Analizy i komentarze
Biznes ponad polityką. Sankcje trafiają w Rosję, ale nie łamią jej determinacji
Niedawno minęły dwa lata od momentu rozpoczęcia pelnoskalowej wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Wojny, która tak naprawdę rozpoczęła się znacznie wcześniej, bo już w roku 2014, gdy putiniści - zgodnie z istotą tego reżimu - postanowili ukraść Krym, a w tak zwanym międzyczasie zdestabilizować południowo-wschodnie rejony Ukrainy. Reakcja Zachodu była - po 24 lutego 2022 widzimy to wyraźniej niż wcześniej - słaba, niekonsekwentna oraz dramatyczna w skutkach. A jak jest dzisiaj? Czy wyciągnęliśmy wnioski? Czy udało się skutecznie uderzyć w miękkie podbrzusze rosyjskiej gospodarki, jakim niewątpliwie jest sektor energii?
Po pierwszym poważnym naruszeniu integralności terytorialnej Ukrainy - za moment symboliczny uznajmy tu nielegalną aneksję Krymu - wprowadzono szereg obostrzeń mających zmusić agresora do ustępstw oraz utrudnić proces integracji półwyspu z Rosją. Sankcje dotyczyły m.in. eksportu na okupowane terytoria określonych towarów (w tym również technologii), zakazu inwestycji infrastrukturalnych, świadczenia usług finansowych i turystycznych oraz importu na terytorium UE produktów z bezprawnie zajętych terytoriów. Obszarami szczególnego zainteresowania w powyższym kontekście było wydobycie ropy, gazu i surowców mineralnych oraz szeroko rozumiana energetyka, a także sektory transportu czy telekomunikacji. Podjęto również wysiłki na rzecz ograniczenia najeźdźcom dostępu do finansowania - aktywności w tym zakresie zaprzestały m.in. Europejski Bank Inwestycyjny oraz Europejski Bank Odbudowy. Sankcje miały także pewien wymiar personalny, ponieważ objęto nimi prawie 200 osób i ok. 50 firm, którym zamrożono aktywa, utrudniając możliwość ich wykorzystywania.
Czytaj też
W wielu obszarach były one dotkliwe, szczególnie dla mieszkańców Krymu - np. w kontekście dostępu do energii elektrycznej czy bieżącej wody - ale z perspektywy już nieco historycznej należy ocenić wprowadzone mechanizmy jako słabe, dziurawe oraz zdecydowanie niewystarczające. Mogliśmy również zaobserwować dość swobodne podejście do ich respektowania i doprawdy zdumiewające, choć oczywiście przykrywane wieloma srogimi słowami, przyzwolenie na obchodzenie obostrzeń. Do rangi symbolu urosły tutaj wydarzenia z roku 2017, kiedy to odkryto, że na Krym dostarczono turbiny gazowe Siemensa. Firma tłumaczyła się wówczas w stylu jednego z polskich patocelebrytów: „jo nie chcioł, jo nie wiedzioł”.
No bo któż by się spodziewał, że sprzedając tego typu towar spółce należącej do państwowego Rosteku, może dojść do złamania umowy i dostarczenia sprzętu w miejsce, gdzie wizerunkowo i politycznie był on na wagę złota. Część z Państwa pewnie pomyślała w tej chwili, że pismak się czepia, bo przecież takie sytuacje - nieuczciwi kontrahenci - po prostu się zdarzają. Być może. Kłopot polega jednak na tym, że w 2021 roku media informowały, że w Symferopolu (tak tak, na Krymie) pracują pompy duńskiego producenta Grundfos napędzane silnikami… Siemensa. Ale i to pewnie niefortunny zbieg okoliczności.
Proszę mi przebaczyć tę nieco przydługą retrospekcję, ale nigdy dość przypominania o tym co pomogło rozzuchwalić Władimira Putina. Poza tym, myślę, że tamten czas (2014-2022) wpłynął na nasze postrzeganie międzynarodowych sankcji. Oprócz opisanych wyżej okoliczności przyczynili się do tego oczywiście także sami Rosjanie, którzy niezmiennie od lat przekonują świat, że są niezniszczalni, samowystarczalni i ogólnie to mają w głębokim poważaniu wszelkie próby ekonomicznego nacisku.
Czytaj też
Rosjanie oraz sprzyjający im komentatorzy, dla niepoznaki nazywający siebie zwykle „realistami” chcą, aby zachodnie społeczeństwa (a zatem i klasa polityczna) uwierzyły, że nie ma sensu nakładać kolejnych sankcji, bo i tak znajdzie się przecież sposób na ich ominięcie. I co do tej drugiej kwestii trudno się nie zgodzić – taka jest istota każdego muru. Nawet ten na północnych rubieżach Westeros nie był niemożliwy do pokonania. To oczywistość, na którą nie ma sensu się obrażać. Trzeba nam jednak nieustającego wysiłku na rzecz uszczelniania obostrzeń oraz rozszerzania ich na kolejne ważne dla putinowskiego reżimu obszary. Powyższe wymaga jednak, aby nasz ogląd rzeczywistości był oparty na faktach, a nie wyobrażeniach na ich temat, zniekształconych przez dezinformację.
A fakty są dla Rosji i putinistów bolesne. Bruegel podaje, że przed wojną Rosja eksportowała do Europy paliwa kopalne, których uśredniona miesięczna wartość w okresie styczeń-marzec 2022 wynosiła 16,24 mld dolarów. I warto tutaj odnotować, że to ponad 100% więcej niż w analogicznym okresie roku 2021 (7,49 mld dol.). Ta różnica nie wzięła się znikąd – była efektem świadomych i przemyślanych działań reżimu, które na pewien czas całkowicie rozchwiały rynki energetyczne, prowadząc do kilkukrotnego przebijania historycznych rekordów notowań niektórych surowców – zwłaszcza gazu. Mówiąc wprost – przed pełnoskalową napaścią na Ukrainę Putin postanowił jeszcze po raz ostatni złupić europejskich klientów. Na szczęście, przynajmniej w wymiarze ekonomicznym, trafiła kosa na kamień. Średnia wartość za okres styczeń-marzec 2023 to już zaledwie 4,06 mld dolarów, czyli czterokrotnie mniej niż w 2022 i niemal dwukrotnie mniej niż w 2021.
Powiedzą Państwo – nie bez słuszności – że oznacza to, iż do Rosji nadal płyną znaczne środki umożliwiające prowadzenie działań wojennych. To prawda, do stanu idealnego brakuje nam sporo, natomiast nie pozwólmy sobie wmówić, że nie wydarzyło się nic, Zachód jak zwykle nie dał rady i tak dalej. Dla tak zacofanej gospodarki jak rosyjska, opartej w bardzo istotnym stopniu na eksporcie paliw kopalnych, utrata większości europejskich rynków to cios dotkliwy – zarówno teraz, jak i w przyszłości, bo nie sądzę, żeby powrót do business as usual w kształcie sprzed 24.02 był jeszcze możliwy. Choć trzeba zachować czujność.
Czytaj też
Rynek, podobnie jak natura, nie znoszą próżni. Kraje i firmy, które zajęły miejsce putinistów przy europejskim energetycznym stole nie oddadzą go bez walki. Warto przyjrzeć się w tym momencie kilku najistotniejszym segmentom. Z danych udostępnionych przez wspomniany think tank wynika, że w 2021 roku Rosjanie odpowiadali za ok. 25% importu ropy do UE oraz ok. 45% oleju napędowego. Dane za trzy kwartały 2023 wskazują jednoznacznie, że to już przeszłość – odpowiednio 3,6% oraz 5,4%. Pozwolą Państwo, że podaruję sobie tutaj plastyczne opisy tego „zjazdu”. Eksperci zwracają w tym kontekście uwagę, że o ile price-cap nałożony na rosyjską ropę niespecjalnie zadziałał, to inne działania UE na tyle osłabiły pozycję Rosjan na rynku naftowym, że przełożyły się na roczną stratę (związaną z niższą od rynkowej ceny) na poziomie 10 mld dolarów rocznie. Widać tutaj również znaczące pole do poprawy, ponieważ aż 40% ubezpieczycieli i armatorów obsługujących rosyjski handel ropą pochodzi z krajów G-7, to mniej niż 70% przed wojną, ale wciąż bardzo dużo. Analitycy Bruegela uważają, że „sugeruje to słabe egzekwowanie przepisów i potencjalne naruszenia”.
O sytuacji na rynku gazu mogą Państwo przeczytać więcej tutaj (poprzednim), dlatego w tym miejscu pozwolę sobie zaakcentować tylko, że działania „wybitnego” rosyjskiego stratega Putina doprowadziły do tego, że w 2023 do Europy trafiło „zaledwie” 27 mld m3 gazu rurociągowego z Rosji. I znowu powiedzą Państwo – sporo i za dużo. A ja ponownie się zgodzę, pozwalając sobie zarysować kontekst – przed wojną wolumen ten wynosił 155 mld m3 – 82% więcej. Nie jest więc tak źle, choć podobnie jak w przypadku ropy – nadal mamy nad czym pracować. Z pewnością zmieniło się jedno – Rosjanie nigdy już nie będą dyktować Europie swoich warunków, ani szantażować jej dostawami surowca.
W przypadku węgla sprawa wygląda jeszcze lepiej – po wprowadzeniu w sierpniu 2022 embarga import rosyjskiego surowca do Europy właściwie zanikł. Skorzystali na tym dostawcy z takich krajów jak Republika Południowej Afryki, Stany Zjednoczone, Kolumbia czy Australia. W tym przypadku Rosjanom udało się częściowo załatać dziurę poprzez przekierowanie eksportu, jak zauważa Bruegel, do Chin oraz Indii – nie po raz pierwszy rzucających koło ratunkowe zbrodniarzowi wojennemu z Kremla. Warto o tym pamiętać.
Czytaj też
W ujęciu absolutnie generalnym – obejmującym nie tylko wymienione wyżej segmenty, ale i produkty naftowe, LNG, paliwo jądrowe oraz elektryczność - eksport z Rosji do Europy spadł o zawrotne 84% (w przeliczeniu na TJ: 14,251 mln w 2021 i zaledwie 2,221 mln w 2023). Widzimy zatem, że choć do Rosji nadal płyną, niestety ,miliardy, to skala zjawiska jest nieporównywalnie mniejsza niż w poprzednich latach. Naszym priorytetem powinno być zatem po pierwsze utrzymanie, a po drugie pogłębianie tego stanu rzeczy.
Zbyszek
Czy licząc spadki uwzględniono alternatywne kanały eksportu takich jak Arabia Saudyjska, Indie czy Chiny?