Analizy i komentarze
Za wolno, za drogo i zbyt duże ryzyko dla inwestorów. Małe reaktory w ogniu krytyki
Modułowe, małe reaktory jądrowe (SMR), mają być rozwiązaniem wielu bolączek współczesnej energetyki i realną alternatywą dla wielkoskalowego atomu. Po kilku latach od pierwszych zapowiedzi nadciągającego przełomu niektóre projekty wykonały kilka kroków naprzód, ale w świetle nowego raportu – do realizacji prześmiewczego hasła „reaktor w każdym powiecie” droga daleka.
Institute for Energy Economics and Financial Analysis (IEEFA), amerykańska organizacja non-profit, już w tytule raportu o SMR zawarła trzy główne zarzuty wobec rozwijanych technologii małych reaktorów. Autorzy dokumentu, David Schlissel i Dennis Wamsted zatytułowali go bowiem: „Małe reaktory modułowe: Wciąż za drogie, zbyt wolno budowane i zbyt ryzykowne”. W tym wypadku ryzyko dotyczy nie samej technologii i jej bezpieczeństwa. Raczej wiąże się z ryzykiem inwestycyjnym oraz tym związanym z pokładaniem zbyt wielkiej wiary w to, że SMR odegrają ważną rolę w transformacji w perspektywie najbliższych 10-15 lat.
SMR w tym samym dołku, co duży atom
Z czego wynikają krytyczne oceny? Zdaniem ekspertów IEEFA, wbrew narracji wokół SMR, małe reaktory wpadły w tę samą pułapkę co wielkoskalowe. Zapowiadano, że nie zostaną powtórzone błędy uniemożliwiające wdrażanie korzystnych kosztowo i realizowanych w czasie projektów. Tylko że nic takiego nie nastąpiło – kolejne szacunki dotyczące wydatków do poniesienia czy ceny energii elektrycznej wytworzonej przez SMR wskazują na wzrost kosztów.
Ostateczne wydatki na SMR w Chinach (jednostka Shidao Bay 1) przekroczyły te planowane i były wyższe o 200 proc. Dwa małe rosyjskie reaktory (SMR umiejscowione są na pływającej elektrowni Akademik Łomonosow) przekroczyły koszty o 300 proc., a rozwijany w Argentynie CAREM 5 SMR, wciąż nieukończony, przebił je o 600 proc.
Drożeją także SMR, które miały lub mają powstać w Polsce. NuScale, które wycofało się z budowy pierwszego komercyjnego zespołu małych reaktorów (znanych pod nazwą VOYGR), jeszcze w 2015 roku szacowało, że koszt 1 kW ze swojego SMR domknie na poziomie 9,9 tys. dolarów. W 2023 roku po jednej z wielu aktualizacji wyceny, za 1 kW przyszłoby płacić 21,5 tys. dol. To samo zadziało się w przypadku BWRX-300, reaktora od GE Hitachi, z którego chce korzystać Orlen Synthos Green Energy. W 2020 roku koszty za 1 kW sięgać miały 2,8 tys. dolarów. Trzy lata później było to już 7,4 tys. (w scenariuszu optymistycznym) lub aż 12,3 tys. dolarów (w bardziej pesymistycznej prognozie).
Tylko że to wyceny za 1 kW. BWRX-300 ma dysponować mocą 300 MW, czyli 300 000 kW – za jeden reaktor przyszłoby zapłacić ponad 2,2 mld dolarów (przy cenie 7,4 tys. dol/1 kW). W 2022 roku, kiedy ogłaszano atomowe plany Synthosu i Orlenu, spółki deklarowały, że projekt pierwszej małej elektrowni pochłonie około 1,1 mld euro (1,18 mld dol.). Westinghouse, kojarzony w Polsce z dużym atomem, też pewnie będzie musiał dokonać korekty. Amerykańsko-kanadyjska spółka wyliczyła, że koszt 1 kW swojego reaktora AP300 zamknie przy 3,3 tys. dolarów. Ta kwota zapewne szybko ulegnie zmianie.
Czytaj też
Przeszacowywanie kosztorysów dla SMR to nic nowego i nie zawsze musi to wynikać ze złej woli spółek, które postawiły na małe reaktory. Technologicznie są to niby „zmniejszone wersje” dużych jednostek, ale trudno o projekty referencyjne, do których przyszli inwestorzy mogliby się odnieść. Dłużą się też procesy licencyjne czy te związane z pozwoleniami, a w tym czasie inflacja, sytuacja gospodarcza, windują ceny surowców itd. W dodatku każdy projekt SMR, niezależnie od lokalizacji, to FOAK, czyli pierwszy tego rodzaju, generacji (FOAK – First of a Kind). Nijak da się przewidzieć, jakie przeszkody napotka. Dlatego tym bardziej ostrożne powinny być w swoich obietnicach przedsiębiorstwa, które wchodzą do gry o SMR. Jak to im wychodzi, widać na powyższych przykładach.
Więcej SMR nie zbije ceny ani nie przyspieszy rozwoju
Analitycy IEEFA wzięli pod lupę także powtarzany jak mantrę „efekt skali” i skutki standaryzacji poszczególnych projektów SMR. Ponownie – przestrzegają przed hurraoptymizmem względem małych reaktorów, ponieważ nawet w przypadku dużego atomu, takie zjawiska ostatecznie nie występowały. Jako przykład podają Stany Zjednoczone, gdzie w przemyśle jądrowym koszty nie malały wraz z kolejnymi oddanymi do użytku elektrowniami. Działo się odwrotnie – stale drożały. To samo wydarzyło się we Francji. „Nawet francuski program jądrowy, który opierał się na wysokim stopniu standaryzacji, przy projektowaniu 58 reaktorów nie przyniósł podobnych efektów. Koszty nadal rosły mimo standaryzacji” – podkreślają Schlissel i Wamsted.
Niedokładne oszacowanie kosztów może więc być niebezpieczne dla potencjalnych inwestorów. Dlatego IEEFA rekomenduje, że jeżeli już jakaś spółka zechce wejść w SMR, powinna wymóc na dostawcy technologii, aby umowa zawierała stałą cenę. „Gotowość dewelopera, dostawcy technologii, by podpisać taką umowę, wiele powie o tym, czy ma on zaufanie do swoich szacunków w zakresie kosztów, a dodatkowo – ograniczy ryzyko dla inwestora” – czytamy w raporcie.
Czytaj też
SMR nie bronią się też – podobnie jak w przypadku wielu projektów dużego atomu z ostatnich lat – pod kątem utrzymania terminów. Żaden z działających małych reaktorów nie tylko nie powstał w planowanym czasie i najczęściej przekraczał harmonogram o 7-8 lat. Po uruchomieniu nie następowała też eksplozja kolejnych projektów tego typu. Wspomniany SMR Shidao Bay w Chinach miał być oddany do użytku po 4 latach, ukończenie go zajęło lat 12 – wylicza IEEFA.
Inny przykład, ponownie z udziałem NuScale. Jeszcze w 2011 r. spółka zapowiadała, że uda jej się uruchomić pierwszy mały reaktor najwcześniej w 2020 r. Pod koniec 2023 r. spółka zwinęła ten projekt, ze względu na niewielką liczbę zainteresowanych wejściem w ten biznes. W tym czasie zmieniano projekt. W 2011 r. reaktor Nuscale miał dysponować mocą 45 MW. Na ostatniej prostej VOYGR (bo tak nazwano modułowy reaktor) miał mieć moc 77 MW i być budowany w zestawach składających się z 4, 6 lub 12 reaktorów. W tej najbardziej okazałej 12-reaktorowej wersji elektrowni z VOYGR-ami nie można byłoby nazwać małą. Powierzchnia, jaką by zajmowała, to 175 na 205 metrów. Dla porównania: jeden blok z AP1000 (Westinghouse, moc 1250 MW brutto) zajmuje powierzchnię 70 na 200 m.
Podsumowując: deklaracje w zakresie dojrzałości danej technologii i możliwości jej wdrożenia trzeba traktować z dużym dystansem. Zwłaszcza że deweloperzy kolejnych SMR jakoś zapominają o nie tak odległych w czasie porażkach i nieudanych próbach wrzucenia piątego biegu przy projektach.
Długa droga przed SMR
Wszystkie te uwagi IEEFA prowadzą do ostatniego, kluczowego wniosku: SMR wbrew opowieściom z ostatnich lat, wcale nie są na ostatniej prostej przed uruchomieniem i komercjalizacją, a inwestowanie w nie to de facto hazard. Przed kilkoma laty tak podsumował to John Ketchum, ówczesny prezes NextEra Energy, amerykańskiego giganta energetycznego: – W tej chwili patrzę na SMR jako okazję do utraty pieniędzy w mniejszych partiach.
Nikt nie broni wchodzić w deale z rozwijającymi się SMR, w końcu każda technologia przed komercjalizacją pochłania ogromne ilości pieniędzy i wymaga czasu, by „trafiła pod strzechy”. Od pierwszej połowy XIX w. dzięki odkryciom Alexandre’a Edmonda Becquerela (ojca jeszcze słynniejszego Henriego), który opisał zjawisko znane nam jako efekt fotowoltaiczny. Potrzeba było jednak ponad 100 lat, aby doczekać się pierwszego w miarę sprawnego modułu PV (opracowało go Bell Labs w 1954 r.). Później musiały minąć dekady, na ulepszanie modułów wydano niemałe pieniądze, aby cena paneli zaczęła spadać. W efekcie – stały się one bardziej przystępne także dla gospodarstw domowych.
Podobną drogę, ale pokonaną w o wiele krótszym czasie, miałyby przejść SMR. Tylko że nic na taki scenariusz – przynajmniej na razie – nie wskazuje.