Analizy i komentarze
Niemcy znów chcą być potęgą. Wykorzystają do tego siły natury [KOMENTARZ]
Kryzys energetyczny w Europie nadal trwa. Podczas gdy w Polsce toczy się gorąca dyskusja o odpowiedniej odległości turbiny wiatrowej od zabudowy czy lasów, w Niemczech kanclerz Olaf Scholz zapowiedział na początku lutego, że do 2030 roku musi powstawać na lądzie od czterech do pięciu turbin wiatrowych dziennie, aby osiągnąć cele klimatyczne.
Niemiecka transformacja energetyczna zwolniła tempo, a wizja sektora energetycznego budowanego na odnawialnych źródłach energii i rosyjskim gazie runęła wraz z wybuchem gazociągów Nord Stream. Rząd w Berlinie nie miał za dużo czasu, aby przyzwyczaić się do nowych realiów bez surowca ze wschodu i robi teraz wszystko, aby przywrócićEnergiewende z powrotem na zamierzony kierunek. Pomóc w osiągnięciu stabilności systemu elektroenergetycznego w tym długim procesie mogłaby energetyka jądrowa, jednak jest ona wypierana i skutecznie zwalczana przez obóz rządzący, nawet w obliczu najpoważniejszego od lat 70-tych kryzysu energetycznego.
Nowe światło na niemiecki proces transformacji energetycznej mogą rzucić słowa Olafa Scholza, który w rozmowie z „Bild am Sonntag" powiedział, że aby osiągnąć cele klimatyczne, należy masowo przyspieszyć ekspansję energetyki wiatrowej. Jego zdaniem, aby tak się stało, do 2030 roku „każdego dnia na lądzie trzeba by budować średnio od czterech do pięciu turbin wiatrowych". Aby nie rzucać słów na wiatr, zapowiedział również stworzenie harmonogramu budowy nowych elektrowni, a postępy prac mają być regularnie omawiane z przedstawicielami krajów związkowych. „Jeśli coś nie zostanie zrobione, będzie trzeba to nadrobić" – mówi Scholz w rozmowie z gazetą Bild.
Czytaj też
Jak te słowa zderzają się z rzeczywistością? Rozwój energetyki odnawialnej, w szczególności wiatrowej, jest uważany za podstawę transformacji, a także ma pomóc Niemcom w dążeniu do zmniejszania zależności od importu surowców energetycznych. Patrząc po statystykach nietrudno odnieść wrażenie, że wzrost ten był na przestrzeni lat dość powolny. Na przełomie 2016 i 2017 roku liczba nowych turbin wiatrowych na lądzie wzrosła ponad 1300 sztuk, po czym systematycznie spadała. W 2021 roku zamontowano jedynie 233 turbiny, a pod koniec ubiegłego roku w Niemczech prąd generowało 28 443 wiatraków o łącznej mocy 58 GW.
Federalna Agencja Środowiska (Umweltbundesamt) oznajmiła, że cele rozwoju energetyki wiatrowej na 2022 rok zostały osiągnięte, bowiem zostało wybudowane 2,3 GW mocy. Ambicje są jednak większe o czym świadczy uchwalona w lipcu ubiegłego roku nowelizacja ustawy o odnawialnych źródłach energii. Ustalono w niej, że tempo rozbudowy wszystkich systemów lądowych powinno wzrosnąć do mocy do 9 GW rocznie. Zgodnie z założeniami, do końca tej dekady docelowo ma powstać w Niemczech blisko dwa razy więcej mocy zainstalowanych – 115 GW.
Czytaj też
Aby osiągnąć ten cel, pomóc ma w tym przyjęta na początku lutego ustawa ministerstwa gospodarki i ochrony klimatu, przyspieszająca procedury planowania i zatwierdzenia nowych inwestycji, a także pomagająca wyznaczać odpowiednie tereny spełniające do tego warunki. Zgodnie z nią, do 2032 roku wszystkie kraje związkowe muszą przeznaczyć 2% swojego obszaru pod budowę farm wiatrowych. Jak zaznacza resort, do tej pory było to zaledwie 0,8%, choć w rzeczywistości udostępnionych pod inwestycję gruntów było jeszcze mniej.
Po latach postoju, branża i politycy liczą na odwrócenie trendu w rozbudowie elektrowni wiatrowych w Niemczech jeszcze w tym roku. Rok 2023 może być przełomowym dla energetyki wiatrowej – powiedział Hermann Albers, prezes Federalnego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (BWE). Eksperci zauważają jednak, że biorąc pod uwagę panujące w poszczególnych regionach kraju warunki wietrzne, wyznaczenie wymaganych dwóch procent terenów pod inwestycje w energetykę wiatrową może być po prostu nieosiągalne.
Czytaj też
Berlin nie ukrywa swoich ambitnych celów klimatycznych. Na początku roku w niemieckich mediach społecznościowych pojawiło się określenie „Scholzowania", które w niedługim czasie stało się hitem Internetu. Zdaniem internautów, hasło ma oznaczać „komunikowanie dobrych intencji tylko po to, by użyć/znaleźć/wymyślić jakikolwiek wyobrażalny powód, by je opóźnić i/lub powstrzymać się od ich zrealizowania". Korzeniami hasło sięga momentów, gdy głowa niemieckiego rządu, mimo licznych deklaracji, wstrzymywała decyzję o przekazaniu na Ukrainę czołgów Leopard 2, a także nie udzieliła zgody innym krajom na ich przekazanie. Pozostaje jedynie mieć nadzieje, że słowa kanclerza dotyczące rozbudowy energetyki wiatrowej to nie kolejny „scholzing".