Wiadomości
KE chce reformy rynku energii. Państwa członkowskie podzielone [KOMENTARZ]
Komisja Europejska zaproponowała reformę rynku energii w Europie. Głównym celem jest ochrona społeczeństw i biznesu przed szokami cenowymi, jakie obserwowaliśmy na rynku gazu przez ostatnie kilkanaście miesięcy. Nie wszyscy jednak są entuzjastami tego pomysłu.
„Obecny system przez wiele lat zapewniał wydajny, dobrze zintegrowany rynek, umożliwiając UE czerpanie korzyści gospodarczych z jednolitego rynku energii, zapewniając bezpieczeństwo dostaw i przyspieszając proces dekarbonizacji. System ten wykazał jednak również pewne niedociągnięcia. W czasie obecnego kryzysu związanego z wysokimi i zmiennymi cenami energii elektrycznej ciężar ekonomiczny został przeniesiony na konsumentów końcowych. Potrzebna jest zatem reforma, aby lepiej chronić gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa przed wysokimi cenami energii, zwiększyć odporność oraz przyspieszyć przejście określone w europejskim planie zielonego ładu i REPowerEU" – możemy przeczytać na stronie KE .
Konsultacje, które już trwają, mają skupić się na czterech obszarach: zmniejszeniu zależności rachunków za energię od krótkoterminowych cen paliw kopalnych, poprawie funkcjonowania rynku w celu zapewnienia bezpieczeństwa dostaw oraz pełnego wykorzystania alternatywnych rozwiązań dla gazu, takich jak magazynowanie i reagowanie na popyt, zwiększeniu ochrony i uprawnień konsumentów oraz na poprawie przejrzystości, nadzoru i integralności rynku.
Czytaj też
Najważniejszy jest ten pierwszy postulat. W jaki sposób KE chce chronić konsumentów? Poprzez zwiększenie wykorzystania w Europie kontraktów długoterminowych, które zapewniają elektrowniom stałą cenę za energię elektryczną - "kontraktów na różnicę" (CfD) i umów o zakup energii (PPA).
Rozszerzenie zakresu tego rodzaju kontraktów stworzyłoby bufor pomiędzy konsumentami energii a niestabilnymi cenami na krótkoterminowych rynkach energii, co przyniosłoby bardziej stabilne rachunki za energię dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw.
Komisja zaproponowała szereg innych zmian, takich jak ułatwienie konsumentom wyboru umów o stałej cenie energii elektrycznej, aby zmniejszyć ich narażenie na krótkoterminowe skoki cen, lub przedłużenie tymczasowego środka UE, który pozwala na odzyskanie nadzwyczajnych dochodów od wytwórców innych niż gaz.
Czarodziejska różdżka? Nie, ale mniejsze ryzyko
Dualizm rynkowy, czyli podział na krótko- i długoterminowe kontrakty wydaje się naturalnym sposobem na ochronę konsumentów. Jednak nie rozwiąże on wszystkich problemów i nie ochroni konsumentów w 100 proc. Długoterminowy kontrakt to również ryzyko.
Czytaj też
Kraje członkowskie niemal natychmiastowo podzieliły się na obozy mające różne podejście do reformy. We wspólnym liście, opublikowanym w połowie lutego Niemcy, Dania, Estonia, Finlandia, Luksemburg, Łotwa i Holandia wezwały do ostrożnego podejścia, które zachowa obecny układ rynku.
"Integracja rynku energii elektrycznej w UE w ciągu ostatniej dekady przyniosła ogromne korzyści dla UE, w tym niższe ceny hurtowe, większe bezpieczeństwo dostaw i umożliwienie integracji na dużą skalę energii odnawialnej (...) Powinna ona wspierać przejście na system zdekarbonizowany przy możliwie najniższych kosztach dla naszych społeczeństw i zapewnić, że bezpieczeństwo dostaw jest zawsze zabezpieczone podczas przechodzenia na wysoce wydajny system energetyczny oparty na odnawialnych źródłach energii" - czytamy we wspólnym liście.
To podejście zdaje się podzielać wiceszef KE ds. transformacji energetycznej, Frans Timmermans. „Projektowanie tego rynku zajęło 30 lat. Upewnijmy się, że nie wylejemy dziecka z kąpielą, gdy będziemy go zmieniać" – powiedział euractiv.com Holender.
Paryż vs Berlin
Berlin chłodzi zapał KE i postuluje, aby nie przeprowadzać reformy przed wyborami europejskimi w 2024 r. „Myślę, że byłoby źle, gdyby bardzo daleko idące interwencje rynkowe pojawiły się wszystkie naraz" – powiedział podczas konferencji 20 lutego wicekanclerz i minister gospodarki Robert Habeck. „Operacja lub praca na układzie rytmu serca przemiany energetycznej, w komorze serca, to wielkie wyzwanie" – dodał.
Innego zdania jest Paryż, który chce, by unijna reforma rynku energii elektrycznej została zakończona do końca roku.
Francuski minister gospodarki Bruno Le Maire zadeklarował w lutym, że chce reformy "w ciągu sześciu miesięcy" – podało „Les Echoes". Gabinet minister energii Agnes Pannier-Runacher wzywa teraz do przyjęcia "ogólnego podejścia" przez 27 państw członkowskich UE "do końca szwedzkiej prezydencji" w Radzie Ministrów UE, która kończy się 1 lipca.
Czytaj też
Celem - według francuskiego resortu energii - jest osiągnięcie ostatecznego porozumienia z Parlamentem Europejskim "w czasie hiszpańskiego przewodnictwa" w Radzie, które kończy się 31 grudnia 2023 roku. "Jeśli nie osiągniemy porozumienia przed wyborami europejskimi w 2024 roku, reforma zostanie odłożona na znacznie później, podczas tworzenia nowych instytucji" - wyjaśniło biuro minister.
Byłoby to "dwa do trzech lat po rozpoczęciu kryzysu energetycznego" - dodał resort, apelując o wcześniejsze zakończenie prac. Brak reformy w tym roku spowodowałby "zmarnowanie czasu" dla europejskiego przemysłu, który potrzebuje szybkiej reformy, by uniknąć "utraty konkurencyjności i przeniesienia się" za granicę - dodaje gabinet minister. Podobne podejście ma Hiszpania, Grecja i Szwecja. Wydaje się, że jak najszybszej reformy chce również Polska.
„Polska popiera daleko idącą reformę rynku energii, aby zmiany realnie mogły wpłynąć na obniżenie cen energii elektrycznej dla obywateli" – mówiła pod koniec lutego minister klimatu Anna Moskwa. "Polska stoi na stanowisku, że wymogi rynków mocowych powinny zostać złagodzone tak, aby państwa członkowskie mogły je odpowiednio projektować i dostosowywać do zmieniających się potrzeb i okoliczności, a przede wszystkim móc skutecznie reagować na zagrożenia bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej. Polska popiera daleko idącą reformę rynku energii, tak aby zmiany realnie mogły wpłynąć na obniżenie cen energii elektrycznej dla obywateli" – dodała.
Faktem jest, że europejski przemysł energochłonny traci konkurencyjność. Kryzys energetyczny już powoduje odpływ kapitału z Europy. Niedawno niemiecki gigant chemiczny BASF ogłosił, że zamyka fabrykę w Ludwigshafen i zwalnia 2,6 tys. ludzi.
„W 2022 roku zyski operacyjne grupy BASF zostały obciążone dodatkowymi kosztami energii w wysokości 3,2 mld euro w skali globalnej Europa odpowiadała za około 84% skoku kosztów energii, które w większości wpłynęły na zakład Verbund w Ludwigshafen. Wyższe koszty gazu ziemnego stanowiły 69% ogólnego wzrostu kosztów energii w skali globalnej" – podała spółka.
"Wszystko to już wcześniej hamowało wzrost rynku w Europie w porównaniu z innymi regionami. Wysokie ceny energii stanowią teraz dodatkowe obciążenie dla rentowności i konkurencyjności w Europie" – stwierdził prezes koncernu Martin Brudermüller. Zamknięcie zakładu w Ludwigshafen jest symboliczne – to miasto i fabryka jest kolebką firmy, tam się narodziła jeszcze w XIX w., tam również ma swoją główną siedzibę.
Czytaj też
Wysokie ceny energii mogą spowolnić rozwój gospodarczy Europy. W ubiegłym roku rządy ratowały swoje gospodarki olbrzymimi transferami, które złagodziły szok związany z kilkukrotnie wyższymi rachunkami za energię i gaz. Wydaje się, że lepiej w szybkim tempie przeprowadzić reformę rynku energii, która przynajmniej częściowo ochroni odbiorców przed wstrząsami, niż ponownie szykować setki miliardów euro na ratowanie gospodarki.