Wywiady
Kobosko: do PE mogą dostać się eurohejterzy wspierani przez Rosję i Chiny
W Parlamencie Europejskim mogą w większym niż dotąd stopniu zasiąść eurosceptycy, czy wręcz eurohejterzy - w tym również ci wspierani pośrednio przez Rosję i Chiny. Do tej pory skrajne ugrupowania zajmowały do 20% miejsc. Teraz, w najgorszym scenariuszu, może to być nawet jedna czwarta europosłów - mówi w rozmowie z Energetyką24 Michał Kobosko, kandydat Polski2050 w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Karol Byzdra, Energetyka24: wkraczamy w ostatnią fazę kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Podobnie jak przed wyborami parlamentarnymi w październiku zeszłego roku, można usłyszeć, że są to jedne z najważniejszych wyborów. Jaka jest zatem stawka w niedzielnych wyborach?
Michał Kobosko, kandydat do Parlamentu Europejskiego z ramienia Polski2050: przed nami wybory, które określą skład Parlamentu Europejskiego na najbliższe pięć lat. To wyjątkowa okazja, aby w bezpośredni sposób wpłynąć na kształt tej instytucji i jej decyzje w przyszłych kadencjach. W niedzielę zdecydujemy także o przyszłej pozycji Polski w Europie i jej kierunku rozwoju, czy będzie wzmacniać swoje struktury, czy też rozluźniać zasady współpracy - i tym samym słabnąć.
A pana zdaniem, jaka będzie Europa po wyborach?
Patrząc na sondaże przeprowadzone w innych krajach unijnych, Parlament Europejski może zostać w większym niż dotąd stopniu zaludniony przez eurosceptyków, czy wręcz eurohejterów - w tym również tych wspieranych pośrednio przez Rosję czy Chiny. Do tej pory skrajne ugrupowania zajmowały do 20% miejsc. Teraz, w najgorszym scenariuszu, może to być nawet 25%, czyli jedna czwarta europosłów. Ci politycy startują w tych wyborach, aby osłabić unijne struktury. To nie są bajki, lecz suche fakty, które możemy stwierdzić, obserwując rosnącą siłę ugrupowań populistycznych i skrajnie prawicowych.
Czytaj też
Z czego może wynikać ten wzrost?
Kluczowym elementem jest zdolność do manipulowania, siania dezinformacji i wykorzystywania społecznych obaw i lęków. Populizm znajduje zwolenników wśród młodych, ale przecież nie tylko. To zjawisko coraz bardziej potęguje się w całej Europie. W obliczu niepewnych czasów, ludzie, co zrozumiałe, martwią się o przyszłość, co dodatkowo potęguje sytuacja na Ukrainie, kryzys migracyjny, zmiany klimatyczne i problemy ekonomiczne. Obecnie stosunkowo łatwo można zdobyć polityczny kapitał, podsycając te lęki i niepewność. Populiści wykorzystują to, proponując proste, często kompletnie oderwane od realu rozwiązania, które mogą brzmieć kusząco w uszach zagubionych i sfrustrowanych Europejczyków. Ci obywatele czują, że tradycyjne elity polityczne nie potrafią już skutecznie rozwiązać ich problemów.
Jak w każdej walce musi być jakiś wróg. W tym roku jest to Europejski Zielony Ład, przeciwko któremu wielu kandydatów otwarcie się opowiadają, obiecując jego likwidację, choć brak im konkretnego planu działania. Mam wrażenie, że ta retoryka nie przemawia wyłącznie do młodych wyborców.
Ponad 80% Polaków ma pozytywne nastawienie do Unii Europejskiej i dostrzega liczne korzyści płynące z członkostwa. Jednak wśród młodszych osób ten odsetek jest znacznie niższy. Młodzież nie zna rzeczywistości sprzed przystąpienia Polski do Unii i nie zdaje sobie sprawy z różnic, jakie nastąpiły. To może w znacznym stopniu tłumaczyć wzrastający eurosceptycyzm w tej grupie wiekowej.
Czytaj też
Lecz często to nie w samym członkostwie eurosceptycy widzą problem. Przede wszystkim podnoszą argumenty złej unijnej administracji.
Nie rozwiążemy żadnego problemu, zamiatając Europejski Zielony Ład pod dywan. Takie kwestie mają tendencję do powracania z większą siłą. Zmiany klimatyczne wymagają zdecydowanego działania. Zielony Ład, choć nieidealny i niespełniający wszystkich naszych oczekiwań, został podpisany przez rząd Mateusza Morawieckiego pod koniec 2019 roku. W tamtym czasie nikt nie przewidywał pandemii ani pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę i jej konsekwencji. Dziś żyjemy w zupełnie innych czasach, a priorytety społeczne zdążyły się zmienić. Wyrzucenie Zielonego Ładu do kosza, jak twierdzą niektórzy, wcale nie przyniesie trwałych korzyści, a jedynie chwilową satysfakcję dla najgłośniejszych krytyków. Powiedziałbym nawet więcej: wyrzucenie Zielonego Ładu do kosza byłoby de facto rozpoczęciem Polexitu.
Musimy negocjować i modyfikować poszczególne elementy, aby jego wdrożenie i związane z tym koszty były bardziej akceptowalne dla obywateli. Problemy są realne i trzeba im stawić czoła, a to jest rola odpowiedzialnych polityków.
Uzyskanie zmian w tak istotnym dokumencie w pojedynkę może być wyzwaniem. Do tego przydałaby się koalicja. Czy macie już pomysł, z kim i jak chcielibyście ją tworzyć w Parlamencie Europejskim?
Dokonywanie zmian w Europejskim Zielonym Ładzie będzie wymagało budowania koalicji z innymi państwami, co często było pomijane przez poprzedni rząd. Jak by nie patrzeć, gabinet premiera Morawieckiego podejmował decyzje według własnego uznania, tak jak nieudolnie próbował zrobić to w przypadku prób zawieszenia podatku ETS.
Obecnie widzimy gotowość do współdziałania ze strony innych frakcji działających w Parlamencie Europejskim. Premier Tusk wielokrotnie dał do zrozumienia, że jako prominentny przedstawiciel Europejskiej Partii Ludowej, jest zwolennikiem zmian. Podobne deklaracje słyszeliśmy od Przewodniczącej Ursuli von der Leyen. Do tej pory nie obserwowaliśmy takiej otwartości na współpracę. Chcielibyśmy poruszyć ten temat od samego początku nowej kadencji Parlamentu. Stajemy przed ogromnymi wyzwaniami, z których być może jeszcze nie do końca zdajemy sobie sprawę. Dlatego już teraz musimy poszukiwać kompromisów, które nie ograniczą naszych aspiracji rozwojowych.
Czytaj też
Czy głos Polski w Parlamencie Europejskim będzie wystarczająco słyszalny, by uwzględnić go w tych zmianach?
W historii występują momenty, które rozwijają się w sposób nieoczekiwany, jak choćby nasza postawa wobec przyjęcia milionów Ukraińców zaraz po wybuchu wojny w 2022 r. Jednak nie da się ukryć, że sytuacja Polski nie była korzystna przez ostatnie 8 lat, co nie wynikało z działań sił ciemności, lecz była skutkiem strategii poprzedniego rządu. Po zmianie władzy w Polsce, w europejskich strukturach dało się odczuć poruszenie. Nie w sensie, że z nami uda się wszystko przeforsować, lecz w sposób, który pokazuje, że Polska wraca do stołu jako partner, który pragnie rozmawiać, chce budować i rozwijać wspólnotę. Jest poczucie, że Polska podejmie odpowiedzialność za swoje decyzje na europejskim szczeblu.
To też dość ważne w perspektywie objęcia przez Polskę prezydentury w UE. Jakie mogą być wobec nas oczekiwania?
Oczekiwania są bardzo duże. To nowy moment w historii Unii, a po 9 czerwca przekonamy się o tym. Jesienią będzie konstruowana nowa Komisja Europejska i dowiemy się, czy pojawi się nowe stanowisko komisarza UE ds. bezpieczeństwa i obronności. Prezydencja Polski przyjdzie zaraz po węgierskiej, a ta rozpocznie się 1 lipca. Jakby nie spojrzeć, nikt w Europie nie spodziewa się niczego dobrego po rządzie Victora Orbana. W najlepszym przypadku będzie to czas stagnacji, a w najgorszym mogą pojawić się próby wprowadzania zmian na gorsze, zgodnie ze scenariuszem pisanym cyrylicą. Dotyczy to kwestii takich jak blokowanie kolejnych transz finansowania dla Ukrainy lub prowadzenie niekończących się dyskusji o nowych pakietach sankcji wobec Rosji i Białorusi. Potem nadejdzie nowa, polska prezydencja wraz z nowymi unijnymi władzami. Mamy nadzieję, że Polska rzeczywiście wniesie nowego ducha i nowe pomysły do europejskiej debaty.
Czytaj też
Co konkretnego może wynieść? Prezydentura w UE to nie tylko administracja, ale również ogromne wyzwania, przed którymi stoją praktycznie wszystkie państwa członkowskie. Zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi, wojna handlowa z Chinami, wiele również zależy od wyników wyborów prezydenckich w USA. Jesteśmy gotowi wszystkiemu temu sprostać?
Na tle innych państw Europy, nie jesteśmy krajem małym i odizolowanym na wschodzie Europy. Jednak sami nie bylibyśmy w stanie sprostać wszystkim wyzwaniom, dlatego tak istotna jest nasza aktywna współpraca z pozostałymi państwami unijnymi. Stąd też prowadzona przez nas odbudowa Trójkąta Weimarskiego, którą realizujemy od niemal pół roku, polegająca na współpracy między Polską, Niemcami i Francją. Bez względu na różne opinie, to te trzy kraje są obecnie kluczowe dla UE, a Warszawa musi zapewnić sobie dobrą współpracę zarówno z Paryżem, jak i Berlinem. Widać, że relacja na tej linii nie układała się najlepiej przez ostatnie lata, jednakże staje się ona coraz bardziej istotna dla rozwoju Unii.
Dziękuję za rozmowę.