Analizy i komentarze
Okrutny, zły i podły – czyli co łączy węgiel i disco polo
Muszę przyznać, że przygotowując się do napisania tego tekstu, nieprzyzwoicie długo zastanawiałem się nad metaforą, która pomogłaby mi oddać istotę sprawy. No i przyznam szczerze – nie znalazłem idealnej, więc podzielę się pierwszym skojarzeniem, wierząc, że nie spotykamy się tutaj po raz pierwszy i w lot odczytacie Państwo myśl, która za nim stoi.
Zaświtała ona w mej głowie podczas lektury najnowszej publikacji Międzynarodowej Agencji Energetycznej poświęconej węglowi. Stawiam nienaukową tezę – węgiel i disco polo łączy więcej, niż sądzimy. Dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniem!
Królowie: disco polo i węgiel
Na początku proszę o przebaczenie muzycznych purystów lub fanów disco polo – nie jest moim celem urażenie kogokolwiek z Państwa ani tym bardziej rozstrzyganie co jest muzyką, a co wyrobem muzykopodobnym. Nie chcę tego robić, bo tajemnicą poliszynela wśród moich znajomych jest, że nieznajomość linii melodycznej nie stanowi dla mnie szczególnego problemu, jeśli akurat postanowię wyrazić siebie poprzez śpiew. Głęboko wierzę, że śpiewać każdy może, choć pewnie nie każdy powinien.
Przyglądając się danym dotyczącym zużycia węgla w 2023 roku trudno nie dostrzec podobieństw do stereotypowego polskiego wesela i wspomnianego już disco polo. Przez dekady węgiel był jednym z niekwestionowanych królów naszej energetycznej rzeczywistości. Podobnie jak w przypadku disco polo zjawisko to było mocniejsze w Polsce niż w wielu innych krajach Europy. Ostatnie lata to jednak czas, w którym „czarne złoto” nie cieszy się dobrą prasą – ciągle słyszymy (i piszemy) o tym, że czas zakończyć jego dominację, że spalanie go jest wyjątkowo szkodliwe i w ogóle to należy mu się wieczna infamia.
Politycy (tak krajowi, jak i europejscy) prześcigają się w deklaracjach (często niezbyt mądrych), kto szybciej i bardziej radykalnie porzuci wykorzystywanie tego surowca. Obserwując te dyskusje już od ponad dekady, nabieram przekonania, że reguła jest tutaj dość prosta – im krótszy termin, tym na ogół głupsza deklaracja i mniejsza wiedza zarówno o energetyce, jak i gospodarce.
Czytaj też
Z raportu Międzynarodowej Agencji Energetycznej wynika jasno, że w roku 2023 globalnie odnotowaliśmy rekordowo duże zużycie węgla, po raz pierwszy przekroczyło ono próg 8,5 miliarda ton. Dla porównania, by ułatwić wyobrażenie sobie skali wg. Forum Energii w 2022 Polska skonsumowała ok. 66 mln ton, czyli 0,77% światowego zużycia. Rekord pobiliśmy, jako ludzkość, także w 2022 – 8,3 mld ton.
W skrócie można zatem powiedzieć tak: węgiel jest zły, brzydki, podły i obciachowy, ale jak przychodzi co do czego, to spalamy go na potęgę. Podobnie jest z disco polo (słowo, że wspominam o tym po raz ostatni) – oburzamy się, mówimy „a fe” i wyrażamy zdegustowanie, ale kiedy na jakiejkolwiek imprezie DJ lub orkiestra zagrają Zenka czy innego Sławomira, to parkiet pęka w szwach. Dlaczego tak się dzieje i jaka jest prawdziwa skala zjawiska?
Początek rewolucji
Można powiedzieć, choć oczywiście w dużym uproszczeniu, że świat, w którym obecnie funkcjonujemy i który pozwala nam (w sensie komfortu ekonomicznego) snuć „zielone” marzenia, został ufundowany na węglu – kole zamachowym rewolucji przemysłowej. Dziś stoimy u bram – doświadczenia wielu krajów wskazują, że wbrew romantycznym wizjom jesteśmy dopiero na samiutkim początku tej drogi – kolejnej rewolucji, która ma na celu strącić węgiel z piedestału i zastąpić go mniej szkodliwymi dla środowiska źródłami energii.
Powodzenie tej misji – ważnej nie tylko dla nas, ale i dla naszych dzieci – zależy od tego, czy staniemy w prawdzie i uczciwie ocenimy nie tylko zakładane cele, ale także posiadane zasoby i możliwości technologiczne. Niestety, dziś nam tego trochę brakuje. W efekcie ponad 20 lat po tym, jak Al Gore wniósł zmiany klimatyczne na polityczne salony, bijemy kolejny rekord zużycia węgla. Zdaje się, że nie tak miało być.
Lektura raportu MAE poświęconego rynkowi węgla może być wstrząsająca zwłaszcza dla tych osób, które uwierzyły w zapewnienia, że już za chwilę węgiel będzie przeszłością. No, jakby to ująć, niezupełnie.
Agencja zauważa, że ostatnie lata były dla rynku węglowego wyjątkowo burzliwe – szczególnie mocno na poziom zapotrzebowania wpłynęły plagi, z którymi boryka/ł się świat – pandemia COVID-19 (i późniejsze odbicie gospodarcze) oraz pełnoskalowa wojna Rosji przeciwko Ukrainie, poprzedzona zdestabilizowaniem rynku gazu.
Czytaj też
W grudniu 2023 roku MAE antycypowała, że roczne zużycie węgla za ostatnich 12 miesięcy ukształtuje się na poziomie 8,5 mld ton – ale o tym już wspominałem. Podobnie jak o tym, że kolejny rok z rzędu pobity został w tym zakresie niechlubny rekord – zagrażający realizacji celów porozumienia paryskiego.
Moją uwagę przykuło coś innego, otóż wyobraźcie sobie Państwo, że powyższe wyniki osiągnięte zostały pomimo tego, że konsumpcja węgla w Europie i Stanach Zjednoczonych…. spadła o ponad 20%. Wzrost napędzają dzisiaj i będą robić to jeszcze przez lata, gospodarki azjatyckie – głównie Chiny, odpowiadające za połowę (!) światowego zapotrzebowania i wydobycia, będące równocześnie największym na świecie importerem.
Eksperci MAE wyliczają, że Chiny, Indie oraz kraje ASEAN (Filipiny, Indonezja, Malezja, Singapur, Tajlandia, Brunei, Wietnam, Laos, Mjanma, Kambodża) odpowiadają razem za około 75% globalnego zużycia węgla. Jeszcze dwie dekady temu, na początku wieku XXI, przypisywano im około 35% udziału (wyprzedzały ich wówczas łącznie UE i USA, dziś proporcje się odwróciły).
Eksperci szacują, że tylko Chiny oraz Indie zwiększyły zapotrzebowanie o ponad 300 mln t/r – na pierwszy z tych krajów przypadło 220 mln t, na drugi -98. Oznacza to wzrost o 4,9% i 8%. W tym samym czasie Europa zanotowała obniżkę o 107 mln t (-23%), a Stany Zjednoczone o 95 min t (-21%). Coraz wyraźniej rysuje nam się zatem nowa, węglowa kurtyna. MAE zaznacza jednak w tym kontekście, że w ciągu najbliższych 3 lat (od 2024) spodziewa się, że popyt na węgiel w ChRL będzie spadać, a Pekin będzie odpowiadał za ponad połowę światowej ekspansji OZE. Cóż, zobaczymy. Nieco innego zdania są tutaj analitycy chińskiego giganta – Sinopec, którzy przewidują, że szczyt zapotrzebowania przyjdzie dopiero w 2025, szacują go na 4,37 mld t (!).
Czytaj też
Dysproporcja związana z wykorzystywaniem węgla, polegająca na tym, że środek ciężkości zdecydowanie przeniósł się do Azji (MAE spodziewa się w 2026 r., że same Indie i Chiny wypracują 70% udziału w popycie, w porównaniu do 3% USA i UE) bez wątpienia utrudni nie tylko rozmowy na temat klimatu prowadzone przy świątecznym stole. Coraz więcej wskazuje, że nadchodzących latach klucz do rozwiązania problemów związanych z emisjami będzie leżał w krajach odległych od Zachodu nie tylko geograficznie, ale i mentalnościowo czy wręcz cywilizacyjnie.
Węglowy zwrot
Najbardziej problematyczne dla realizacji założeń porozumienia klimatycznego z Paryża będzie tempo i sposób, w jaki rozwijać będą się takie kraje jak Indie, Indonezja, ChRL czy inne gospodarki wschodzące. W kilkuletniej perspektywie to one zadecydują czy prognozy MAE pozostaną papierowymi marzeniami, czy może się urzeczywistnią. A są one bardzo konkretne – światowe zużycie węgla w 2026 ma być niższe o 2,3% od tego z 2023.
W horyzoncie 2026 oczekuje się, że w Unii Europejskiej będziemy obserwować spadek wydobycia węgla – do 221 milionów ton. Ogólny trend spadkowy objąć ma również Polskę, w przypadku której szacuje się 6 mln ton (w odniesieniu jedynie do węgla brunatnego). MAE zwraca uwagę, że w Europie na większą skalę węgiel kamienny wydobywają już tylko dwa kraje – Polska i Czechy.
Biorąc pod uwagę wzywania polityki klimatycznej, postawę instytucji finansowych oraz samych konsumentów (zwracających coraz większą uwagę na ślad węglowy) perspektywy dla sektora są raczej niewesołe. Sytuację pogarsza również narastająca w społeczeństwie frustracja z powodu kolejnych żądań podwyżek (ostatnio JSW), mentalnego socjalu oraz przede wszystkim strat generowanych przez górnictwo. Dość wspomnieć w tym miejscu, że tylko trzy spółki: Południowy Koncern Węglowy, Węglokoks oraz Polska Grupa Górnicza mają otrzymać 7 miliardów złotych z tytułu dopłaty do redukcji wydobycia – z czego 5,5 mld zł tylko dla PGG.
Rzutem na taśmę w ubiegłym roku uchwalono także nowelizację tzw. ustawy górniczej, a w niej m.in. wydłużenie (do końca 2025) terminu zawieszenia spłaty zobowiązań PGG z tytułu niezapłaconych składek ZUS i pożyczki z PFR.
Czytaj też
I ok, można by uznać – trudne czasy, wiele firm potrzebuje ratunku – nie ma co się czepiać. Tylko po pierwsze nie są to pierwsze miliardy płynące w tym kierunku, a po drugie (i ważniejsze) towarzyszy im wzrost kosztów związanych z wynagrodzeniami (tylko w PGG prawie 3 miliardy złotych) oraz spadek wydobycia (zaledwie 49 min ton w 2023). Skalę patologii – nie bójmy się tego słowa – skupiają jak w soczewce także dane za okres 2017-2020 – odnotowanemu wówczas spadkowi wydobycia o 17% towarzyszyła redukcja zatrudnienia o… 3,2%. Oczywiście przełożyło się to na wydobycie liczone od osoby, które spadło z 780 t. w 2017 do 672 t. w 2020. W tym czasie zadłużenie kopalń uległo… podwojeniu.
Od ładnych kilku-kilkunastu lat tkwimy w węglowym klinczu – żaden (podkreślam – żaden) rząd od czasów Buzka nie potraktował wyzwań stojących przed sektorem poważnie. Ostatni „Program dla sektora górnictwa kamiennego w Polsce” został określony przez kontrolerów NIK jako nieprecyzyjny i ogólnikowy. Liczba błędów i niedopatrzeń związanych z jego przygotowaniem jest tak długa, że pozwolę sobie nawet ich nie wymieniać, zainteresowanych odsyłam do raportu z września 2022.
Izba oceniła również (choć akurat to dostrzega niemal każdy, o ile nie jest górniczym związkowcem), że: „Od 1989 r. rządy przygotowały i wdrażały 8 programów restrukturyzacji górnictwa. Ich realizacja nie doprowadziła do trwałej rentowności branży, bowiem oparte były na zbyt optymistycznych założeniach i prognozach. Nierozwiązanym problemem była niska wydajność wydobycia, przerosty zatrudnienia i nieefektywny system wynagradzania, przekładający się na wysoki udział kosztów stałych w prowadzonej działalności oraz jej dużą wrażliwość na wahania popytu i cen węgla”. I aż chciałoby się tutaj zanucić za Urszulą Sipińską:
Szalalalala, zabawa trwa
Świat inny wymiar tutaj ma Szalalalala, zabawa trwa Za frajer dają fant @