Wiadomości
Protest rolników w Sejmie. Bosak: premier bierze ich na przeczekanie
Premier Donald Tusk bierze strajkujących w Sejmie rolników na przeczekanie, licząc, że rozejdzie się to po kościach. Moim zdaniem tak się nie stanie, bo mamy strukturalne podstawy tego protestu - powiedział we wtorek w Studiu PAP wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak (Konfederacja).
Rolnicy protestujący od kilku dni w Sejmie rozpoczęli strajk głodowy, co ogłosił w poniedziałek Mariusz Borowiak ze Związku Rolników „Orka”. Zapowiedział, że protest będzie kontynuowany do czasu, aż spotka się z nimi premier Donald Tusk.
Bosak we wtorek w Studiu PAP pytany o to, czy Konfederacja wesprze strajkujących rolników, odpowiedział, że jego ugrupowanie od lat wspiera rolników, sam we wtorek udaje się do Sejmu, by z nimi porozmawiać. Podkreślił, że w jego ocenie rolnicy są niezadowoleni z rozmów z rządem, z których „nic nie wynika”, więc „naturalne jest, że protestują i domagają się dalszych spotkań”.
Czytaj też
„Premier wyraźnie bierze ich na przeczekanie, licząc na to, że po prostu rozejdzie się to po kościach. Moim zdaniem się nie rozejdzie, bo mamy strukturalne podstawy tego protestu. Produkcja rolna w Polsce przestała być dochodowa, a ludzie nie chcą bankrutować, sprzedawać swojej ziemi, likwidować gospodarstw i to jest zdrowy instynkt przetrwania” - ocenił.
Polityk Konfederacji powiedział, że jest otwarty na postulaty rolników i udzieli im wsparcia, jeśli będą tego oczekiwali. Zamierza jednocześnie uszanować to, iż rolnicy podkreślali, że nie chcą upolityczniać i upartyjniać protestu. Jak zapewnił, posłowie jego ugrupowania są w kontakcie z protestującymi.
„Osobiście popieram ten strajk, myślę, że polityka rządu jest błędna. Premier powinien podjąć odważne decyzje, a nie chce ich podjąć, bo by mu to popsuło stosunki w Brukseli. To jest istota sprawy, a to, co się dzieje w Sejmie, jest tylko takim krzykiem protestu” - zaznaczył.
Czytaj też
Bosak ocenił, że protesty rolników i presja opinii publicznej powinny „zmusić premiera do zmiany polityki”. Dodał, że chodzi m.in. o wstrzymanie „zalewania polskiego rynku” produktami z Ukrainy oraz „wstrzymanie nowych wymagań stawianych gospodarstwom przez polski rząd i Unię Europejską”. Powiedział, że jeśli do tego nie dojdzie, to produkcja żywności w UE, w tym Polsce, stanie się niedochodowa, co spowoduje wzrost importu produktów spożywczych i obniży nasze bezpieczeństwo żywnościowe.