Chodzi o pomysł eksportu ukraińskiej energii do Polski. Aby był on możliwy konieczna jest restytucja połączenia Chmielnicki-Rzeszów o napięciu 750 kV. Jest ono nieużywane od 1993 r., a jego ponowne uruchomienie wiąże się z dużymi kosztami modernizacyjnymi (głównie po stronie polskiego operatora) i koniecznością budowy specjalnego sprzęgła umożliwiającego synchronizację sieci elektroenergetycznych obu krajów (parametry prądu na obszarze byłego ZSRS są odmienne od standardu UE). Ponadto musi zostać rozbudowana elektrownia atomowa Chmielnicki, z której miałaby pochodzić energia na eksport. Z tym są problemy ponieważ po wypowiedzeniu umowy z rosyjskim Rosatomem Ukraińcom brakuje pieniędzy.
Wypowiedź Wołodymyra Demczyszyna jest dość zaskakująca, sugeruje bowiem, że dwustronna kooperacja Warszawy i Kijowa może być rozwiązaniem, dla którego polski rząd porzuci swoje aspiracje atomowe. Forma wypowiedzi ukraińskiego ministra energetyki sugeruje ponadto, że Polska prowadzi rozmowy z Ukrainą dotyczące partycypowania w kosztach budowy nowych bloków siłowni Chmielnicki. Tymczasem jeszcze na początku września br. podczas konferencji prasowej w Centrum Prasowym PAP, Władimir Buzinow (wiceprezes Ukrenergo nadzorującego inwestycję po stronie ukraińskiej) stwierdził, że środki na ten cel będą pochodzić z ukraińskiego źródła. Menadżer sugerował także, że mimo toczącego się dialogu polsko – ukraińskiego, o którym wspomina Demczyszyn, nie należy spodziewać się szybkich decyzji w kwestii koncepcji importu prądu z Ukrainy przez Polskę ponieważ zainteresowanie nią po stronie ministra gospodarki RP jest „umiarkowane”. Być może ma to związek z analizami jakie resort musi przeprowadzić w kontekście wpływu taniej energii ukraińskiej na poszczególne sektory gospodarki krajowej.
Zobacz także: Ukraina zrywa współpracę atomową z Rosją
Zobacz także: PSE Operator i Ukrenergo prowadzą rozmowy w sprawie polsko-ukraińskiego mostu energetycznego