Moskwa uzależniona od "ekonomicznej kroplówki" Pekinu

Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat stosunki rosyjsko-chińskie przeszły niezwykłą drogę. Kilka dekad wystarczyło, by asymetryczna zależność Pekinu od Moskwy została zastąpiona złożonym partnerstwem, w którym coraz wyraźniej dominują Chińczycy.
Nabrało ono szczególnego znaczenia po roku 2022, gdy niemal cały cywilizowany świat otoczył Rosję kordonem sanitarnym, a sankcje poczęły dusić jej zacofaną, uzależnioną od eksportu surowców, gospodarkę. Wtedy na pomoc (w wojnie Putina z Europą – bo tak należy patrzeć na ten konflikt) przybyli… Sami Państwo wiecie kto.
"Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie"
Myślę, że nie będzie odległym od prawdy stwierdzenie, że przed erą Deng Xiaopinga Chiny odgrywały rolę junior partnera, pozostającego w cieniu potężnego, sowieckiego imperium, choć oczywiście niepozbawionego pewnych ambicji. Nie chciałbym jakoś szczególnie rozpisywać się o transformacji chińskiej gospodarki, bo obawiam się, że odbiegłbym od tematu znacznie bardziej niż zwykle, a Ci z Państwa, którzy zaglądają tutaj regularnie wiedzą, że jestem w tej kwestii zawodnikiem wagi ciężkiej. W każdym razie – dzisiaj role właściwie już się odwróciły, a dysproporcje, zwłaszcza ekonomiczne, stają się coraz trudniejsze do ukrycia. Procesy gospodarczej wasalizacji, terytorialnej kolonizacji oraz kulturowej penetracji Rosji zachodzą na naszych oczach.
Wydaje się, że ich tempo wyraźnie przyspieszyło po pełnoskalowej napaści na Ukrainę. W wymiarze ekonomicznym jej efektami są takie zjawiska jak: ubożenie rosyjskiej gospodarki, rosnący deficyt budżetowy czy zaburzenie normalnego rytmu funkcjonowania systemu ekonomicznego. To, naturalnie, nie wzmacnia pozycji negocjacyjnej, zwłaszcza jeśli już wcześniej była ona raczej słaba.
Adam Mickiewicz, w jednym ze swoich wierszy, zdradził kumowi Leszkowi „przysłowie niedźwiedzie: że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”. Jak już wspomniałem, po lutym 2022, gdy rosyjski reżim został objęty infamią, jednym z krajów, które zintensyfikowały z nim relacje gospodarcze były Chiny – te same, które równocześnie zarabiają krocie na współpracy z Europą i próbują udawać, że nie mieszają się w konflikt. W tym miejscu dość wspomnieć, że obroty handlowe Rosji z Chinami w 2023 roku były o ponad 26% większe niż przed inwazją, osiągając poziom ok. 240 miliardów dolarów. Ale to pewnie tylko przypadek.
Problemy w energetycznym raju
Nie jest tajemnicą, że zbrodnicza wojna Putina w największym stopniu odbiła się czkawką sektorowi energetycznemu. Rosja, jako jeden z największych eksporterów gazu i ropy na świecie, straciła niemal z dnia na dzień dostęp do kluczowych rynków europejskich, które przez dekady były podstawą jej dochodów. Sankcje Zachodu ograniczyły możliwości i zyskowność eksportu nie tylko ropy i gazu, ale także węgla. W rezultacie Europa stanęła przed potrzebą szybkiej dywersyfikacji źródeł energii – nie tylko, żeby doraźnie zażegnać kryzys, ale także (przede wszystkim?), żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo powrotu do status quo ante.
Imperium energetyczne Putina może nie poszło jeszcze w dosłowną rozsypkę, ale wpadło w taki poślizg, z którego wyjść będzie mu bardzo trudno. Symbolem tego upadku jest Gazprom – rok 2023 zamknął on stratą na poziomie 7 miliardów dolarów (pierwszą od 1999 roku). W 2024 było jeszcze gorzej, bo wzrosła ona do prawie 13 miliardów dolarów. Financial Times informował niedawno, że firmę czeka gruntowna restrukturyzacja, powiązana z redukcją zatrudnienia, optymalizacją procesów oraz prawdopodobnym wzrostem znaczenia spółki-córki Gazprom-Nieft. A to zapewne dopiero początek, bo choć pojawiają się w Europie głosy sugerujące powrót do „business as usual”, to niedawne decyzje UE dot. kolejnych sankcji na projekt Nord Stream 2 wskazują, że nawet jeśli do tego dojdzie, to raczej nie będzie to szybki i bezbolesny proces.
Rosjanie, w swym strategicznym geniuszu, zmusili kompanie naftowe do gwałtownej zmiany dotychczasowych modeli funkcjonowania i zawalczenia o zupełnie inne rynki niż dotychczas. Jeszcze w lutym, 2022 podjęto decyzję o zwiększeniu dostaw gazu do Chin realizowanych przez gazociąg Sachalin – Chabarowsk – Władywostok o 10 mld m3. Nie ulega jednak wątpliwości, że oczkiem w głowie Putina są tutaj inne magistrale – istniejąca Siła Syberii oraz wymarzona – Siła Syberii 2, której przewidywana przepustowość wynosi 50 mld m3. I o ile pierwsza z nich już działa – w 2021 przesłano nią 10,4 mld m3, a w 2023 – 22,7 mld m3 (34% całości importu gazu rurociągowego do Chin) – to druga napotyka liczne trudności.
Pekin rozdaje karty
Podstawową jest ekstremalnie asertywna postawa Chińczyków, która wynika z dwóch czynników – po pierwsze wiedzą, jak słabymi kartami dysponują dzisiaj Rosjanie. Po drugie – nie zamierzają popełnić błędów Europy, bo wiedzą również, jak bardzo niewiarygodnym są oni dostawcą. I dlatego nie chcą płacić za budowę rurociągu, którego ekonomiczny sens nie jest wcale jednoznaczny. Gazprom z kolei, i Rosja generalnie, nie narzekają na nadmiar wolnych środków finansowych, a budowa będzie kosztowna. Analitycy Center on Global Energy Policy uważają nawet, że gdyby przyszło do realizacji Siły Syberii 2, to byłaby dla obecnego Gazpromu „egzystencjalnym wyzwaniem” – niepowodzenie mogłoby ich zdaniem zagrozić istnieniu firmy i potencjalnie doprowadzić nawet do podziału jej majątku.
Na to wszystko powinniśmy także nałożyć spory dotyczące cen gazu, który miałby być przesyłany w/w połączeniem (mówi się, że Chińczycy oczekują ceny kilkukrotnie niższej od tej, która została im zaproponowana) oraz liczne wyzwania wynikające z prognoz energetycznych dla Państwa Środka. A te mówią jednoznacznie, że mają oni czas i wcale nie muszą spieszyć się z decyzjami, na których szybkim podjęciu tak bardzo zależy Rosjanom. Z analizy Center on Global Energy Policy wynika dość jednoznacznie, że ślepa wiara w możliwość szybkiej alokacji dużych wolumenów gazu na rynku chińskim może prowadzić na manowce: „Prognozy bilansu gazu ziemnego w Chinach wskazują, że import osiągnie około 250 mld m3 do 2030 r., co w dużej mierze (lub całkowicie) może być zaspokojone przez już zakontraktowane dostawy”.
Kolejnym czynnikiem, choć właściwie sygnalizowanym nieco wcześniej, jest generalna niechęć Chin do zwiększania uzależnienia od rosyjskich surowców. W latach 2018-2023 krajowe wydobycie „błękitnego paliwa” wzrosło o 43%, co pozwala zaspokajać większość zapotrzebowania (blisko 60%) bez udziału importu. I to także wpływa na proces podejmowania decyzji dotyczącej ewentualnego zwiększenia mocy przesyłowych poprzez budowę Siły Syberii 2. Na zakończenie tego wątku wspomnę jeszcze tylko, że w sierpniu 2024 r. rząd w Mongolii wykluczył SS2 ze swojego długoterminowego planu rozwoju do 2028 r. Sporo tego.
Po roku 2022 Rosjanie zwrócili swoje oczy także na inne wschodnie rynki, głównie w Azji Środkowej. I tam jednak zbierają się nad nimi czarne chmury, bo kontrowersje budzi łamanie przez reżim praw człowieka. Minister spraw zagranicznych Kirgistanu oświadczył w kwietniu br., że kraj zamierza ograniczyć zakupy rosyjskiego gazu, sugerując, że jest to związane z brutalnym traktowaniem przez Rosję obywateli tego kraju, zatrzymanych w związku z głośnym zamachem w Moskwie.
Czytaj też
Wojna, zamiast wzmocnić pozycję Rosji, uwypukliła jej rosnącą zależność od chińskiej kroplówki. Sektor energetyczny, będący kiedyś symbolem potęgi, stał się źródłem niepewności i problemów. Agresja militarna przyniosła nie triumf, a strategiczną słabość, której owocem jest oddanie co najmniej kilku figur na globalnej szachownicy energetycznej.