Na początku sierpnia br. PGNiG poinformowało o rozpoczęciu współpracy z ukraińską spółką ERU Trading w zakresie dostaw gazu ziemnego na Ukrainę. Finalnymi odbiorcami mają być firmy przemysłowe nad Dnieprem.
W komentarzu do tego wydarzenia podkreślałem, że jest ono niezwykle interesujące w kontekście powstającego Korytarza Północnego, którym będzie przesyłane do Polski 17,5-18 mld m3 nierosyjskiego gazu ziemnego z kierunku bałtyckiego (najprawdopodobniej poprzez świnoujski terminal LNG i gazociąg Baltic Pipe). Ukraina może być bowiem jednym z rynków docelowych dla tego projektu.
Zastanawiałem się również nad tym w jaki sposób PGNiG mógł zaoferować atrakcyjną cenę dla ERU Trading skoro według danych ukraińskiego Naftogazu w pierwszym kwartale roku średnioważona cena importu błękitnego paliwa z Europy wynosiła 198 $? Tymczasem zdaniem rosyjskich źródeł polski koncern otrzymuje surowiec z Gazpromu za około 265 $ (to oczywiście spekulacje). Zasugerowałem więc, że być może cena zaoferowana Ukraińcom (różnica ponad 60 $) wynika z tego, że dostawy dla ERU będą realizowane za pomocą surowca dostarczanego do terminalu LNG w Świnoujściu przez Statoil (założyłem, że partnerstwo opiera się na umowie dwustronnej z pominięciem giełdy).
Mimo, że PGNiG konsekwentnie odmawia komentowania umowy zawartej z ukraińskim partnerem (tajemnica handlowa) to jednak wiadomo o niej coraz więcej. Według rosyjskiej agencji PRIME polski potentat odsprzedaje ERU Trading rosyjski gaz dostarczany w ramach kontraktu jamalskiego. Mowa także o wolumenie - 4,4 mln m3 dziennie.
Komunikat PGNiG dotyczący porozumienia z ERU Trading nie precyzował wolumenu, co mogło sugerować, że chodzi o niewielką umowę. Tymczasem zdaniem PRIME chodzi o około 1,5 mld m3 surowca rocznie. To wartość oscylująca wokół maksymalnych, rocznych możliwości przesyłowych punktu Hermanowice w kierunku Ukrainy (do 2020 r. planuje się zwiększenie przepustowości połączenia na potrzeby Korytarza Północ-Południe budowanego pomiędzy Polską i krajami środkowoeuropejskimi). Z tego względu warto zadać sobie pytanie czy to wielkość realna?
Gdyby założyć, że tak to oznaczałoby to, że surowiec, który przesyła PGNiG pochodzi w dużym stopniu z kontraktu jamalskiego (cena katarskiego LNG ma być renegocjowana i jest wyższa od błękitnego paliwa z Rosji, surowiec z wydobycia krajowego jest natomiast istotny dla utrzymania bezpieczeństwa dostaw dla "Kowalskich"). W takim wypadku rodzi to ciekawe konkluzje. Czyżby mimo toczącego się sporu arbitrażowego pomiędzy PGNiG i Gazpromem cena surowca dzięki indeksacji do ceny ropy naftowej była zbliżona do poziomu 200 $ ? Czy jest ona konkurencyjna wobec oferty RWE, który dostarczał Ukrainie błękitne paliwo z Nord Stream przez terytorium polskie? A może PGNiG po prostu dopłaca do interesu?
Niestety nie udało się tego wyjaśnić. W odpowiedzi przesłanej do Energetyka24.com spółka PGNiG poinformowała, że „współpraca między PGNiG i ERU Trading stanowi tajemnicę handlową kontrahentów. Ze względu na tajemnicę przedsiębiorstwa, nie ujawniamy również źródeł pochodzenia surowca sprzedawanego ERU Trading”.
Warto nadmienić, że także w kwestii wolumenu trzeba bazować na rosyjskich „przeciekach”. Z jednej strony mogą one stanowić klasyczną dezinformację, jednak z drugiej strony część upublicznionych danych może być prawdziwa (niestety na dwoje babka wróżyła). Jednak w obu przypadkach cel jest ten sam: pokazać polskiej opinii publicznej, komentatorom, decydentom, że rosyjski gaz jest atrakcyjny, a polskie plany dywersyfikacyjne (Korytarz Północny) niepewne. Przy okazji takiej narracji warto przypomnieć sobie o tym, że w obecnej formule kontraktowej cena gazu dostarczanego przez Gazprom do Polski jest uzależniona od ceny ropy naftowej i przy okazji zmiany koniunktury wystrzeli w górę…