PiS jednak chce wiatraków. Mówi o nich nowy program energetyczny
Powstaną specjalne strefy energetyczne, zlokalizowane blisko źródeł energii odnawialnej, jak farmy wiatrowe, i planowanej elektrowni jądrowej, które będą oferować przedsiębiorstwom tańszą energię – zapowiada PiS w swoim nowym programie energetycznym.
Po antywiatrakowej kampanii z niemieckimi lobbystami w roli głównej PiS zaprezentował najnowsze założenia w zakresie polityki energetycznej Polski, podkreślając jej znaczenie dla bezpieczeństwa naszego kraju. Chce niższych cen, atomu, inwestycji w magazyny energii i wiatraki, ale te takie nieideologiczne. „Ochrona gospodarki, nie ideologia” – obwieszcza opozycja.
Więcej emocji niż propozycji
„Gdy w dokumencie mowa jest o OZE, to często widać więcej emocji niż wyważonej krytyki i konstruktywnych propozycji. Za dużo jest uproszczeń mówiących na przykład o nadmiernych kosztach bilansowania, które po reformach rynku bilansującego z ostatnich lat są dzielone bardziej sprawiedliwe, czy też o jedynie na pozór słusznych rozwiązaniach typu „od teraz koniecznie łączymy magazyny z niestabilnymi OZE”. Z punktu widzenia efektywności ekonomicznej magazyny powinny być rozmieszczone również bliżej odbiorców, a niekoniecznie zawsze wprost łączone ze źródłami po stronie podażowej” – skomentował dla E24 Aleksander Śniegocki, prezes think-tanku Instytut Reform.
Jak dodał, z drugiej strony energia jądrowa podawana jest jako krótkoterminowe remedium na wysokie ceny energii. „Nie jest to coś, co rozwiąże problem w perspektywie najbliższej dekady, co nie znaczy że inwestycje w atom nie są potrzebne w dłuższej perspektywie” – powiedział Śniegocki.
W swoim programie PiS powtarza, że „niekontrolowany rozwój OZE bez bilansowania to pułapka”. Wskazuje na niestabilność źródeł odnawialnych i podkreśla, że nie mogą być one jedynym kierunkiem rozwoju. Tak jakby ktokolwiek w Polsce to postulował. Ale tak się buduje narrację partyjnego zróżnicowania.
Energia dla rozwoju – sprawdź szczegóły programu energetycznego dla Polski ⤵️ pic.twitter.com/ZvDmDDVSfA
— Mateusz Morawiecki (@MorawieckiM) September 8, 2025
„Dla innowacyjnych i energochłonnych firm (AI, dane, hightech) stworzymy Specjalne Strefy Energetyczne – blisko OZE, atomu i gazu, z tańszą energią (20-30% taniej), ulgami podatkowymi, szybkimi przyłączami do sieci energetycznej N(N/110 kV) i gazowej (dual fuel)” – czytamy w programie zaprezentowanym przez PiS.
Twardy opór pozbawia nas głosu
W programie znalazła się też krytyka dot. nieumiejętności negocjacji obecnej koalicji rządzącej w sprawie ETS2, zapowiedź „wyjścia z Zielonego Ładu” oraz deklaracja, że „PiS będzie budować koalicję dla zawieszenia nierealnego celu redukcji 55% do 2030 i rezygnacji z 90% do 2040”. I znowu widać tutaj raczej narzędzie walki politycznej niż realistyczne spojrzenie na problem.
Po obu stronach sporu politycznego polscy politycy fundamentalnie boją się angażować w konstruktywne negocjacje kompromisowych rozwiązań dla Polski. Powód jest prosty – nawet jeżeli uda się w Brukseli ustalić dodatkowy czas albo środki na wdrożenie tej czy innej dyrektywy lub celu unijnego, to będzie to sprowadzone w krajowej walce politycznej do prostego stwierdzenia, że dany polityk zgodził się z unijną polityką klimatyczną. To powoduje, że również obecny rząd prowadzi negocjacje po cichu i raczej niemrawo, bez chęci pokazania, że jest w tej sprawie gotów zawalczyć o kompromis na arenie europejskiej.
Aleksander Śniegocki, Instytut Reform
W ocenie Śniegockiego realistyczne jest wypracowanie derogacji dla Polski, choćby w zakresie ETS2, jednak jakikolwiek sukces negocjacyjny zostałby niemal automatycznie wykorzystany w walce politycznej na niekorzyść tego, kto do tego sukcesu doprowadził. „Wyobraźmy sobie taką sytuację, że premier czy prezydent, załatwiają derogację dla Polski gwarantując że cena uprawnień ETS2 dla węgla spalanego w Polsce będzie wynosiło przez kilka lat 20 euro, a nie 50 czy 200 euro, w zamian za to kierując dodatkowe środki na odchodzenie od tego paliwa w budynkach.To będzie w naszej obecnej rzeczywistości politycznej uznane przez oponentów za zdradę interesów, choć realnie byłoby dużym osiągnięciem negocjacyjnym” – opisał analityk.
Od lat powtarza się ta sama sytuacja – twierdzi Śniegocki – „poprzez twardy opór de facto pozbawiamy się głosu” – powiedział, odnosząc się do prób wypracowania kompromisu politycznego wobec kolejnych reform energetyczno-klimatycznych w Brukseli. W jego ocenie, choć za każdym razem negocjacje zaczynają się od próby odpowiedzenia na pytanie o to, czego potrzebuje Polska by powiedzieć „tak” i dołączyć do większości państw popierających daną reformę, to konsekwentne odrzucanie całej logiki transformacji przez nasz kraj prowadzi ostatecznie do „spisania nas na straty” przez inne rządy i unijnych decydentów i budowy koalicji bez naszego udziału. W takiej sytuacji „nie ma po co iść na rękę” Polsce skoro i tak ostatecznie nie poprze rozwiązań kompromisowych.
W zasadzie dzisiaj to niezależne think tanki mówią głośniej i bardziej jasno chociażby o problemie wysokiego obciążenia węgla w ETS2, czy wyzwań dla Europy Środkowej związane z tą reformą, niż robi to polski rząd. Bo to wymaga pokazania danych oraz konstruktywnych propozycji kompromisu, wykraczających poza proste stwierdzenie, że cały system nie ma sensu i lepiej, żeby w ogóle nie powstał.
Aleksander Śniegocki, Instytut Reform
Ucieczka od rzeczywistości
PiS zaprezentował ponadto pomysł na obniżenie cen energii o 30 proc., co stanowiło również postulat kampanijny prezydenta Karola Nawrockiego. „Obniżenie taryf, połączone z obniżeniem VAT oraz taryfy dystrybucyjnej i pozostałych nieracjonalnych kosztów regulacyjnych spowoduje obniżkę przeciętnego rachunku gospodarstwa domowego za prąd o około 30%” – wyjaśnia PiS. Jednak już po chwili czytamy o „kieszeniach deweloperów OZE”. „Doprowadzi również do znaczącej obniżki kosztów energii czynnej i innych opłat dla firm, co da miliardy oszczędności rocznie. Pieniądze, zamiast trafiać do kieszeni deweloperów OZE poprzez nadmiarowe wsparcie oraz kreować nadmiarowe zyski w sektorze energetycznym pozostaną u odbiorców” – dodaje opozycja.
„Faktycznie wymierne efekty dałoby ograniczenie wynagrodzenie kapitału dla operatorów infrastruktury sieciowej – wtedy oznacza to jednak, że pogorszą się zyski nie deweloperów OZE, a dużych koncernów energetycznych. Jest co do zasady uzasadnione, żeby traktować sieć energetyczną jako infrastrukturę strategiczną, która wymaga specjalnego podejścia do jej finansowania” – skomentował Śniegocki. Analityk poddał jednak w wątpliwość sprawczość nowego rządu po ewentualnym objęciu władzy: „Czy obejmując kontrolę nad aktywami państwowymi nowy rząd będzie pamiętał o tym, że taki postulat był ogłoszony, czy raczej będzie myślał o budowie silnych spółek energetycznych?”.
Co do zapowiedzi obniżenia VAT-u na energię elektryczną, w ocenie prezesa Instytutu Reform powstaje pytanie, dlaczego taka obniżka miałaby dotyczyć jedynie energii elektrycznej: „Czemu akurat powszechna obniżka VAT-u na prąd, a nie na inne produkty czy usługi? To jest po prostu szerokie dosypywanie środków z budżetu, bez wyraźnego uzasadnienia czy skupianiu wsparcia na najbardziej potrzebujących grupach. Jest to drogie i nieefektywne rozwiązanie, szczególnie w obecnej trudnej sytuacji budżetowej”.
„Niestety nie da się uciec od rzeczywistości. Żeby obniżyć koszty całego systemu i nie dosypywać coraz więcej środków do energetyki ze wspólnego budżetu, to powinniśmy raczej iść w kierunku urealnienia cen. To znaczy tak, żeby i odbiorcy, i producenci widzieli realne koszty swojego funkcjonowania w systemie” – dodał Śniegocki. Oznacza to „mniej mrożenia cen, bardziej dynamiczne taryfy”.
Kolejnym wątkiem, na który zwrócił uwagę Śniegocki, jest to, że jeśli potencjał rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie zostałby ograniczony, tym samym zmniejszona zostałaby konkurencja między pozostałymi źródłami zeroemisyjnymi. Ostatecznie więc, w wyniku tego, inwestorzy rozwijający projekty atomowe, offshore czy fotowoltaiczne będą oczekiwać wyższego wynagrodzenia. „Będzie ciężej zakontraktować energię odpowiednio tanio. Oznacza to że interes konsumenta i całego społeczeństwa płacącego rachunek za funkcjonowanie sytemu jest tu pomijany. Zamiast tego mamy proponowane kolejne dopłaty, osłony i punktowe rozwiązania uzupełnione o obietnice bliżej nieokreślonej radykalnej zmiany w skuteczności negocjacji z Unią. Z kolei sensowny postulat dotyczący rozsądnego obniżenia taryf dystrybucyjnych łatwo będzie zapomnieć w momencie, gdy nowy rząd obejmie kontrolę nad spółkami” – ocenił Śniegocki.
Wymiana węgla na atom
„Zrezygnujemy z dotacji na niezbilansowane OZE i zbudujemy racjonalny miks: atom w podstawie (dwie duże elektrownie + SMR od 2035), gaz w uzupełnieniu na szczyty zużycia, węgiel z modernizacją (do końca eksploatacji i zastąpienia atomem), hybrydy OZE z magazynami (stabilizacja, samobilansowanie)” – zapowiedziano w nowo zaprezentowanym programie. O węglu pisze się tam również tak: „Utrzymanie niezbędnej mocy tak długo jak jest to możliwe i potrzebne. Przeprowadzimy program niezbędnej modernizacji, który przedłuży ich żywotność do czasu zastąpienia przez atom”.
Widać tu pewien postęp, bo w przeciwieństwie do deklaracji z lat ubiegłych w tym programie mało się pisze wprost o utrzymaniu wydobycia węgla w kraju przez kolejne dekady. Wydaje się, że decydenci oraz eksperci w środowisku tworzącym ten dokument dobrze zdają sobie sprawę, że dalsze dotacje do górnictwa oznaczają bardzo wysokie koszty trudne do wytłumaczenia reszcie społeczeństwa.
Aleksander Śniegocki, Instytut Reform
W opinii Śniegockiego atom – który jest prezentowany jako alternatywa wobec węgla w przyszłości – „da nam relatywnie mało dyspozycyjnych mocy w stosunku do całkowitych potrzeb w systemie”.
„Mówimy o pojedynczych gigawatach, w ambitnym wariancie rozbudujemy moce do kilkunastu gigawatów za 20 lat, a przecież potrzebujemy elastycznych mocy już za 2-3 lata. Oceniam więc hasło „wymiana węgla na atom” jako przyjemne dla ucha, ale bez głębszego sensu merytorycznego i przełożenia na rzeczywistość w obecnych realiach rynkowych i prawnych. Kluczowe i tak są obecne decyzje dotyczące wymiany aktywów, w tym wprowadzania źródeł gazowych finansowanych z rynku mocy, które faktycznie będą pełniły moc rezerwowe. To już się dzieje i miałoby miejsce niezależnie od ekipy rządzącej ze względu na potrzeby systemu energetycznego” – powiedział przedstawiciel Instytutu Reform.
W jego opinii, w Polsce powinna istnieć powszechna zgoda, że węgiel będzie tak długo obecny w polskim miksie energetycznym, jak długo będzie to potrzebne i możliwe. „Tylko że ta potrzeba i możliwość to jest perspektywa dekady, a nie więcej” – ocenił.
„Biorąc pod uwagę rzeczywistość budżetową, realia negocjacji w Brukseli, stan techniczny jednostek węglowych, to jeśli rząd PiS miałby dojść do władzy w 2027 roku, będzie tak naprawdę robił bardzo podobne rzeczy do rządu obecnego. W pozytywnych i w negatywnych wymiarach” – uważa Śniegocki.
Kto dotuje, a kto zyskuje?
W nowym programie energetycznym PiS poświęcono także znaczną uwagę Chinom oraz innym „globalnym graczom”. „Globalni gracze nie przyjęli podobnych do unijnych regulacji, wręcz przeciwnie – wycofują się z polityk klimatycznych na rzecz wsparcia swoich gospodarek” – uważa PiS. Prawdopodobnie odniesiono się tutaj do aktualnej polityki energetycznej USA i „drill, baby, drill” Donalda Trumpa, który, delikatnie rzecz ujmując, nie jest fanem OZE. W zamian uważa się, że ropa, gaz i węgiel, muszą pozostać podstawą rozwoju gospodarczego kraju. Trudno jest zresztą nie zauważyć tej dychotomii – „globalni gracze”, którymi najprawdopodobniej są Stany Zjednoczone kontra Chiny – czerwony smok, któremu Unia Europejska podała pomocną dłoń, organizując całe to OZE. Nawet w programie energetycznym PiS można dostrzec nawiązania do napięć na linii Waszyngton-Pekin, co może niepokoić.
„Nieprzewidzianym i niechcianym skutkiem ubocznym takiej polityki unijnej jest umocnienie gospodarki chińskiej poprzez wykreowanie w Chinach, za europejskie pieniądze, nowych znaczących sektorów gospodarczych. Nowe branże, w których Chiny bezsprzecznie dominują – komponenty do OZE – w tym turbiny wiatrowe, panele fotowoltaiczne, sterowniki i oprogramowanie, baterie elektryczne i samochody oraz inne pojazdy elektryczne (rowery, skutery, motocykle) zostały rozwinięte dzięki subsydiom i finansowaniu z kieszeni europejskich podatników” – czytamy w programie.
„To dość zabawne, bo od strony transferu środków z kieszeni podatników historia ostatnich kilkunastu latach jest dokładnie odwrotna. To my, Europejczycy, dzięki dopłatom od chińskiego podatnika możemy korzystać z tańszych OZE, tańszych baterii, tańszych pojazdów elektrycznych” – ocenił Śniegocki. Działania Chin na tym polu to „co do zasady dotacja dla reszty świata” – dodał. Jak wyjaśnił, ChRL „nie robi tego za darmo, z dobrego serca, tylko liczy na to, że już na trwałe zdominuje łańcuch dostaw. Łatwo na to patrzeć z zazdrością, jeśli nie jest się na przykład chińskim emerytem, który ponosi ryzyko tego wielkiego zakładu Chin”. Wraz ze wzrostem aktywności polityk przemysłowych w innych częściach świata, w tym w Europie, powstaje pytanie o to, czy faktycznie w długoterminowej perspektywie te inwestycje zwrócą się Chinom, a energetyczna piłka wciąż jest w grze.
Chiny mają podobną historię do Polski pod względem zasobów energetycznych – ocenił Śniegocki. „Ich opłacalne do wykorzystania zasoby węgla też wyczerpują się w momencie, kiedy stają się bogatszym społeczeństwem. Przestaje się po prostu opłacać angażowanie lokalnych pracowników w tym sektorze” – wyjaśnił.
Czytaj też
Program PiS okazuje się pewną odpowiedzią nie tyle na pytania o polską energetykę, ile o dalszy rozwój sytuacji politycznej w naszym kraju. Sytuacji, która, niestety, rezonuje poza naszymi granicami, a czego świadkami jesteśmy od wielu lat. W nowym programie powtarzane są niemal te same, co zawsze „nośne” hasła, które przemawiają do stałego elektoratu, bez wchodzenia w szczegóły. To ważne, że polscy politycy chcą rozmawiać o energetyce, a poruszone w programie PiS problemy mają znaczenie. Warto byłoby jednak podjąć próbę wyjścia poza polską bańkę ciągłych wojenek między dwiema wymieniającymi się w rządach partiami i zauważyć, jak niszczące potrafią one być dla naszej pozycji międzynarodowej. I bezpieczeństwa energetycznego – będącego jednym z głównych haseł zaprezentowanego programu.
