Reklama

Polski offshore - szansa dla energetyki i przemysłu

Autor. Polenergia

Pomimo częściowej niechęci do lądowej energetyki wiatrowej wydaje się, że polscy politycy osiągnęli pewien konsensus dotyczący jej morskiego odpowiednika. Projekty farm offshore na Bałtyku ruszyły pełną parą, a w planach jest osiągnięcie 7 GW mocy. Nawet w obliczu kłopotów takich gigantów jak Ørsted, morskie farmy wiatrowe mają ekonomiczny i strategiczny sens.

Morskie farmy wiatrowe to europejska technologia wywodząca się z Danii. Od pilotażowych 5 MW w 1991 r. urosły do 83 GW mocy zainstalowanej w 2024 roku, co odpowiada zasileniu 73 mln gospodarstw domowych.

Wiatr na morzu lepszy niż na lądzie?

Po latach dominacji Morza Północnego - gdzie Dania, Niemcy i Wielka Brytania budowały duże farmy, doskonaląc technologie i łańcuchy dostaw - uwaga sektora coraz mocniej przesuwa się na Bałtyk. To zmiana, która może stać się impulsem dla polskiej gospodarki i transformacji energetycznej.

Morskie farmy wiatrowe posiadają niezaprzeczalne korzyści. Przede wszystkim na morzu mamy do czynienia z silniejszym i stabilniejszym wiatrem, co bezpośrednio przekłada się na wyższy współczynnik wykorzystania mocy niż projekty lądowe (nawet do 40-50 proc.). Kolejną zaletą jest skala: duże turbiny i duże farmy to duży spadek kosztów w dłuższej perspektywie czasu. Nie wspominając o uniknięciu napięć wokół użytkowania gruntów.

Niemniej jednak w przestrzeni medialnej wspomina się o problemach branży offshore. Liczba nowych instalacji w 2024 roku była o 26 proc. niższa niż w rekordowym 2023 roku, a w sierpniu bieżącego roku duński gigant Ørsted doświadczył blisko 30-proc. spadku kursu, co było bezpośrednio spowodowane problemami na amerykańskim rynku i wstrzymaniem sprzedaży części udziałów w kluczowym projekcie Sunrise Wind.

Nie wolno jednak zapominać, że począwszy od 2010 roku obserwowano stały wzrost nowych instalacji offshore, a rok 2023 był rekordowy pod względem rozbudowy europejskiej morskiej energetyki wiatrowej. Statystyki Wind Europe podają, że wówczas oddano do użytku ok. 3,8 GW nowych mocy offshore. Z kolei uśrednione koszty MFW w Europie spadły aż o 60 proc. w latach 2010-2021, a energia wiatrowa (w tym offshore) nadal pozostaje konkurencyjna wobec np. gazu ziemnego i docelowo prowadzi do obniżania cen energii elektrycznej w UE.

Wykorzystać szansę

Przypadek duńskiej firmy nie jest również reprezentacyjny dla całej branży. Jak komentował dla E24 Dyrektor Centrum Morskiej Energetyki Wiatrowej Uniwersytetu Morskiego w Gdyni dr Tomasz Harackiewicz, Ørsted włożył w amerykańskie projekty dużo aktywów i, jak się okazało, było to zbyt wielkie ryzyko.

Morska energetyka wiatrowa doświadcza pewnych turbulencji, jednak długofalowe perspektywy branży nadal są bardzo dobre - nawet jeśli rynek u naszych zachodnich sąsiadów jest już nasycony.

I tutaj dochodzimy do sedna sprawy: porównywanie polskiego (właściwie nieistniejącego) rynku morskiej energetyki wiatrowej z rynkiem niemieckim czy duńskim nie ma większego sensu, ponieważ kraje te rozwijały sektor MFW przez ostatnie 20 lat. W naturalny sposób obecny poziom inwestycji na Morzu Północnym będzie niższy niż na Bałtyku, ponieważ większość z najbardziej intratnych lokalizacji została już zagospodarowana.

Nie zapominajmy, że na koniec 2024 roku, Niemcy posiadały 9,2 GW mocy w offshore, a cele rządowe nadal wspierają rozwój tej technologii poprzez znaczne nakłady inwestycyjne: do 2030 roku planują mieć nawet 30 GW na Morzu Północnym i Bałtyckim.

Polskie wybrzeże prezentuje się w korzystnym świetle. Po pierwsze, Bałtyk charakteryzuje się płytkimi wodami, dzięki czemu turbiny na fundamentach stałych są atrakcyjne pod względem konstrukcyjnym i ekonomicznym. Kolejną zaletą są korzystna prędkość wiatru blisko brzegu i niewielka odległość od krajowych sieci energetycznych, a także niższe fale oraz pływy, co może uprościć obsługę i budowę MFW.

Nie stracić momentum

Polska transformacja energetyczna potrzebuje offshore - nie tylko dlatego, że jest to bezemisyjne źródło energii. Jednym z ważniejszych powodów jest konieczność uzupełnienia nadchodzących luk mocy, wywołanych wygaszaniem elektrowni węglowych oraz postęp w transformacji energetycznej. Dlatego rozwój MFW jest tak kluczowy.

Przypomnijmy: w Polsce nie działają jeszcze żadne morskie elektrownie wiatrowe. Wszystkie projekty są w fazie realizacji. W tym samym czasie Niemcy dysponują już 9,2 GW mocy z offshore.

Polskie plany są bez wątpienia ambitne i co ważniejsze - wspierane przez politykę rządu i opozycji. Zdaniem Jakuba Budzyńskiego z Polskiej Izby Morskiej Energetyki Wiatrowej, offshore zapewni polskiemu systemowi elektroenergetycznemu 18 GW mocy do 2040 roku.

Zdaniem PSEW potencjał polskiej morskiej energetyki wiatrowej wynosi zawrotne 33 GW, co w teorii mogłoby pokryć aż 57 proc. rocznego zapotrzebowania na energię elektryczną kraju.

Branża czeka na kolejne aukcje, aby przyspieszyć rozwój projektów. Obecnie ich łączna moc ma wynosić 7 GW: Bałtyk I-III 3 GW (Polenergia i Equinor), Baltica 1-3 3,45 GW (PGE i Ørsted) oraz Baltic Power 1,14 GW (Orlen i Northland Power).

Jednak offshore to nie tylko korzyści dla systemu elektroenergetycznego, lecz również dla polskich przedsiębiorców i dostawców. Jak podał Bank BGK, 30-40 proc. wartości projektów finansowanych z KPO na MFW (9,8 mld zł) przypadło lokalnym dostawcom. Polski łańcuch dostaw może wygenerować nawet 63 tys. nowych miejsc pracy w sektorach powiązanych z MEW – portach, logistyce, produkcji i usługach serwisowych. W Polsce działa około 100 podmiotów, mogących brać udział w łańcuchu dostaw MFW.

Kolejną korzyścią dla polskiej gospodarki jest rozwój portów instalacyjnych i serwisowych dla offshore. Przykładem może być np. port instalacyjny morskich farm wiatrowych w Świnoujściu, który będzie też pełnił funkcję klasycznego portu przeładunkowego. Innym przykładem może być Port Gdańsk, który jest częścią projektu morskiej farmy wiatrowej

Materiał sponsorowany

Reklama

Komentarze

    Reklama