Analizy i komentarze
Dlaczego rolnicy w Unii Europejskiej protestują? Nie chodzi tylko o Zielony Ład
Komisja Europejska ponownie ugięła się pod naporem protestów rolników. Najpierw odroczyła obowiązek ugorowania ziemi, a teraz wycofuje się z przepisów dotyczących pestycydów. A to tylko jedne z powodów, które doprowadziły do długich demonstracji w wielu państwach członkowskich.
Od końca grudnia w kolejnych państwach Unii Europejskiej wybuchają protesty rolników. Motywacje w różnych krajach różnią się od siebie, ale w gruncie rzeczy chodzi o to samo – rolnicy nie są w stanie poradzić sobie z rosnącymi kosztami oraz spadającymi zyskami i obawiają się zmniejszenia konkurencyjności europejskiego rolnictwa.
Sektor ten mierzy się ze złożonym kryzysem. Atak Rosji na Ukrainę sprawił , że eksport ukraińskich produktów rolnych do UE znacząco wzrósł. Działania wojenne zablokowały dostęp do portów na Morzu Czarnym i Morzu Azowskim, skąd wypływały w różnych kierunkach świata. Trzeba było więc znaleźć nowe szlaki handlowe – ukraińskie zboże weszło na m.in. polski rynek i obniżyły ceny skupu, a rodzime produkty nie są w stanie z tym konkurować. Do tego dochodzi inflacja oraz nasilone ekstremalne zjawiska pogodowe tego lata.
Do tego wszystkiego dochodzą zmiany w unijnej Wspólnej Polityce Rolnej (WPR), które mają wspierać realizację celów Europejskiego Zielonego Ładu. W ramach WPR rolnicy mogą otrzymywać wsparcie np. w postaci bezpośrednich płatności. Jednakże, aby zostać uprawnionym, należy przestrzegać zestawu dziewięciu norm, które mają przynosić korzyści dla środowiska i klimatu. Dotyczą one m.in. obowiązku ugorowania części ziemi uprawnej czy zmniejszenia ilości używanych pestycydów. Rolnicy mówią, że wszystko to osłabia konkurencyjność ich produktów w stosunku do towarów importowanych.
„Wspólna Polityka Rolna stopniowo przekształciła się we Wspólną Politykę Ekologiczną, bez żadnego uwzględnienia nas, producentów żywności” – stwierdził w oświadczeniu belgijski związek rolników ABS.
Co dzieje się w Polsce?
W Polsce nowe przepisy w ramach WPR komentował wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak. Nazwał je „pomylonymi”, a sam Zielony Ład „czarnym snem dla Polski”. 24 stycznia rolnicy blokowali drogi, protestując przeciwko zmianom wprowadzanym przez Unię i importowi nieoclonych produktów z Ukrainy.
Czytaj też
„Stwierdziliśmy, że musimy powalczyć o politykę Unii Europejskiej. Nie zgadzamy się, żeby było ugorowanie 4 proc. (ziemi uprawnej – przyp. Energetyka24), nie zgadzamy się z tym, żeby były zalewane ponad 400 tysięcy hektarów, nie zgadzamy się z tym, żeby wycofywać środki ochrony roślin z roku na rok” – powiedział Stanisław Barna z NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”.
Związek zapowiedział strajk generalny na 9 lutego. Na mapę planowanych demonstracji wciąż przybywają nowe punkty. Blokowane mają być drogi, autostrady oraz wszystkie przejścia graniczne z Ukrainą.
$$
Czego dotyczą protesty w innych krajach?
Demonstracje w Niemczech rozpoczęły się już w grudniu. Chodziło o planowane przez rząd zniesienie ulgi podatkowej na olej napędowy do maszyn rolniczych. W całym kraju były blokowane drogi, ciągniki dotarły też do stolicy, gdzie demonstrowano przed siedzibami partii politycznych. Rząd obiecał wycofywanie ulgi stopniowo, ale według rolników to niewystarczające.
Francuski rząd także planował wycofać dopłaty do oleju napędowego dla rolników. Porzucenie tego pomysłu wcale nie uspokoiło krajowych rolników. Utrzymują , że spotykają się z nieuczciwą konkurencją ze strony zagranicznych producentów. Na południu kraju zniszczono cały ładunek owoców z Hiszpanii przewożonych ciężarówką. Doszło także do blokad dróg między krajami. Protestujący chcą uproszczenia procedur administracyjnych i egzekwowania prawa, które wymusza na supermarketach wyższe ceny za produkty rolne, tak, aby ceny skupu były na odpowiednim poziomie. Domagają się też zniesienia przepisów WPR dotyczących m.in. zmniejszenia ilości stosowanych pestycydów. Protestujący blokowali drogi dojazdowe do Paryża, chcąc ograniczyć dostawy żywności do miasta.
Czytaj też
Podobnie jest we Włoszech, gdzie rolnicy także skarżą się na wiele rzeczy: biurokrację, rosnące koszty paliwa oraz konkurencję ze strony tańszych produktów importowanych spoza UE, w tym z północnej Afryki. Sprzeciwiają się też unijnym przepisom skierowanym na ochronę środowiska, które jeszcze bardziej podnosiłyby koszty produkcji. Zapowiedzieli, że wyruszą ciągnikami na Rzym, a w Mediolanie przechadzali się z krową przed rządowymi budynkami.
Rumuńscy rolnicy wyszli na ulice z podobnych powodów. Wstrzymywali ruch na drogach w całym kraju, także tych w pobliżu Bukaresztu. Na krótko zablokowali też przejście graniczne z Ukrainą oraz próbowali odciąć dostęp do jednego z czarnomorskich portów. Rząd poszedł już na ustępstwa i podjął kroki w celu zwiększenia dopłat do oleju napędowego, rozwiązania problemu wysokich stawek ubezpieczenia i przyspieszenia wypłat dotacji. Protestujący podjęli także kroki na poziomie unijnym – wraz z 15 innymi państwami członkowskimi zaapelowali o odroczenie obowiązku ugorowania ziemi.
Rząd portugalski próbował uniknąć protestów, kierując do rolników dodatkowe wsparcie finansowe. Część rolników uznała taką pomoc państwa za niewystarczającą w obliczu taniego importu i podobnie jak Francuzi blokowała drogi prowadzące do Hiszpanii. Tam protesty również dotarły i miały zbliżone podłoże. 6 lutego hiszpańscy producenci opanowali kilka krajowych autostrad, sprzeciwiając się rosnącym kosztom, konkurencji zza granicy i zbyt rozbudowanej biurokracji.
Demonstracje nie ominęły również Holandii. Oprócz standardowych blokad ruchu dochodziło tam także do podpaleń, m.in. stosów opon, wzdłuż dróg. Tamtejsi rolnicy są rozgniewani niskimi cenami swoich produktów, rosnącymi kosztami, tanim importem i przepisami środowiskowymi narzuconymi przez Unię Europejską. Ponadto wciąż ciągnie się tam cień protestów przeciwko zmniejszaniu emisji azotu z farm, które rozpoczęły się w 2019 r. Na początku lutego tego roku Holendrzy do spółki z belgijskimi rolnikami blokowali przejścia graniczne na autostradach między krajami.
$$
W Grecji rolnicy domagają się zrekompensowania strat po ekstremalnych burzach w ubiegłym roku. Chcą też wsparcia w osuszeniu wielu zalanych farm i pól przed tegorocznym sezonem wegetacyjnym. Ostrzegają, że w przeciwnym razie dojdzie do ogromnego spadku produkcji rolnej w tym roku. Uważają, że proponowane przez rząd środki są niewystarczające.
Niedawno do protestów dołączyła także Łotwa. Tam rolnicy żądają natychmiastowego zakazu importu żywności z Rosji i Białorusi, zmniejszenia biurokracji i przywrócenia obniżonej stawki VAT na krajowe owoce i warzywa. Zapowiadają, że 12 lutego ruszą na stolicę jeśli ich żądania nie zostaną spełnione. Przeciwko tranzytowi zboża z Rosji protestowali także litewscy farmerzy. Oprócz standardowym problemów dochodzą tam m.in. ceny skupu mleka, które są zbyt niskie w porównaniu do kosztów.
Czytaj też
Jak zareagowała Bruksela?
Chociaż Komisja Europejska częściowo ugięła się pod naporem protestów i 31 stycznia opublikowała komunikat łagodzący niektóre przepisy, to nie wystarczyło rozgniewanym rolnikom. 1 lutego, przed unijnym szczytem, rolnicy z różnych państw członkowskich zablokowali drogi dojazdowe do siedziby Parlamentu Europejskiego. Do Brukseli przybyło wówczas około 1,3 tys. traktorów. „Wasz import, nasza klęska” czy „To nie jest Europa, której chcemy” to hasła, które można było zobaczyć na maszynach rolniczych zgromadzonych na brukselskich ulicach. Demonstranci ciskali jajkami i wyrzucali obornik na ulicę. Doszło także do kilku podpaleń.
6 lutego Ursula von der Leyen zaproponowała kolejne ustępstwa. KE wycofuje się z projektu, który ogranicza stosowanie pestycydów w rolnictwie. Pomysł ten został wcześniej odrzucony przez Parlament Europejski. Nie spotkał się również z przychylnością rady. Przewodnicząca KE oznajmiła, że „temat oczywiście pozostaje. Aby móc działać dalej, potrzebny jest szerszy dialog i inne podejście. Na tej podstawie Komisja mogłaby przedstawić nowy projekt, znacznie bardziej dojrzały, stworzony przy zaangażowaniu zainteresowanych stron”. Wcześniej zakładano ograniczenie o 50 proc. stosowania chemicznych pestycydów na poziomie unijnym do 2030 roku.