Reklama

Aneksja Krymu pokazała, że tzw. wojna hybrydowa, w ramach której operują nieoznakowane oddziały rosyjskiego wojska, to niezwykle skuteczna metoda realizacji celów Federacji Rosyjskiej. W odniesieniu do Polski zagrożenie to jest coraz częściej rozpatrywane w kontekście akwenu bałtyckiego, ze względu na jego rosnące znaczenie energetyczne (dostawy ropy i gazu), słabość marynarki wojennej oraz zabezpieczeń infrastrukturalnych (np. łącznik elektroenergetyczny Polska-Szwecja, naftoport).

Na wspomniany aspekt bezpieczeństwo zwraca coraz większą uwagę także NATO (niewykluczone, że będzie to jeden z wiodących wątków poruszanych na szczycie Paktu w Warszawie). Wśród zagrożeń jakie akcentują specjaliści Sojuszu należy wymienić: elementy wojny informacyjnej (wzbudzanie paniki bądź presji psychologicznej), wywoływanie katastrof ekologicznych w miejscach strategicznych z perspektywy Kremla (blokowanie dostaw morskich), możliwe działania dywersyjne skutkujące awariami terminali gazowych i naftowych, wykorzystywanie organizacji ekologicznych do blokowania prac infrastrukturalnych czy wydobywczych na platformach (casus Arctic Sunrise) etc. 

Należy jednak zaznaczyć, że powyższe przykłady mają charakter hipotetyczny tymczasem w ostatnich latach doszło do przynajmniej dwóch incydentów na Morzu Bałtyckim, które warto przeanalizować pod kątem zagrożeń dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Mogą one bowiem zostać z łatwością zaadoptowane przez Rosjan na potrzeby nowych operacji na wspomnianym akwenie.

O pierwszej pisaliśmy już na łamach Energetyka24.com. Chodzi o potwierdzone w 2015 r. przez litewskie MSZ prowokacje rosyjskiej floty podczas układania podmorskiego kabla Nordbalt. Zaadaptowanie tych środków do operacji uderzającej np. w ułożenie gazociągu Baltic Pipe pomiędzy Polską i Danią wydaje się prawdopodobne biorąc pod uwagę fakt, że Rosjanie nie przestraszyli się floty Królestwa Szwecji patrolującej obszar, na którym wykonywano prace związane z budową litewsko-szwedzkiego łącznika elektroenergetycznego. Dodajmy – znacznie potężniejszej niż polskie siły morskie. 

Drugi ciekawy incydent miał miejsce w 2009 r. Towarowy statek transportowy Arctic Sea opuścił port Pietarsaari w Finlandii rozpoczynając rejs do portu Bejaia w Algierii. Na pokładzie miało znajdować się drewno o wartości około 1,8 mln $. Dzień po wyruszeniu w rejs (24 lipca) jednostka została porwana przez oddział napastników i…zniknęła. Odnaleziono ją 17 sierpnia w odległości 438 km od Wysp Zielonego Przylądka.

Sprawa elektryzowała większość liczących się na świecie służb specjalnych, które gorączkowo poszukiwały statku. Najpopularniejsza teoria związana z tym tajemniczym wydarzeniem mówi o transporcie zaawansowanej broni rosyjskiej na pokładzie Arctic Sea do kraju objętego sankcjami międzynarodowymi. O sprawie miały dowiedzieć się zachodnie służby, w związku z czym Rosjanie upozorowali porwanie, aby zminimalizować straty wizerunkowe. 

W całej historii z polskiego punktu widzenia niezwykle interesujące jest szczególnie to, że na monitorowanych wodach europejskich (w tym na Bałtyku) możliwe było porwanie jednostki o długości prawie 100 metrów i przetransportowanie jej na odległość setek kilometrów.

Warto nadmienić, że metanowce dostarczające LNG do Polski są ochraniane przez byłych operatorów GROM pracujących w prywatnych firmach, ale w przypadku pierwszej dostawy surowca do Świnoujścia byli oni obecni na pokładzie jedynie na odcinku Zatoka Perska-Morze Czerwone. Niewykluczone, że takie procedury mają miejsce także w przypadku pozostałych kursów. Tymczasem casus Arctic Sea pokazuje, że do incydentów może dochodzić również na „cywilizowanych” wodach.

Nie trudno przewidzieć jaki efekt psychologiczny/informacyjny wywołałoby porwanie metanowca przez tzw. „zielone ludziki”. Szacuje się, że rozproszone w powietrzu (w wypadku uszkodzenia metanowca) 125 tys. m3 LNG stanowi ekwiwalent 700 tys. ton trotylu lub 40 bomb atomowych zrzuconych na Hiroszimę. Incydent z udziałem takiego statku mógłby zatem w potężny sposób wpłynąć na społeczne poparcie dla dywersyfikacji dostaw błękitnego paliwa za pomocą terminala LNG. Podobny skutek mogłoby zresztą wywołać porwanie tankowca zmierzającego do Gdańska i ryzyko wywołania katastrofy ekologicznej na Bałtyku.

Zobacz także: Atak piracki na Bałtyku: tajemnicza historia Arctic Sea 5 lat później

Reklama

Komentarze

    Reklama