Ustawa wiatrakowa bez podpisu prezydenta. Projekt wraca do Sejmu
„Wielu ludzi w Polsce, wielu społeczników, protestowało przeciwko tej ustawie (…) Staję po stronie społecznej, a nie tych, którzy chcą mieszać kwestie cen energii z działaniami lobbingowymi” - zadeklarował prezydent Karol Nawrocki podczas konferencji prasowej, na której zawetował nowelizację ustawy wiatrakowej.
Jednocześnie prezydent zadeklarował, że nie zmieniono nic w proponowanym zapisie dotyczącym zamrożenia cen energii - dodanym w ostatniej chwili do nowelizacji ustawy - i ponownie skierował go jako oddzielny projekt do prac Sejmu.
Społeczeństwo przeciwne wiatrakom... przy 64 proc. poparciu?
Teraz ustawa wiatrakowa trafi ponownie do Sejmu, który będzie miał możliwość odrzucenia weta prezydenta - jeśli osiągnie w tej sprawie większość 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Jak podkreślił prezydent Nawrocki, Kancelaria Prezydenta RP i on sam nie jest zobowiązany do uzasadniania swoich decyzji dotyczących akceptacji poszczególnych ustaw, jednak „kontynuując dobry przykład” zdecydował się na przedstawienie powodów swojego weta wobec ustawy wiatrakowej. Jednym z argumentów podnoszonych najczęściej w wypowiedzi prezydenta był „społeczny przeciw” wobec energetyce wiatrowej.
„Wielu ludzi w całej Polsce, wielu społeczników protestowało przeciwko tej ustawie. To jest oczywista emocja, że ludzie nie chcą mieć w swoim gospodarstwie domowym turbin wiatrowych. Zmniejszenie odległości do 500 m nie jest akceptowalne społecznie” - mówił prezydent Nawrocki.
Należy przyznać, że są to dość ciekawe wnioski - szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę najnowszy sondaż przeprowadzony przez agencje Opinia24 i More in Common Polska. Zgodnie z nimi 64 proc. respondentów w Polsce poparło rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Przeciwnych było jedynie 24 proc., a 12 proc. nie miało zdania. Ponadto, „tak” dla wiatraków w odległości 500 m od domu wyraziło 53 proc. respondentów (31 proc. przeciw). Poziom poparcia dla energetyki wiatrowej na wsi również osiąga ok. 50 proc.
Informacje o protestach „wielu ludzi” przeciwko rozwoju lądowych turbin wiatrowych dementuje minister Motyka i podkreśla, że w kształtowaniu ustawy przede wszystkim zwracano uwagę na głos samorządów.
„Decyzja pana prezydenta jest fatalna ponieważ skutkuje tym, że osoby mieszkające w pobliżu farm wiatrowych nie będą uczestniczyć w stworzonym funduszu partycypacyjnym [20 tys. zł od 1 MW mocy dla gospodarstw domowych w promieniu 1000 m od turbiny wiatrowej - przyp.red.E24]. Ustawa zyskała akceptację wspólnot lokalnych i gmin, odpowiadała na wyzwania transformacji” - deklarował Miłosz Motyka.
Jak podkreślał minister energii, ustawa gwarantowała, że ostateczna decyzja dotycząca budowy turbiny wiatrowej (w odległości 500 m bądź dalszej) należała do rady gminy - organu administracyjnego, będącego najbliżej potrzeb mieszkańca. „Nikogo nie zmuszała do budowy elektrowni wiatrowych” - zaznaczał.
Lobbing zagranicznych firm... przy poparciu polskich przedsiębiorców?
Zdaniem prezydenta Nawrockiego, wetując nowelizację ustawy wiatrakowej staje on po stronie społeczeństwa, „po stronie Polaków”. „Staję po stronie społecznej a nie tych, którzy chcą mieszać kwestie cen energii z działaniami lobbingowymi” - deklarował, wskazując, że nowelizacja ustawy wiatrakowej miałaby przynosić korzyści przede wszystkim zagranicznym firmom.
Jest to deklaracja o tyle ciekawa, że ustawa wiatrakowa zyskała szerokie poparcie polskich środowisk przedsiębiorców i pracowników. Podczas konferencji prasowej ministra energii Miłosza Motyki na początku sierpnia przedstawiciele Konfederacji Lewiatan, Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Pracodawców oraz Pracodawców RP zapewniali, że polskie firmy potrzebują niskich cen energii - a długotystansowo te mogą być zapewnione właśnie przez wzrost inwestycji w lądową energetykę wiatrową. „Ustawa wiatrakowa jest konieczna nie tylko w kontekście rozwoju OZE, lecz również w kontekście rozwoju przemysłu” - mówiła wówczas Paulina Grądzik z Konfederacji Lewiatan.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że rozwój energetyki wiatrowej nie leży jedynie w interesie duńskich firm takich jak Vestas, lecz również - a nawet przede wszystkim - w interesie polskiej gospodarki i przedsiębiorstw zaopatrujących potencjalne łańcuchy dostaw. Przykładem może być polska firma Famur, która już teraz oferuje własne przekładnie do wiatraków. Jak podawał red. nacz. Jakub Wiech na łamach E24, Famur kupił licencję umożliwiającą produkcję całej turbiny i ma w planach zastępowanie europejskich dostawców - np. niemieckich.
Zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski... za każdym razem rozpatrywane indywidualnie?
Ostatnim argumentem podanym przez prezydenta Nawrockiego była kwestia bezpieczeństwa, związana z wojskowymi strefami MRT i MCTR. „Ministerstwo Obrony Narodowej (MON) widziało pewne zagrożenia dla Polski i sił powietrznych, a Ministerstwo Infrastruktury dla bezpieczeństwa dróg. Rzecz jasna jest to [ustawa wiatrakowa - przyp.red.E24] lobbing środowisk biznesowych i korporacyjnych, także tych zza naszej wschodniej granicy. Dlatego zgadzam się ze stanowiskiem obu ministerstw” - komentował prezydent.
Odnosił się on do poprawek do ustawy, na które naciskał MON, dotyczących zakazu budowy turbin wiatrowych w wojskowych strefach MRT i MCTR. Argumentowano, że elektrownie wiatrowe w tych miejsach utrudniłyby ćwiczenia wojskowe, a stanowiłyby wręcz „istotne zagrożenie dla bezpieczeństwa lotów”. Jednocześnie jednak w niektórych strefach MRT już wcześniej funkcjonowały turbiny wiatrowe (bezproblemowo przez wiele lat), a firmy wiatrowe otrzymywały odpowiedzi negatywne w obszarach nieobjętych formalnie w procedowanej nowelizacji.
Jeśli poprawka zostałaby zachowana, jej skutki byłyby porównywalne do negatywnych efektów ustawy 10H. Jak zaznaczała Małgorzata Szambelańczyk z Eurowind Energy w wypowiedzi dla E24, problemy ze strefami MRT i infrastrukturą meteorologiczną pojawiły się na 12 z 49 projektów, powodując konieczność zmiany lub zatrzymania prac nad planem zagospodarowania przestrzennego prowadzonego przez gminy. Senat zdecydował jednak o usunięciu zapisów proponowanych przez MON.
„Każda z tych inwestycji jest indywidualnie oceniana i zawsze będzie indywidualnie oceniana” - podkreślał minister Motyka. Przyjęcie ustawy wiatrakowej nie spowodowałoby więc lawinowej budowy farm wiatrowych w strefach wojskowych bez zgody MON, jedynie dałoby pole do dyskusji i wypracowania kompromisu między bezpieczeństwem energetycznym kraju, a ćwiczeniami wojskowymi.
Politycznych gier ciąg dalszy
„Odległość zawsze mogła być większa. Prezydent wybrał polityczne gry i przerzucanie się ustawami zamiast systemowego zagwarantowania niskich cen energii” - zaznaczał Miłosz Motyka. „Ustawa jest absolutnie kompleksowa, dobrze przygotowana i przedyskutowana, a o jej podpisanie apelowali polscy przedsiębiorcy, również z branży hutniczej, samorządowcy oraz obywatele. Gwaratuje ona niskie ceny energii poprzez rozwiązania systemowe i zamrożenie cen energii. Pamiętajmy, że 1 GW mocy więcej z lądowych elektrowni wiatrowych to 10-20 zł/MWh taniej na rachunku”.
Zdaniem ministra energii decyzja prezydenta to cios dla polskiej gospodarki oraz zastopowanie polskiego potencjału w rozwoju energetyki wiatrowej - a także cios w bezpieczeństwo energetyczne kraju.
Weto prezydenta mogłoby zostać odrzucone przez Sejm, jeśli ten uzyskałby 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów - czyli minimum 276 głosów (zakładając obecność wszystkich 460 posłów). Jest to scenariusz mało prawdopodobny, ponieważ PiS, Konfederacja, Wolni Republikanie i Konfederacja Korony Polskiej mają obecnie 216 posłów.
Czytaj też
Kolejnym ruchem prezydenta Nawrockiego jest skierowanie do Sejmu projektu o zamrożeniu cen energii, który jest „literalnie wyjęty” z zawetowanej ustawy wiatrakowej. Jak zadeklarował Nawrocki, po spotkaniu Senatu 24 września „będzie w gotowości” do podpisania tej ustawy.
