Reklama

Donald Trump patrzy. Nowy ambasador USA krytykuje Omnibusa

Autor. Wikimedia

Nie miejcie Państwo co do tego wątpliwości: Prezydent Trump uważnie obserwuje sytuację – napisał nowy ambasador USA w Polsce Tom Rose, odnosząc się do pakietu Omnibus. I wywołał burzę, bo to nie jest język, który przemawia do Polaków, a wywiera raczej odwrotny efekt niż zamierzony.

Trudno wyobrazić sobie pojedynczy akt prawny, który byłby bardziej precyzyjnie wymierzony w zabijanie miejsc pracy, tłumienie innowacji i wywoływanie fali ucieczki amerykańskich firm z Europy niż unijny pakiet Omnibus dotyczący uproszczeń w obszarze zrównoważonego rozwoju” – stwierdził sympatyczny amerykański ambasador.

Wszak dyplomacja włada wszystkim dziś – co żyje

Dalej przedstawiciel USA pisze o tym, że unijny Omnibus to ustawa „destrukcyjna”, która wyrządzi szkody amerykańskim inwestycjom w Europie. „Nie miejcie Państwo co do tego wątpliwości: Prezydent Trump uważnie obserwuje sytuację. Za zamkniętymi drzwiami liderzy biznesu, innowatorzy, a nawet ministrowie z różnych części kontytentu szepczą o tym samym zagrożeniu: proponowana dyrektywa unijna Omnibus ds. zrównoważonego rozwoju zadałaby druzgocący cios wzrostowi gospodarczemu, zniszczyłaby inwestycje kapitałowe i wypchnęłaby amerykańskie firmy — najważniejszych partnerów inwestycyjnych Europy — poza ten rynek” – uważa ambasador Rose.

YouTube cover video

Po tych twardych słowach dyplomata uznał, że to Polska powinna „podjąć rolę dumnego lidera” i sprzeciwiać się „biurokratycznej potworności”, aby „stanąć ramię w ramię z Prezydentem Trumpem w obronie wzrostu gospodarczego, konkurencyjności i zdrowego rozsądku”. Kiedy ogląda się sowieckie filmy propaganda rzuca się w oczy. Ale co dopiero te amerykańskie z powiewającą flagą!

Ambasador Rose stwierdza więc, że Polska, poprzez sprzeciw wobec Omnibusa, ochroni swoją gospodarkę i „doda odwagi innym państwom europejskim, które za kulisami sprzeciwiają się tej dyrektywie, by poszły w jej ślady”. I znów powtarza, że chodzi tutaj o zdrowy rozsądek. „A wpływ na stosunki amerykańsko-polskie byłby niezaprzeczalny — nikt nie będzie bardziej zaangażowany w ich wzmacnianie niż Prezydent Donald Trump” – zapewnia.

Reklama

Patrzą przed siebie śmiało, pewni swoich racji

Warto być może w tym miejscu najpierw odnieść się do samego Omnibusa. Omnibus to część Czystego Ładu Przemysłowego. Ma na celu uproszczenie przepisów dla przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju i zebranie ich w jednym miejscu. Małe i średnie firmy mogą odczuć ulgę, ponieważ zostanę zwolnione z części obowiązków dotyczących raportowania lub otrzymają prostsze wytyczne.

13 listopada w PE odbyło się głosowanie nad przepisami o obowiązkach sprawozdawczych małych i średnich firm dotyczących zrównoważonego rozwoju (ESG). Zarówno europosłowie PO, jak i PiS pochwalają kierunek zmian.

W komentarzach pod wpisem ambasadora Rose’a pojawiają się m.in. stwierdzenia, że być może „nie chcemy amerykańskiej tzw. deregulacji, której efektem jest syf, a nie żywność, opioidy sprzedawane hurtem u lekarzy”, czy też „Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, Georgette Mosbacher, racz nam wrócić, Panie!”. A także: „Przede wszystkim interesy Polski i Europy. Amerykańskie korporacje niewiele nas obchodzą, może oprócz tego, że mają preferencyjne podatki i wypadałoby to naprawić”.

Reklama

Zachciankom wielkich – świat uczyni zawsze zadość!

Odniósł się do nich także premier Donald Tusk na konferencji prasowej, cytowany przez Money.pl. „Dzięki polskiej prezydencji doszło to stworzenia tzw. Omnibusa, czyli zestawu przepisów, które zmniejszają, a nie zwiększają obciążenia biurokratyczne. Nasi ministrowie, ambasadorowi są do dyspozycji naszych amerykańskich przyjaciół, jeżeli trzeba będzie te zawiłości europejskiego prawa tłumaczyć. Ale mogę uspokoić ambasadora Rose’a w tej sprawie: Polska rzeczywiście była i jest liderem deregulacji. Omnibus jest tego efektem” – powiedział.

Lider partii Razem Adrian Zandberg stwierdził w odpowiedzi na wypowiedź amerykańskiego dyplomaty, że „Polska jest suwerennym krajem, a nie terytorium zależnym, któremu ambasador obcego kraju wskazuje, co ma robić”.

We wpisie ambasadora USA należy zwrócić uwagę na (co najmniej) dwie kwestie: pierwsza to paternalistyczny ton, druga to próba grania na polskich kompleksach i potrzebie głaskania po głowie przez silniejszego partnera. Tyle że, najwyraźniej, nieudana. W Europie nie wystarcza Trumpowska retoryka. To nie ten odbiorca.

Czytaj też

Gdyby tylko administracja USA chciała słuchać głosów innych niż popleczników prawiących umizgi, to można by było jej coś podpowiedzieć. Choćby to, że nie warto używać kolonialnego języka wobec krajów, które doskonale wiedzą, czym kolonializm jest i jak mu się sprzeciwiać. Z sukcesem.

Reklama

Komentarze

    Reklama