Reklama

14 grudnia 2015 r. nastąpiło uroczyste uruchomienie szwedzko-litewskiego (Nordbalt) i litewsko-polskiego (LitPolLink) mostów energetycznych. Lwia część komentatorów podkreślała znaczenie obu łączników dla bezpieczeństwa energetycznego całego regionu ponieważ kraje bałtyckie większość energii sprowadzają z Rosji i Białorusi. Mają one przebudować „krajobraz energetyczny” północno-wschodniej Europy i przyczynić się do jej niezależności. To proces, który podważa pozycję Moskwy w Baltikum tym bardziej, że Wilno, Ryga i Tallin planują w dalszej perspektywie synchronizację swoich systemów elektroenergetycznych z UE (dziś prąd płynący ich sieciami ma parametry charakterystyczne dla obszaru byłego ZSRS).

Nie powinny zatem dziwić rosyjskie działanie utrudniające funkcjonowanie wspomnianej infrastruktury bądź też wykorzystanie jej do własnych celów (idea eksportu energii z obwodu kaliningradzkiego do Polski i na Litwę). Skrajne formy przybrała ona w przypadku Nordbaltu. Litewski minister energetyki Rokas Masiulis w grudniu 2015 r. oficjalnie informował o tym, że rosyjska flota próbowała blokować układanie kabla. Dopiero ostre protesty ze strony władz Litwy i Szwecji rozwiązały tą sytuację. Połączenie udało się uruchomić, ale bardzo szybko okazało się, że to nie koniec problemów.

Szwedzkie media szybko stały się polem walki informacyjnej toczonej przez Rosję. Np. na łamach Svenska Dagbadet zaczęły pojawiać się twierdzenia, że decyzja Sztokholmu o wycofaniu się z energetyki atomowej może skutkować tym, że zamiast taniej szwedzkiej energii przesyłanej na Litwę przez Nordbalt Szwecja będzie głównie importować prąd z Rosji i Białorusi. Tymczasem jak wiadomo sens tej inwestycji jest zupełnie inny. Co ciekawe taki sam mechanizm informacyjny zastosowano w ubiegłym tygodniu wobec projektu Baltic Pipe (o czym szerzej pisałem tutaj).

Konflikt toczony w mediach okazała się jednak niczym w porównaniu z dalszym rozwojem sytuacji. Od momentu uruchomienia NordBalt kabel przestał przesyłać energię już siedem razy. Marcowa awaria była tak duża, że Szwedzi i Litwini poinformowali, iż łącznik będzie wyłączony przynajmniej przez trzy tygodnie. W ubiegły czwartek doszło do kolejnego incydentu – firmy zarządzające Nordbaltem badają sprawę i twierdzą, że „kabel mógł zostać uszkodzony”. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że w obliczu deficytu energii Litwini postanowili uruchomić elektrownię gazową co się…nie powiodło. 

Być może problemy Nordbalt należy odczytywać w kontekście geopolitycznym – rosyjskich nacisków na Szwecję, która pozostając poza NATO pełni dla niego kluczową rolę logistyczną w kontekście zabezpieczenia krajów bałtyckich. Stąd rajdy rosyjskiego lotnictwa i okrętów podwodnych na Bałtyku. Nieraz bardzo spektakularne jak symulacja ataku lotniczego na Sztokholm w Wielki Piątek 2013 r. (kluczowe święto w protestanckim państwie) czy niemal filmowe „polowanie na Czerwony Październik” w archipelagu sztokholmskim w 2014 r. Rosyjski ślad był także doskonale widoczny w tym roku podczas ogromnego cyberataku na główne szwedzkie gazety: "Dagens Nyheter", "Svenska Dagbladet" i "Expressen". 

Zobacz także: Macierewicz o przelotach rosyjskich bombowców: "Przejaw agresywnych zamiarów"

 

Reklama

Komentarze

    Reklama