Analizy i komentarze
Czy denializm klimatyczny opłaca się politycznie?
Pewien piłkarski komentator zwykł mawiać – siadamy wygodnie w fotelach, zapinamy pasy i startujemy! Mam śmiałość prosić Państwa o to samo, ponieważ wybieramy się w podróż do kilku równoległych uniwersów: iluzji, polityki oraz nauki. Mam nadzieję, że na końcu tych wojaży będziemy ciut bliżsi zrozumienia, dlaczego w sytuacji, gdy świat idzie w prawo, to my wciąż, wbrew faktom, udajemy, że lepiej jest w mur. A chyba nie muszę przypominać, że naszą energetykę od zderzenia z nim dzieli odległość, która jest dość daleka od komfortowej.
Bądźmy szczerzy – wybory do Parlamentu Europejskiego nie budzą wśród Polaków większych emocji, choć od 2019 i tak jest lepiej, niż było. W elekcjach 2004, 2009 i 2014 frekwencja wyniosła 20%, 24,5% i 23,8%, w latach 2019 i 2024 – 45,6% oraz 40,6%. Lepiej, ale sami Państwo przyznacie, że nie jest to raczej imponujący wynik. To pewnie ani miejsce, ani czas, by snuć rozważania o przyczynach, zwłaszcza że z naszej perspektywy najistotniejsze są skutki. Niska frekwencja oznacza, że współczynnik najtwardszego elektoratu w ogóle wyborców wzrasta. A to dla wielu polityków tworzy trudną do odparcia pokusę, by pójść o jeden most za daleko.
Jednym z tematów tegorocznych eurowyborów był pośrednio klimat, a bezpośrednio Europejski Zielony Ład i generalnie polityka UE w tym obszarze. Oczywistym jest, że wielu polityków (większego i mniejszego kalibru) próbowało na tej fali popłynąć. I w sumie nie byłoby w tym nic złego – europejska polityka klimatyczna daleka jest wszak od ideału – gdyby nie jeden drobny szczegół. Czymś innym jest jednak krytykowanie poszczególnych rozwiązań lub nawet koncepcji jako całości, a czymś innym negowanie ustaleń nauki i próba kupienia sobie w ten sposób głosów. I granica nie jest tutaj cienka, nie da się jej przekroczyć przypadkiem.
Czytaj też
Muszę Państwu wyznać, że w przeciwieństwie do wielu moich koleżanek i kolegów nie czuję potrzeby przekonania do swoich racji wszystkich napotkanych osób. Bzdury wygadywane przez polityków sezonowych, albo wręcz przypadkowych (pozdrowienia dla kilku nowych MEP-ów), nie budzą we mnie większych emocji. Wbrew temu co próbują sobie i nam wmówić ich wpływ na rzeczywistość jest minimalny. Moją uwagę znacznie bardziej przykuwają wypowiedzi tych uczestników życia publicznego, którzy jak Donald Tusk czy Jarosław Kaczyński sprawują „rząd dusz” i współkszałtują poglądy swoich wyborców. To znacznie poważniejszy kaliber, ponieważ w ślad za nim idą także ich podwładni, protegowani oraz nieprzebrana chmara „załatwiaczy”. Słowa wypowiadane przez partyjnych liderów (choć oczywiście nie wszystkich) mogą wpływać także na politykę państwa – a to już bywa niebezpieczne, jeśli są to słowa niemądre.
Kilka tygodni temu podczas spotkania z wyborcami prezes Jarosław Kaczyński był łaskaw stwierdzić: „Po pierwsze, no to jest mój pogląd, ale bardzo wielu wybitnych naukowców, także noblistów, go podziela: wpływ człowieka na klimat jest zupełnie minimalny, prawie żaden”.
Słowa te mogą zaskakiwać nie tylko z powodu ich zupełnego oderwania od ustaleń nauki, ale także od wcześniejszych wypowiedzi PJK na temat Europejskiego Zielonego Ładu. W 2021 roku przekonywał on bowiem w jednym z radiowych wywiadów, że odrzucenie go „oznaczałoby ustawienie się na marginesie i innego rodzaju różne kłopoty”. Tej drugiej sprzeczności nie chciałbym komentować, zwłaszcza, że o wiele ważniejsza (i szkodliwsza) wydaje się pierwsza.
Tworzenie wrażenia, że w kwestii zmian klimatu oraz wpływu człowieka nań mamy do czynienia z jakąś przestrzenią nieokreśloną, interpretacyjną i wątpliwą jest pierwszym, choć niewypowiedzianym, fałszem. I niestety na przestrzeni miesięcy można wyraźnie zaobserwować, że rośnie liczba polityków, którzy próbują na tym ogniu upiec swoje bułeczki. Kampania do PE to wysyp różnego rodzaju politycznych specjalistów, którym z badań wyszło, że negacjonizm może się sprzedać. Różnią się funkcją, partią czy znaczeniem, ale łączy ich stawanie w całkowitej opozycji nie tylko wobec tego co mówi nauka, ale i wobec obserwowalnych już niemal gołym okiem globalnych trendów, o których za moment.
Przypomnijmy więc, żeby w odpowiednim świetle postawić zarówno powyższy cytat, jak i wszystkie inne jemu podobne w swoim brzmieniu lub znaczeniu. Protokół z Kioto (uzupełniający Ramową konwencję Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu) wskazuje na sześć podstawowych gazów cieplarnianych, są to: dwutlenek węgla (CO2), metan (CH4), podtlenek azotu (N2O), fluoroweglowodory (HFC), perfluorowęglowodory (PFC) i sześciofluorek siarki (SF6). Z tego zbioru jako najpoważniejsze wyzwanie dla klimatu (ze względu na m.in. ilość, „żywotność” oraz wpływ) stanowi CO2.
Naukowcy nie mają wątpliwości – a pierwsze odkrycia w tym zakresie dokonywały się ponad 200 lat temu – że temperatura powierzchni Ziemi jest wyższa, niż wskazywałaby na to ilość energii słonecznej, która do nas dociera. Francuski uczony Fourier, który badał to zjawisko, był zdania, że atmosfera ma właściwości izolacyjne, które utrudniają „ucieczkę” energii w postaci promieniowania podczerwonego. Dziś wiemy, że bardzo istotną rolę w tym zjawisku odgrywają gazy cieplarniane, a właściwie ich stężenie – które wskazuje również na nierównowagę pomiędzy tym, co emitowane i tym, co pochłaniane w naturalnych procesach. Poprzez liczby postaram się odwołać teraz do Państwa wyobraźni – od roku 1850 do dziś stężenie CO2 wzrosło z 280 ppm do ok. 420 ppm, czyli 140 ppm. Po ostatnim zlodowaceniu, przez około 10 tysięcy lat wzrost wyniósł… ok.100 ppm. Czy trzeba coś dodawać?
Czytaj też
Tempo podnoszenia się globalnej średniej temperatury na przestrzeni ostatnich dwustu lat nie pozostawia złudzeń – wpływ człowieka jest jednoznaczny, negatywny i potencjalnie bardzo dotkliwy w skutkach. Mowa tutaj m.in. o takich kwestiach jak: zakłócenia wzorców pogodowych, częstsze występowanie gwałtownych zjawisk (huragany, susze, powodzie), topnienie lodowców i podnoszenie się poziomu mórz, czy nawet poziom zakwaszenia oceanów.
Powyższe akapity to oczywiście tylko niewielki promil tego, co wiemy o klimacie, jego zmianach i roli człowieka w tym procesie. Zainteresowanym polecam sięgnąć głębiej, a ja pozwolę sobie przejść do ostatniego wątku, który pozwoli nam dostrzec jeszcze jeden poziom absurdu.
Otóż proszę sobie wyobrazić, że w tym samym momencie, gdy część krajowych polityków wraca do klimatycznego przedszkola, to w innych częściach świata wątpliwości jest jakby mniej. Całkiem niedawno Międzynarodowa Agencja Energii zakomunikowała, że spodziewa się, iż w 2024 inwestycje w czystą energię osiągną pułap 2 bilionów (to nie błąd w tłumaczeniu) dolarów. Reuters zauważa w tym kontekście, że to dwukrotnie więcej niż sumaryczny CAPEX sektora paliw kopalnych. Na tę kwotę składają się projekty związane z odnawialnymi źródłami energii, energetyką jądrową, rozwojem sieci, magazynowaniem, pojazdami elektrycznymi, niskoemisyjnymi paliwami czy wreszcie poprawą w zakresie efektywności energetycznej.
Ilekroć rozmawiam o zmianach klimatu z kimś nastawionym sceptycznie, to pojawia się argument: „A X (najczęściej Chiny) i tak nic nie robią”. Część z Państwa, czytająca regularnie moje teksty, wie, że daleki jestem od zapisywania się do fanklubu tego reżimu. Niemniej, należy oddać mu sprawiedliwość, że zawstydza świat skalą deklarowanych wydatków na czystą energię. Reuters informuje, powołując się tutaj nadal na dane MAE, że w 2024 roku na ten cel najwięcej wydadzą: Chiny (675 mld dol.), Europa (370 mld dol.) i Stany Zjednoczone (315 mld dol.).
Opisane powyżej liczby dotyczą inwestycji w ujęciu globalnym, które pozwala nam dostrzec, że trendy, które bardzo wyraźnie widzimy w Europie, obecne są już niemal wszędzie – a czasami nawet bardziej niż u nas. Oczywiście różny jest zakres zaangażowania, ale trudno udawać, że nic się nie dzieje. Musimy wymagać od polityków (im ważniejszych, tym więcej), żeby przestali zajmować się snuciem denialistycznych opowieści z mchu i paproci, bo pachnie to obskurantyzmem. Dziś jest czas, by zastanawiać się w jaki sposób, biorąc pod uwagę nasze ograniczenia, możliwości oraz potencjał, przeprowadzić transformację klimatyczno-energetyczną w taki sposób, by wziąć udział w tej globalnej zmianie i wzmocnić konkurencyjność naszej gospodarki. $$