Analizy i komentarze
Koncerny paliwowe a ruchy społeczne, czyli co jednostka może zrobić dla klimatu
Dezinformacja klimatyczna i negacjonizm – wygląda na to, że tę bitwę wygrywamy. Przyjmujemy też coraz bardziej ambitne polityki klimatyczne. Przed ludzkością jeszcze długa droga, zanim będzie można powiedzieć, że poradziliśmy sobie z globalnym ociepleniem. Co w tym czasie może robić jednostka? Przemyśleniami podzieliłam się z uczestnikami Carbon Footprint Summit 2023 w Krakowie.
Znamy wiele różnych grzechów koncernów paliwowych. Przede wszystkim ten podstawowy – wydobycie i spalanie paliw kopalnych. Wiemy o ich greenwashingu, czyli takim działaniom marketingowym i PR-owych, które mają przedstawiać firmę jako przyjazną środowisku. Wiemy o wyprzedaży aktywów związanych z wydobyciem ropy naftowej w miejscach, gdzie występuje nacisk polityczny. Te aktywa często trafiają po prostu w ręce innych firm, które kontynuują wydobycie. Korzyść dla klimatu jest więc zerowa, a firma wybielona, czy też „zazieleniona”. Firmy same przyznają, że blokują przepisy dotyczące klimatu, a emisje będą redukować tylko tam, gdzie „ma to sens komercyjny”. Wiemy także, że w komunikacji wewnętrznej przyznają, że inwestycje w technologie wychwytu i składowania dwutlenku węgla mają na celu „umożliwić pełne wykorzystanie paliw kopalnych w całej transformacji energetycznej”. Słynna jest też kampania ExxonMobil o zielonym paliwie z alg, które nie stanowiłoby nawet 0,5% sprzedaży, nawet gdyby udało się je produkować w zakładanej ilości.
Na sumieniu mają też, można powiedzieć, bardziej wyrafinowanegrzechy. Koncern ExxonMobil (wówczas Exxon) wiedział o klimatycznych skutkach wydobycia ropy już w latach 70., a Shell od 1981 r. zlecał raporty dotyczące efektu cieplarnianego. W 1988 r. koncern wiedział już dokładnie o własnej roli w napędzaniu globalnego ocieplenia oraz zakresie potencjalnych reakcji politycznych i społecznych na zmianę klimatu. Korporacje starannie ukrywały wyniki swoich badań.
Jednakże pod koniec lat 80. XX wieku temat globalnego ocieplenia zaczął nabierać rozgłosu w debacie publicznej. W 1988 r. dr James Hansen z NASA wystąpił przed amerykańskim kongresem i przyznał, że obserwowane ocieplenie klimatu nie jest naturalną zmianą. W tym samym roku zainicjowano powstanie Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC). Już w swoim pierwszym raporcie eksperci potwierdzili, że działalność człowieka przyczynia się do wzrostu stężenia gazów cieplarnianych w atmosferze.
Czytaj też
Koncerny paliwowe zmieniły więc strategię. Teraz „zainwestowały” w zawodowych denialistów klimatycznych, którym płaciły za publikowanie fałszywych informacji o klimacie. Często były to osoby wzbudzające zaufanie na pierwszy rzut oka: naukowcy, niektórzy nawet zajmujący się klimatem, a także dwóch współautorów raportów IPCC – Richard Lindzen i Patrick Michaels, niezwykle znane postacie na denialistycznej scenie. Powstały całe organizacje profesjonalnych negacjonistów, takie jak Cato Institute, Heartland Institute czy fundacja CLINTEL. Ich związki z korporacjami paliwowymi nie polegały tylko na otrzymywaniu funduszy – w organizacjach czasem zasiadali byli pracownicy tych firm. Sam ExxonMobil do 2006 r. tylko w Wielkiej Brytanii finansował 39 tego typu organizacji. Instytucje te organizują konferencje pseudonaukowe, wydają fałszywe raporty, wyglądem przypominające te tworzone przez IPCC. Słyną też z petycji rzekomo podpisywanych przez naukowców, które zaprzeczały antropogenicznej zmianie klimatu. Wszystkie zostały obalone. Często osoby tam podpisane nie były naukowcami, a jeśli były, to w wielu przypadkach nie zajmowały się klimatem. Część osób tam „podpisanych” nie wyraziło na to zgody, a na listach pojawiały się też nazwiska nieżyjących wówczas osób. Niektórzy członkowie tych negacjonistycznych organizacji wcześniej pomagali korporacjom ukrywać prawdę o szkodliwości palenia tytoniu. Później potrzeby rynkowe się zmieniły, a specjaliści od dezinformacji się przebranżowili.
Zbuntowanych „naukowców”, którzy usiłują sprzeciwiać się „klimatycznemu spiskowi”, czy „klimatycznej panice”, widujemy i słyszymy w mediach. Obficie korzystają z klasycznych technik manipulacji, opierając się na ludzkich błędach poznawczych. Opierają się na efekcie autorytetu, czyli skłonności ludzi do dawania zaufania osobom ogólnie poważanym społecznie np. lekarzom czy właśnie naukowcom, nawet jeśli nie wypowiadają się w temacie swojej ekspertyzy lub wprost głoszą dezinformację. Pojawia się także technika fałszywej symetrii, polegająca na równej reprezentacji w mediach takich osobistości oraz naukowców, za którymi stoi konsensus naukowy. Takiej symetrii po prostu nie ma . Lubimy też słyszeć informacje, które pasują do naszego światopoglądu – chodzi o klasyczny efekt potwierdzenia. Jeśli osoba ma ogólnie niskie zaufanie do władz, chętniej uwierzy w różne teorie spiskowe dotyczące rządów. W tym także forsowany przez globalne elity spisek klimatyczny, który ma na celu zniewolenie ludzkości.
Czytaj też
Co ma zrobić jednostka w obliczu tak potężnej machiny, dysponującej tak potężnymi zasobami i środkami finansowymi?
Jeden głos nic nie znaczy. Nawet jeśli jest to głos naukowca. Nawet jeśli współtworzył raport IPCC. Konsensusu naukowego nie podważą pojedyncze osoby swoimi wypowiedziami w mediach czy Internecie. Konsensus jest wynikiem istnienia różnych dowodów, które prowadzą do zgodnych ze sobą wniosków i reprezentuje najbardziej zaawansowaną na ten moment wiedzę na dany temat. Ponadto zespoły przeprowadzające te badania musiały pochodzić z różnych środowisk, aby uniknąć stronniczości wyników. Obecnie konsensus w sprawie zmiany klimatu i jej przyczyny wynosi 99 proc. Nie zmieni tego kilka osób mówiących o spisku, dopóki nie przedstawią równie rzetelnych dowodów. Idzie im kiepsko, delikatnie mówiąc.
Jeden głos nic nie znaczy. Jednak głosy te się sumują – zsumowały się też w ten konsensus. Dobitnie pokazaliśmy to w niedzielnych wyborach, osiągając frekwencję 74 proc. Mówi się, że najlepsze co jednostka może zrobić dla klimatu, to mądrze głosować w wyborach. W tym roku dwie partie najsilniej popierające węgiel w polskiej energetyce nie uzyskały większości w sejmie.
Pojedyncze głosy badaczy i działania prowadzone uparcie przez lata, zsumowały się także w kwestii tytoniu. Coraz trudniej było zaprzeczać jego szkodliwości. Teraz nikt w to nie wątpi – nauka wygrała z tą całą machiną kłamstw. Coraz trudniej jest też zaprzeczać zmianie klimatu. Zauważmy, jak zmieniła się narracja wokół klimatu w debacie publicznej – w mediach pojawia się na porządku dziennym, politycy wpisują strategie klimatyczne w programy swoich partii. Bycie denialistą klimatycznym w 2023 r. robi się już trochę niesmaczne. Trendy konsumenckie osiągają efekt kuli śnieżnej i oddziałują na rynek. Jeszcze niedawno tylko pojedyncze osoby przychodziły na zakupy z własną torbą. Dziś taki widok to codzienność.
Czytaj też
Siła pojedynczych głosów nie polega tylko na ich sumowaniu. Mówi się też, że najlepsze, co jednostka może zrobić dla klimatu, to przestać być jednostką. Gromadząc się, grupy ludzi mogą osiągać efekt synergii i wywierać większą presję. Udało się wycofać z użycia benzynę ołowiową, mimo oporów branży naftowej. Kolejne ogromne sukcesy to wyeliminowanie użycia substancji niszczących warstwę ozonową oraz ograniczenie kwaśnych deszczy. Wiele krajów odchodzi od spalania paliw kopalnych i deklaruje daty osiągnięcia neutralności klimatycznej.
Rolą wspólnotowych działań nie jest tylko wymuszanie zmian na firmach i rządach. Jest to bardzo istotne także na głębszym poziomie. W obliczu zagrożenia ludzie często gromadzą się, by przetrwać cięższe czasy, a zmiana klimatu jest największym zagrożeniem, z jakim do tej pory mierzyła się ludzkość. Próba samotnego stawienia czoła tak ogromnym problemom jest przytłaczająca. Łatwo jest popaść w apatię, paraliż i poczucie, że już nic nie można zrobić, a jednostkowe działania nic nie znaczą. W końcu jakie znaczenie ma to, że wybierzesz dziś jazdę pociągiem zamiast samochodem, skoro 10 proc. najbogatszych osób odpowiada za około połowę emisji pochodzących z konsumpcji?
Receptą na to są m.in. właśnie działania wspólnotowe. Psychologowie uważają, że w przygotowaniach na zmianę klimatu nie należy skupiać się tylko na adaptacji miast czy rozbudowie systemów reagowania kryzysowego. Trzeba też wspierać aktywności na poziomie lokalnym, ponieważ więzi społeczne okazują się niezbędne w kryzysach. Wszelkie działania społeczności mające na celu radzenie sobie ze skutkami globalnego ocieplenia, przynosi dodatkowe korzyści, m.in. poprawę zdrowia i dobrostanu psychicznego. Jak napisali Szymon Bujalski i Magdalena Budziszewska: „można metaforycznie powiedzieć, że reagowanie na zmianę klimatu jest sportem zespołowym.”