużych ilościach tłoczony surowiec znad Bałtyku i Adriatyku. Chodzi m.in. o świnoujski terminal LNG i planowany gazociąg Baltic Pipe. Trzeba uświadomić sobie, że nie wszystkie projekty na Ukrainie, która nie jest krajem członkowskim UE będą mogły uzyskać dofinansowanie z Brukseli. Często środki te są zresztą niewystarczające i na stół trzeba wykładać własne środki, co dla zmagającego się z rosyjską inwazją i interesami oligarchów Kijowa jest problematyczne.
Brak dużych komercyjnych pożyczek
Za rządów premier Ewy Kopacz pojawiło się światełko w tunelu. Ukrainie udzielono 100 mln euro kredytu, z którego miała być finansowana m.in. modernizacja dostosowania elektrowni ukraińskich do polskiego węgla. W tamtym okresie Kijów szczególnie dotkliwie odczuwał deficyty energii we wschodniej części kraju w związku z utratą donbaskich kopalni antracytu (wysokoenergetycznego węgla).
Po roku od tego wydarzenia widać, że optymizm był przedwczesny. Najwyraźniej polski kredyt nie został udzielony z powodu chęci realizacji głębszej strategii zwiększenia obecności krajowych firm na Ukrainie. Pełnił on jedynie rolę obowiązkowego świadczenia na pomoc rozwojową w ramach UE. Głosy dobiegające z Ukrainy sugerują, że w umowę pożyczkową nie wpisano żadnych zobowiązań co do modernizacji elektrowni. Wszystko było robione „na gębę” i komunikowane na wyrost mediom. Kolejna szansa na realizację dużego projektu z Kijowem została zmarnowana.
Ta lekcja pokazuje, że Polska powinna posiadać nie tylko możliwość udzielania znacznych komercyjnych pożyczek, ale także robienia to w taki sposób by partnerzy wydatkowali je na kwestie sprzyjające polskim interesom. Oczywiście istnieje możliwość uzyskania kapitału bezpośrednio na Ukrainie. Tamtejsze banki należą jednak głównie do oligarchów i ich interesy wpływają często na decyzję o udzieleniu kredytu. To bardzo komplikuje sytuację.
Nowe projekty - stare problemy
W kontekście energetycznych relacji Polski i Ukrainy, które zgodnie z deklaracją z Dubrownika mają stanowić element powstającego Międzymorza (czy jak kto woli „Trójmorza”) znów zaczyna się coś dziać. Niestety nowe inicjatywy również mogą natrafić na tradycyjną barierę finansową.
PGNiG podpisał na początku sierpnia umowę ze spółką ERU Trading na dostawy gazu ziemnego. Prezes Piotr Woźniak podkreśla, że współpraca z Ukraińcami przynosi zysk. Otrzymują oni surowiec z portfela PGNiG (zarówno z kontraktu jamalskiego, wydobycia krajowego jak i LNG). Jaki jest jego wolumen? Tego firma nie ujawnia, choć według Rosjan mowa o 1,5 mld m3 rocznie. Krajowy potentat chciałby zwiększać swoją obecność nad Dnieprem wraz z postępami w oddawaniu nowej infrastruktury (Baltic Pipe, rozbudowa mocy połączenia gazowego z Ukrainą etc.). Jest jednak jedno „ale”. Dostawy surowca są realizowane na zasadzie przedpłat. Najwyraźniej PGNiG liczy się z możliwością wystąpienia problemów w regulowaniu należności przez ERU Trading. W przyszłości mogą one wystąpić na dużą skalę jeżeli ukraiński sektor nie zostanie wzmocniony finansowo, zrestrukturyzowany. Polska powinna być aktywna na tym kierunku, ale do tego potrzebuje środków finansowych i planu by środki rozwojowe nie zostały zdefraudowane. Podobnie przedstawiają się kwestie w sektorze węglowym.
Kwestie finansowe przeszkadzają bowiem również w kooperacji Bogdanki z Ukraińcami. To nowoczesna kopalnia z Lubelszczyzny. Do niedawna prywatna ponieważ przejęła ją Grupa Enea. Jej prezes podczas ostatniej konferencji wynikowej oświadczył, że Bogdanka jest bardzo zainteresowana sprzedażą węgla nad Dniepr i prowadzi rozmowy z ukraińskimi firmami oraz decydentami. Jest tylko jeden problem - „zagwarantowanie płatności za surowiec”.
Na budowę Międzymorza nie ma pieniędzy. Przykład polsko-ukraiński
Z budowy tzw. Międzymorza nic nie wyjdzie jeżeli idea nie przekształci się w konkret. Potrzebna jest nie tylko wola polityczna, strategia działania, ale również konkretne środki finansowe. Bez synergii tych trzech czynników wszelkie deklaracje, nie tylko t z Dubronika, czeka fiasko. Doskonale widać to przez pryzmat polskich działań na Ukrainie tj. w kluczowym dla polityki wschodniej RP państwie.