Analizy i komentarze
Chiny pozostają bezkonkurencyjne w sektorze offshore. USA mogą jedynie pomarzyć o takim sukcesie
Będę z Państwem szczery – należę do osób, które ze sporym dystansem podchodzą do twierdzeń, że już za chwilę, już za momencik, w wyniku geostrategicznych gier na Pacyfiku i wstępowania po drabinie eskalacyjnej, dojdzie do zmiany na „stanowisku” globalnego hegemona. A lata mijają, gospodarcza przewaga USA nad Chinami wciąż jest ogromna i nie zanosi się, aby w perspektywie najbliższej dekady miało się to radykalnie zmienić. Jest jednak jeden obszar, w którym Państwo Środka bije Amerykanów na głowę – to segment morskiej energetyki wiatrowej. Różnica jest tak duża, że uprawnionym byłoby stwierdzenie, że obydwa kraje grają w zupełnie innych ligach.
Powiedzieć, że rok 2023 był trudny dla amerykańskiej branży offshore, to nic nie powiedzieć. Upłynął on pod znakiem wielomiliardowych odpisów, stagnacji oraz rezygnacji z kontraktów na sprzedaż energii m.in. w Connecticut, New Jersey czy Massachusetts, ponieważ zapisane w nich warunki nie odpowiadały bieżącym wyzwaniom. Z kolei w Nowym Jorku wstrzymane zostały trzy duże projekty, ponieważ General Electric zmienił projekt turbiny, co przez stanowe władze zostało uznane za zmianę na tyle istotną, że wpływającą na ocenę projektu. Groźba rozlania tego scenariusza na inne regiony USA stała się realna, ponieważ deweloperzy zmagali się z szeregiem problemów, które prowadziły do zwiększania kosztów projektów.
Chodzi tutaj przede wszystkim o wysoki poziom inflacji, zakłócenia w łańcuchach dostaw oraz podwyżki stóp procentowych, zwiększające koszt kapitału. To wszystko wpływa na wskaźniki ekonomiczne projektów i prowadzi do rewidowania decyzji inwestycyjnych. Proszę sobie wyobrazić, że tacy potentaci jak BP, Equinor i Orsted dokonali za ubiegły rok odpisów na łączną kwotę ok. 5 miliardów dolarów. Reuters zwraca w tym kontekście uwagę, że powyższa kwota dotyczy jedynie będących w fazie realizacji „amerykańskich” projektów offshore. Stało się tak, ponieważ warunki cenowe umów sprzedaży energii, a właściwie zyski z tej działalności, przestały pokrywać koszty budowy oraz obsługi finansowej projektów.
Czytaj też
W końcówce kwietnia bieżącego roku media w Stanach Zjednoczonych i nie tylko informowały, że moc zainstalowana w morskiej energetyce wiatrowej USA wzrosła do 242 megawatów. Często (choć uczciwie należy zaznaczyć, że nie zawsze) zapominano przy tym dodać, że rok do roku oznacza to skok na poziomie… 476%. Wynik na pierwszy rzut oka imponujący, ale tylko na pierwszy. Przy choćby ciut bliższym przyjrzeniu się widzimy wyraźnie, że jest on jedynie efektem niskiej bazy. Wstydliwie niskiej, rzekłbym. Do końca roku 2023 USA dysponowały zaledwie 41 MW mocy offshore (jeden w Wirginii, a drugi Rhode Island) i wskaźnik ten tkwił w miejscu, nie zmieniając się, od 2021 r. W latach 2016 – 2020 było to 29 MW, a dane IRENA z okresu 2014 – 2015 wskazują na zero. Plan na rok 2024 to osiągnięcie pułapu 1000 MW, które pozwolą zasilić pół miliona domów.
I tutaj wracam do wstępu i stwierdzenia, że choć gospodarczo Amerykanie górują nad Chińczykami, to jest obszar, w którym role się odwróciły. I to jest najdelikatniejsze określenie, jakiego można tutaj użyć. Zresztą, spójrzmy na liczby. Dane Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej wskazują, że Państwo Środka na koniec 2023 roku dysponowało 37 290 MW w offshore – to nieco ponad 900 razy więcej niż USA. Dla porównania, w okresie, gdy Amerykanie notowali przestoje, a moc nie rosła tj. 2021-2023 i 2016–2020, Chińczycy odnotowali wzrost na poziomie odpowiednio 507% w pierwszym (z 1480 MW do 8990 MW) oraz 41% w drugim (z 26 390 MW do 37 290 MW).
Powyższe liczby wskazują jednoznacznie, kto w przypadku morskiej energetyki wiatrowej jest „Sprite”, a kto „Pragnienie”. Dostrzegają to również sami Amerykanie – w pierwszym kwartale uruchomili więcej megawatów niż w ciągu ostatnich ośmiu lat. Administracja Bidena spogląda bardziej przychylnym okiem na ten segment OZE, ponieważ statystyki wskazują, że ma on szansę odegrać istotną rolę w procesie dekarbonizacji przynajmniej niektórych stanów.
Czytaj też
Na przełomie kwietnia i maja Bureau of Ocean Energy Management oraz Bureau of Safety and Environmental Enforcement poinformowały o zakończeniu prac związanych z nowymi przepisami, których celem nadrzędnym jest usprawnienie procesu uzyskiwania pozwoleń na budowę instalacji offshore. Reuters podkreśla tutaj, że regulacje wiążą się z szeregiem ułatwień dla inwestorów, które mają doprowadzić do skrócenia czasu oczekiwania, poluzowania części obowiązków i w efekcie obniżenia kosztów. Departament Spraw Wewnętrznych twierdzi, że w ciągu dwudziestu lat od momentu, kiedy zostaną uchwalone, pozwolą zaoszczędzić branży prawie 2 miliardy dolarów.
Oficjalnie zarówno politycy, jak i urzędnicy (ale zwłaszcza Ci pierwsi) zapowiadają, że do roku 2030 Stany Zjednoczone będą dysponować 30 GW mocy zainstalowanej w morskiej energetyce wiatrowej. Daruję sobie złośliwości, że to wciąż znacznie mniej niż Chińczycy posiadają dzisiaj, bo osiągnięcie tego celu będzie należało do tych wyzwań, które zwykliśmy określać przymiotnikiem: trudne. Eksperci wątpią w możliwość realizacji tego planu, głównie z powodu trudności, jakie spotkały branżę w minionym roku.
Nie skreślałbym jej przedwcześnie, kluczem jest jednak dalsze wsparcie i upraszczanie procedur – dziś, w niektórych przypadkach, trwających nawet wiele lat. Celem jest skrócenie tego czasu o połowę. Dla inwestorów przygotowano także, między innymi, checklistę zawierającą zakres danych potrzebnych do oceny środowiskowej – wszystko po to, by uniknąć przeciągających się postępowań i poprawiania wniosków. Do 2025 etap oceny środowiskowej ma się zakończyć dla 16 projektów – to kolejne trudne do realizacji zamierzenie, które równocześnie pozytywnie wpływa na ogólną tendencję oraz tempo prac.
Czytaj też
Z pewnością dostrzegliście już Państwo, że wnioski, które płyną z powyższego tekstu są niejednoznaczne. Nie ulega wątpliwości, że obecnie Stany Zjednoczone ustępują Chinom w sektorze morskiej energetyki wiatrowej, ale można chyba założyć, że jeśli zmiany okażą się udane, to za jakiś czas otchłań dzieląca obydwa kraje zacznie się zmniejszać. Wydaje się, że pomimo opóźnień i szeregu wyzwań, które objawiły się w minionym roku, amerykański sektor offshore powoli łapie (nomen omen) wiatr w żagle. Zbudowanie, a później utrwalenie pozytywnego trendu o zadowalającej skali wymagać będzie dalszych zmian regulacyjnych, wsparcia finansowego oraz dobrej współpracy ze strony urzędników, inwestorów i społeczności lokalnych. USA mają bardzo duży potencjał do generowania i przyciągania innowacji – być może w przyszłości ten element okaże się game changerem. Jedno jest pewne – przyszłość dzieje się teraz - podejmowane dziś decyzje zdeterminują tempo i kierunek rozwoju amerykańskiego sektora offshore na długie lata.