Analizy i komentarze
Unijny podatek ma uderzyć w Chiny. Rykoszetem dostali Duńczycy, Brytyjczycy i wart miliardy projekt
Elektroenergetyczna „autostrada” łącząca Danię z Wielką Brytanią może stać się zbyt kosztowna dla jednej ze stron, a tym samym w pewnym stopniu bezużyteczna dla drugiej. Oto historia o tym, jak unijny podatek dopadł Wielką Brytanię nawet po brexicie przez to, że chce robić… zielone interesy z Danią.
Pod koniec 2023. operatorzy z Wielkiej Brytanii i Danii z pompą ogłaszali start Viking Link, podmorskiego połączenia między systemami elektroenergetycznymi tych państw. „Autostrada energetyczna”, czyli linia przesyłowa prądu stałego (HVDC), mierzy 757 km długości, ciągnie się od Revsing w południowej Jutlandii przez Morze Północne do podstacji Bicker Fen w Lincolnshire. Pozwala na przesyłanie energii elektrycznej w obie strony, a jej moc to 1400 MW.
Miłe złego początki
Zachwytom nie było końca, zwłaszcza że mowa o ogromnej inwestycji za blisko dwa miliardy euro. Przedsięwzięcie zostało uznane zresztą przez Unię Europejską za projekt PCI (Projects of Common Interest – projekty wspólnego zainteresowania). Brytyjski National Grid i duński Energinet wyliczały atuty połączenia, nie tylko ze swojej operatorskiej perspektywy, ale i dla odbiorców oraz krajowych ambicji klimatycznych.
Kopenhaga i Londyn upatrywały w Viking Link czegoś w rodzaju magazynu energii – obydwa państwa mają już spory udział energetyki wiatrowej w miksie, więc chcą się wymieniać nadwyżkami produkcji. Czyli – gdy w duńskim systemie jest nadmiar energii odnawialnej, to przesyła ją do brytyjskiego i na odwrót. Oczywiście nie za darmo.
Dotychczas wydawało się, że jedynym problemem, jaki napotkał projekt po uruchomieniu, to praca z mniejszą niż zakładana przepustowością. W tej chwili w kierunku duńskim wykorzystywane jest 800 MW z dostępnych 1400 MW, ale wynika to z pewnych ograniczeń po stronie sieci w Danii. Energinet utrzymuje, że do 2025 ukończy prace, które pozwolą na skorzystanie z pełnej przepustowości połączenia.
Operatorzy, inwestorzy – w tym UE – wskazywali na ogromny, pozytywny wpływ inwestycji, która miała obniżać ceny energii elektrycznej i stabilizować obydwa systemy. Viking Link doczekał się nawet wpisu do Księgi Rekordów Guinessa i każdy, kto pracował przy projekcie, może pochwalić się, że dołożył cegiełkę do budowy najdłuższego podmorskiego połączenia HVDC na świecie.
Nadciąga CBAM
Na drodze Viking Link stanie jednak CBAM (Carbon Border Adjustment Mechanism), tzw. podatek graniczny, wprowadzony przez Unię Europejską. CBAM ma zacząć obowiązywać z początkiem 2026 r. i obejmie m.in. import energii elektrycznej z państw trzecich do UE. Mechanizm podatku granicznego zakłada, że eksporter musi dopłacić za emisje wytworzone podczas wytwarzania danego produktu jak np. prądu czy stali lub aluminium (też są objęte podatkiem). W unijnej narracji najczęściej wskazywano, że ostrze CBAM wycelowane jest przede wszystkim w tzw. ucieczkę emisji, czyli przenoszenie produkcji poza wspólnotę do państw, w których nie ma tak wyśrubowanych norm. Jasne jest, że chodzi głównie o Chiny, a podatek ma także trochę przyblokować napływ produktów z Państwa Środka do UE. Choć jak już wiadomo, Pekin zaczął akcję adaptacji do nowych przepisów, o czym rozmawialiśmy z Maciej Bukowski, prezesem WiseEuropa miesiąc temu.
Tak się złożyło, że CBAM to nie tylko problem Chin. Wielka Brytania nie jest w UE od paru ładnych lat i będzie traktowana jak państwo trzecie. Tego losu nie podzielą będące poza wspólnotą Norwegia (jako uczestnik wspólnego rynku energii elektrycznej UE) i Szwajcaria (dołączyła do systemu EU ETS w 2020 roku). Podsumowując: jeżeli Duńczycy będą chcieli importować energię elektryczną, to w 2026 r. będą musieli do niej doliczyć koszty CBAM. W drugą stronę to nie zadziała – eksport nie będzie objęty CBAM – więc Brytyjczycy będą kupować prąd z UE bez dodatkowych wydatków. Szkoda, że mogą nie znaleźć chętnych na kupno nadwyżek ze swojego systemu – a taki był zamysł Viking Link.
Czytaj też
Energinet, w odpowiedzi na pytania Energetyki24, wskazuje, że zdaje sobie sprawę ze skutków wprowadzenia podatku granicznego, który na pewno wpłynie na wielkość importu, który będzie opłacalny tylko w pewnych sytuacjach. Operator wylicza, że rozliczenie z importu będzie działać podobnie jak w przypadku EU ETS (systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2). Dania, chcąc policzyć, ile realnie zapłaci za importowany prąd musi uwzględnić, jaka jest średnia emisyjność brytyjskiej elektroenergetyki z ostatnich pięciu lat. Ta wynosi ok. 0,48 tony CO2 na MWh. Później trzeba to przemnożyć przez cenę uprawnień ETS. Przyjmując, że ta wynosi 60 euro/MWh, do ceny każdej importowanej megawatogodziny trzeba doliczyć dodatkowe 30 euro/MWh i tak dalej.
„Przewidujemy, że CBAM znacząco wpłynie na import energii elektrycznej z Wielkiej Brytanii, ponieważ będzie opłacalny tylko wtedy, gdy spread cenowy przekroczy poziom CBAM” – wskazuje Jeppe Hedegaard Munck, starszy ekonomista w Energinet. Dodaje, że rzadko zdarza się, by doszło do takiej sytuacji na rynku.
W skrócie: gdyby cena za energię elektryczną w Wielkiej Brytanii wynosiła nawet 10 euro/MWh, a w Danii 30 euro/MWh to przez CBAM niespecjalnie opłaci sprowadzać się prąd przez Viking Link. Do ceny z Wlk. Brytanii trzeba będzie bowiem doliczyć 35-40 euro/MWh z CBAM. „Widełki” cenowe między duńskim a brytyjskim rynkiem musiałyby być o wiele większe, żeby miało to sens. Tymczasem na rynku dnia następnego 21 maja 2024 r., to brytyjski prąd jest droższy i to sporo – płaci się tam 93,9 euro za MWh, gdy w Danii zaledwie 53,9 euro/MWh.
Duński operator podkreśla, że na razie Viking Link przez 80-90 proc. czasu służy do eksportu energii elektrycznej do Wielkiej Brytanii. Im bliżej 2030 r., tym bardziej wyrównywać ma się wymiana między Londynem i Kopenhagą, docelowo do stopnia, w którym z połączenia obie strony korzystają 50/50 (głównie za sprawą zwiększonego udziału offshore wind w miksie energetycznym Wlk. Brytanii). CBAM i jego skutki dopiero wtedy mogą być najbardziej odczuwalne i dlatego można postawić spory znak zapytania nad tym zamysłem.
Jest furtka i szansa na naprawę, bo tracą nie tylko Duńczycy
Viking Link – zapewnia Energinet – nadal będzie działać, mimo problemów z CBAM. Jednak zarówno duński, jak i brytyjski operator apelują do UE, by coś z tą kwestią zrobić. AFRY Management Consulting na zlecenie spółek przygotowało raport o tym, dlaczego CBAM w tym konkretnym przypadku przyniesie więcej szkód niż korzyści i jak wyjść z tej matni.
Głowny zarzut autorów raportu dotyczy tego, że do wyliczenia kosztów CBAM przyjęto średnią emisyjność brytyjskiego systemu elektroenergetycznego z ostatnich pięciu lat. W ciągu pięciu lat naprawdę można zazielenić system i zmniejszyć emisje. W Wlk. Brytanii tylko między 2022 a 2023 r. w sektorze elektroenergetycznym spadły o ok. 16 proc. Dlatego lepiej – zdaniem AFRY – byłoby za referencyjne przyjąć szacunki dotyczące emisji np. z całego poprzedniego roku – w 2026 r. obowiązywałaby średnia z 2025 etc.
Inną alternatywą jest zaakceptowanie przez UE, że podatek graniczny wobec prądu z Wysp nie jest konieczny, ponieważ w Wlk. Brytanii działa autorski system handlu emisjami. Tak jest – mimo Brexitu i opuszczenia EU ETS, Brytyjczycy mają swój własny UK ETS, którego celem jest prowadzenie krajowej energetyki ku zeroemisyjności. Kolejny pomysł: wykluczyć Wlk. Brytanię z CBAM, ze względu na podobieństwa w działaniu w kwestiach klimatycznych etc. Pomysłów jest więc wiele. Viking Link to najświeższy przypadek, ale Brytyjczycy mają przecież połączenia międzysystemowe także z Francją, Belgią czy Holandią i też muszą mieć to na uwadze.
Stracić może każda ze stron: skoro nie będzie chętnych na odbiór nadwyżek, to ruszy znany i z Polski scenariusz: dojdzie do redukcji generacji z odnawialnych źródeł (a tych w najbliższych latach przybędzie), dochody stracą ich właściciele, luki mocy trzeba czymś załatać – a więc zwiększona zostanie produkcja energii elektrycznej z bloków na paliwa kopalne. CBAM – w tym jednym, konkretnym przypadku – wyrządzi więcej szkód dla klimatu, niż miałby przynieść. Energinet jest dobrej myśli i oczekuje, że do 2026 r. wszyscy zainteresowani się dogadają.
Sprawa Viking Link to nie opowieść o „złym podatku” Unii Europejskiej. To przestroga – Brytyjczycy może i wyszli z Unii, ale Bruksela i tak po nich przyszła (przypadkiem potrącając Danię). I takie przypadki będą się powtarzać.