Reklama

Analizy i komentarze

Rosji jest przykro z powodu sankcji. Obchodzi je dzięki flocie cieni – do czego jeszcze może ona służyć?

tankowiec na morzu
Autor. Envato elements / @Sandsun

Pewnie znacie Państwo takie powiedzenie: „Diabeł ubrał się w ornat i ogonem na Mszę dzwoni”. Mówi ono o szubrawcu, który próbuje udawać szlachetnego lub wręcz pokrzywdzonego. Dokładnie te słowa przyszły mi na myśl, gdy przeczytałem niedawno słowa skompromitowanej rzeczniczki rosyjskiego MSZ, która żaliła się, że walcząc z tzw. flotą cieni USA wypowiadają Rosji wojnę handlową oraz ingerują w międzynarodowe rynki energetyczne. Rzecz jasna nie pamiętała o tym, że to jej kraj napadł wcześniej na sąsiada, nie pierwszego zresztą. Co robią i co planują Amerykanie, że Kreml tak się tego obawia?

Wojna na Ukrainie (w swojej najnowszej odsłonie, bo konflikt ciągnie się przecież od 2014 roku) pochłonęła już tysiące istnień, spowodowała straty gargantuicznych rozmiarów i stała się przyczyną morza łez wylanego przez ludzi, których losy naznaczyła. W wymiarze geopolitycznym stanowi najpoważniejszy od dziesięcioleci kryzys bezpieczeństwa w Europie. Rosyjski okupant dopuszcza się zbrodni, które jako żywo, przed oczy przywołują obrazy z najkrwawszych momentów w historii świata. Niemal 80 lat po zakończeniu II wojny światowej, gdy żyją jeszcze jej świadkowie, znowu zadajemy sobie pytania o to, co przyniesie przyszłość i czy, aby na pewno jesteśmy bezpieczni. Henryk Sienkiewicz pisał przed laty w „Ogniem i mieczem”:  „(…) wszyscy na Rusi, oczekując niezwykłych zdarzeń, zwracali niespokojny umysł i oczy szczególniej ku Dzikim Polom, od których łatwiej niźli skądinąd mogło się ukazać niebezpieczeństwo”. My, nie w 1647 a w 2024 roku z podobną obawą spoglądamy ku dzikim krajom.

W tej sytuacji nie powinno dziwić, ani to, że reakcja cywilizowanego świata na poczynania Rosjan była krytykowana, ani to, że równocześnie była jednak dla nich bardzo bolesna. Bezprecedensowe pakiety sankcji i bardzo poważne ograniczenie importu energii z Rosji, to dotkliwe, choć niewystarczające ciosy. Niestety, okupanci nadal są w stanie czerpać niemałe zyski z handlu węglowodorami. Wykorzystują do tego flotę cieni, która pomaga w transporcie surowców.

No dobrze, ale czym ona w zasadzie jest? To na ogół podstarzałe statki (CEPA szacuje, że może być tu mowa nawet o 1400, z czego ok. 160-200 to tankowce różnej wielkości) transportujące głownie rosyjską ropę naftową. Głównie, ponieważ przewożą one oczywiście wszystko, co jest możliwe i na czym aktualnie zależy ich mocodawcom spod ciemnej gwiazdy. Pierwotnie komentatorzy skłaniali się ku przekonaniu, że podstawowym celem jest wspomniane już nieco wyżej obchodzenie sankcji (m.in. price cap, ograniczenia związane z ubezpieczeniami, itd.) nałożonych na rosyjską ropę, ale niedawne doniesienia ze Szwecji zdają się wskazywać na inny problem. Marynarka wojenna Królestwa, na którą powołuje się CEPA w swoim opracowaniu, poinformowała, że u wybrzeży Gotlandii pojawiają się jednostki należące do floty cieni i dokonujące przeładunków surowca na zasadzie ship-to-ship. Co więcej – ujawniono, że są „wyposażone w sprzęt komunikacyjny, który w żaden sposób nie jest potrzebny standardowym statkom handlowym”.

Reklama

Co to oznacza? Dwie rzeczy, po pierwsze w basenie Morza Bałtyckiego wykonywane są nielegalne i niebezpieczne operacje, które mogą doprowadzić do skażenia ekosystemu – bez złośliwości mam nadzieję, że organizacje ekologiczne będą potrafiły znaleźć na to odpowiedź. Zwłaszcza, że mówimy o pływających muzeach. Analitycy Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych podają, że ponad 80% tankowców ma więcej niż 15 lat (przy średniej życia na poziomie 20). Nie przechodzą one regularnych i profesjonalnych napraw, de facto nikt nie kontroluje ich stanu technicznego, więc katastrofa jest kwestią czasu – zwłaszcza, że często ukrywane jest także ich położenie, co multiplikuje ryzyko kolizji oraz będzie utrudniać potencjalne działania ratunkowe.

Druga, poważniejsza kwestia, to wielce prawdopodobne wykorzystywanie floty cieni do działalności szpiegowskiej. Podczas, gdy my trwamy w świętym oburzeniu (dobrze, jeśli w ogóle w jakimkolwiek), że sankcje są obchodzone w sposób tak ostentacyjny (w wyłącznej strefie ekonomicznej państwa NATO), może okazać się, że w wielu przypadkach jest to tylko zasłona dymna. Zasłona, która ma ułatwić prowadzenie innych operacji – być może polegających nie tylko na zbieraniu informacji, ale także np. przygotowaniach do działalności dywersyjnej. A to już problem nieporównywalnie poważniejszy niż „tylko” omijanie międzynarodowych obostrzeń.

Czytaj też

Dodatkowym utrudnieniem w tym kontekście, co podkreślają analitycy z amerykańskiego Center for European Policy Analysis, jest wykorzystywanie jednostek cywilnych do działalności hybrydowej. Korzystają przy tym z prawa do nieszkodliwego przepływu, które utrudnia reakcję takim państwom jak Szwecja. Między innymi dlatego domaga się ona włączenia floty cieni do kolejnego pakietu sankcji przeciwko Rosji. Sprawy w swoje ręce postanowili wziąć także Amerykanie.

Przed kilkoma tygodniami Reuters informował, że Stany Zjednoczone oraz ich sojusznicy przygotowują się do uderzenia w newralgiczne dla agresora obszary. Z jednej strony chodzi o zagrażający bezpieczeństwu NATO handel z Chinami, z drugiej o dokręcenie śruby wspomnianym wyżej przewoźnikom. Cel jest jeden – zwiększenie kosztów wojny dla Putina, który dziś jest niemal całkowicie uzależniony od Państwa Środka.

„Żeby było jasne, nie mamy zamiaru zakłócać całego handlu między Rosją a Chinami, ale my i nasi partnerzy jesteśmy gotowi wykorzystać nasze sankcje i kontrolę eksportu, aby zapobiec handlowi towarami i technologiami, które zagrażają naszemu zbiorowemu bezpieczeństwu” – powiedział Daleep Singh, zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, zajmujący się gospodarką międzynarodową. Wezwał także do intensyfikacji działań w zakresie uszczelniania sankcji, zwłaszcza tych dotyczących ropy naftowej.

To te zapowiedzi sprowokowały absurdalną i kłamliwą reakcję rzeczniczki Siergieja Ławrowa. „Kategorycznie odrzucamy próby ingerencji w funkcjonowanie światowych rynków energetycznych” – powiedziała. Warto jednak pamiętać, że to Federacja Rosyjska wielokrotnie i z pełną premedytacją wykorzystywała w pozarynkowy sposób surowce energetyczne. Dość wspomnieć w tym miejscu o kryzysie gazowym, który wywołała w latach 2021/2022. „Uważamy to za ingerencję w handel i stosunki gospodarcze między innymi krajami. Możemy to zakwalifikować jako wojnę handlową przeciwko naszemu krajowi” – kontynuowała Zacharowa na konferencji prasowej, cytowana przez Reutersa.

Reklama

Dodała, że „groźby” ze strony Waszyngtonu nie zmuszą Moskwy do porzucenia stosunków handlowych z Pekinem. To akurat oczywiste, ponieważ są to stosunki wasalne i Rosja nie jest tutaj stroną silniejszą. Jej zdaniem działania Zachodu (przede wszystkim te związane z ropą naftową) szkodzą globalnemu bezpieczeństwu energetycznemu i „zwiększają presję inflacyjną”. To stara karta, grana od lat i na szczęście coraz mniej skuteczna dzięki ograniczaniu importu rosyjskich surowców do Europy.

Nerwowa reakcja Rosji nie powinna dziwić, ponieważ spośród najrozmaitszych sposobów, za pomocą których próbowali dotychczas „rozmasować” sobie straty związane z zachodnimi sankcjami, skuteczna okazała się tylko odmieniana już tutaj przez wszystkie przypadki flota cieni. Analitycy Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych uważają, że w lutym 2024 realizowano za jej sprawą aż 80% rosyjskiego eksportu „czarnego złota”. Jakie są konsekwencje? Oprócz oczywistych, tj. pieniędzy na finansowanie machiny wojennej, także zupełnie prozaiczne – wzrost cen starych (15+) tankowców o 120% w ciągu roku oraz rosnące ceny frachtu. To rzecz jasna kwestie podnoszące koszty Rosjanom (a konieczność oferowania rabatów obniża także przychody), ale nie łudźmy się – przy tej skali, wystarczy, by czuć zaniepokojenie i domagać się od polityków zdecydowanych działań.

Czytaj też

Zachód – rozumiem pod tym terminem zarówno Unię Europejską, jak i Stany Zjednoczone oraz sojuszników (niezależnie od geografii) – musi podjąć zdecydowane, precyzyjne i przede wszystkim skuteczne działania na tym odcinku. Niezbędny jest także nacisk na kraje, które kupując ropę, pomagają Rosji w destabilizowaniu Europy. Są to przede wszystkim Chiny (wartość wymiany handlowej między nimi a Rosją jest siedmiokrotnie mniejsza niż w przypadku UE i USA, mamy więc gdzie nacisnąć), Indie (które do 2022 nie kupowały surowca z Rosji, a dziś stanowi on ponad 30% importu) oraz Turcja (państwo członkowskie NATO!).

Historia nie wybaczy dalszego tolerowania tego procederu. Francis Fukuyama przekonywał ponad trzydzieści lat temu, że dobiegła ona końca i że po upadku Imperium Zła demokracja odniosła ostateczne zwycięstwo. Wiemy już z całą pewnością, że to nieprawda, a walka o demokrację i wolność Europy toczy się dziś na ukraińskiej ziemi. I albo powstrzymamy najkrwawszego rosyjskiego zbrodniarza od czasów Stalina mechanizmami ekonomicznymi (jak właśnie energetyka), albo konsekwencje będą straszliwe.

Jakub Kajmowicz

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama