Wiadomości
Węglem w mróz. Wysokie emisje, ale system stabilny. Nowy rekord zapotrzebowania [KOMENTARZ]
Ogromny popyt na energię elektryczną zwykle wiąże się z trudną sytuacją w systemie elektroenergetycznym. Tymczasem wtorkowe maksima może i stanowiły wyzwanie, ale żadnej krytycznej sytuacji nie było. Zapotrzebowanie udało się pokryć głównie dzięki krajowym źródłom wytwórczym, przede wszystkim – blokom węglowym.
Miniony poniedziałek przebiegał zgodnie z prognozami – zarówno pogody, jak i operatora systemu w kraju, czyli Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Inaczej sprawy miały się we wtorek. Mróz przybrał na sile (choć miało się ocieplić) i momentalnie znalazło to odzwierciedlenie w zapotrzebowaniu na moc w Polsce.
Rekordowy 9 stycznia
9 stycznia, między godziną 9 a 10, w całym kraju zapotrzebowanie wyniosło 28215 MW (ponad 28,2 GW). Godzinę później było już niższe: 27885 MW. To jednak dane o zapotrzebowaniu godzinowym – w serwisie X (daw. Twitter) można natrafić na informacje, że chwilowe obciążenie systemu elektroenergetycznego było jeszcze wyższe. Momentami przekraczało 28,3 GW i więcej. Tym samym, na pewno pobity został rekord z lutego 2021 r., gdy w szczytowym momencie było to 27,6 GW.
Wysokie zapotrzebowanie, oscylujące wokół 27 GW i więcej, będzie utrzymywało się do godz. 20 – wynika z prognoz PSE. Niewykluczone, że we wtorek ustanowione zostaną kolejne rekordy.
⚡️Jest moc⚡️
— Karol Byzdra (@ByzdraKarol) January 9, 2024
W Polsce właśnie padł rekord zapotrzebowania na energię elektryczną, które przekroczyło 28 GW.
Poprzedni rekord z lutego 2021 r. wyniósł 27617 MW. pic.twitter.com/adiKawuPFD
Szczegółowe informacje o tym, jakie było rzeczywiste wtorkowe zapotrzebowanie (chwilowe, godzinowe i przez cały dzień) poznamy zapewne niedługo. Jednak już teraz można ocenić, że stress test systemu przeszedł pomyślnie. Jak pisaliśmy na łamach Energetyka24, siarczyste mrozy przyniosły wyzwania, ale wystąpiły przesłanki, by sądzić, że krajowe źródła wytwórcze im nie sprostają.
Wysokie emisje, ale zbilansowany system
W kluczowych momentach, gdy zapotrzebowanie było najwyższe, energię elektryczną dostarczały głównie elektrownie na węgiel. Nie wystąpiła natomiast potrzeba sprowadzania dużych wolumenów energii elektrycznej od sąsiadów. Import był daleki od rekordowego (dotychczasowe maksimum to ok. 4,5 GW) i w godzinach przedpołudniowych wynosił około 1,9 GW, później tylko malał. Na poprawę bilansu na początku dnia nie miały wpływu elektrownie wiatrowe, które zgodnie z przewidywaniami pracują mało efektywnie – z mocą około 1-1,7 GW (gdy ich moc zainstalowana sięga 10 GW).
Oddech systemowi po godz. 10 przyniosła natomiast fotowoltaika. Elektrownie słoneczne – małe i duże – zaczęły produkować energię elektryczną, pracując z mocą ponad 3,6 GW. Później, gdy słońce zajdzie, trzeba będzie znaleźć zastępstwo dla fotowoltaiki, ale skoro udało się rano – uda się także popołudniem i wieczorem.
Niska generacja OZE i wzrost produkcji energii elektrycznej ze źródeł konwencjonalnych przełożyły się natomiast na wysoką emisyjność elektroenergetyki. Każda kilowatogodzina, zużywana 9 stycznia, wiąże się z emisją ok. 900-1000 g ekwiwalentu CO2. Trudno było oczekiwać innych wyników, gdy nawet około 80 proc. energii elektrycznej w Polsce pochodziło z węgla.
Co wiemy po wtorkowym poranku? System elektroenergetyczny udało się zbilansować mimo mrozu (w Polsce nie było tak zimno od dawna), niskiej generacji z odnawialnych źródeł energii (OZE) i wysokiego popytu na energię elektryczną. W dodatku bez konieczności zwiększania importu.
Jednocześnie – przejście suchą stopą przez taki dzień zagwarantowały bloki węglowe, których w najbliższych latach będzie ubywać. Nie powtórzyła się sytuacja, do jakiej doszło np. w Finlandii w ostatnich dniach. Jednak jeśli źródeł dyspozycyjnych będzie mniej, to pokrycie zapotrzebowania będzie o wiele bardziej skomplikowane, a udział importu – wyższy.