Reklama

Analizy i komentarze

Dwa reaktory przywiezione w teczce z Seulu. Atom w Pątnowie – najdziwniejszy projekt dekady

Podpisanie listu intencyjnego ws. współpracy KHNP, PGE i ZE PAK
Podpisanie listu intencyjnego ws. współpracy KHNP, PGE i ZE PAK
Autor. PGE / mat. prasowe

Co wiadomo o elektrowni jądrowej mającej powstać w Koninie (Pątnowie) po ostatnich rewelacjach? Tyle samo, co przed nimi. A jeżeli ktoś uważnie śledził wydarzenia związane z polsko-koreańską potencjalną współpracą przy atomie, to od dnia ogłoszenia planów PGE, ZE PAK i KHNP, mógł nabrać wątpliwości co do szans na sukces tego projektu. Od samego początku miał on nie najgorszą oprawę, ale fundamenty – klecone na chybcika – pozostawiały wiele do życzenia.

Niedawne doniesienia Polityki Insight rozpętały burzę, a co poniektórzy kładli się Rejtanem, wieszcząc zwijanie kraju i koniec projektu elektrowni jądrowej we współpracy z Koreańczykami. Wszystko utrzymane w tonie, jakby w Pątnowie już wylano beton pod reaktory APR-1400 i nowy rząd zamierzał porzucić niemal ukończony projekt. Sprawa stała się na tyle dęta, że lada dzień – 27 czerwca – wszyscy zainteresowani mają wypowiedzieć się na komisji ds. energii w Sejmie.

Najpierw krótkie przypomnienie, co właściwie przekazała Polityka Insight w podcaście. Tu dosłowny cytat: „Do pewnego rodzaju przesilenia doszło 14 czerwca w piątek kiedy odbyła się rada nadzorcza PGE PAK Energia Jądrowa, w jej trakcie ZE PAK chciał podjęcia uchwały ws. dotyczącej realizacji inwestycji, w odpowiedzi ze strony PGE padła deklaracja: że panowie, my ten projekt, tu właśnie trochę nie wiemy, czy zamrażamy, zawieszamy, jesteśmy gotowi to zrobić, mówiąc bardziej ogólnie, PGE poinformowała swoich partnerów, że jego przyszłość jest co najmniej bardzo niepewna i że projekt staje pod znakiem zapytania”.

Te mało klarowne doniesienia zapoczątkowały burzę.

Reklama

Tylko że powyższe zdania mogłyby paść nie tylko w czerwcu 2024 r., ale i jesienią 2022 r. W dniu ogłoszenia kooperacji z podmiotami z Korei Południowej można było postawić znak zapytania, w dodatku ogromny, nad atomowymi planami Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin (ZE PAK, należące do jednego z najbogatszych Polaków Zygmunta Solorza) oraz Polskiej Grupy Energetycznej, pod auspicjami ówczesnego ministra aktywów państwowych Jacka Sasina.

Wycieczka do Seulu po dwa reaktory

Może teraz mało kto pamięta, ale współpraca z Seulem była niejako „nagrodą pocieszenia” dla Koreańczyków. 28 października 2022 r. świat dowiedział się, że Polska wybrała Westinghouse na partnera technologicznego przy elektrowni jądrowej. Polski rząd jeszcze nie wydał wtedy uchwały, a wyprzedziła go amerykańska sekretarz energii Jennifer Granholm. Dopiero po jej wypowiedzi o tym fakcie zatweetował premier Mateusz Morawiecki. Amerykańsko-kanadyjska spółka od początku była typowana na faworyta, choćby ze względu na międzyrządową umowę Polski z USA ws. współpracy przy energetyce jądrowej. Amerykanom wyraźnie sprzyjał też wieloletni pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski.

Wydawało się wtedy, że sprawa jest zamknięta – rząd ma partnera technologicznego, wszystko (względnie) szło zgodnie z planem zapisanym m.in. w Polityce Energetycznej Polski 2040 (PEP2040) czy Programem polskiej energetyki jądrowej (PPEJ). Francuskie EDF i koreańskie KHNP nie zostały wybrane z wolnej ręki. Aż tu nagle, 31 października, okazało się, że Jacek Sasin leci do Seulu z pustą teczką, a wróci do Warszawy z teczką z listem intencyjnym ws. postawienia dwóch reaktorów APR-1400 w Wielkopolsce.

Reklama

Tę współpracę na rzecz budowy elektrowni jądrowej w Wielkopolsce, na terenach należących do ZE PAK, dla rozróżnienia od projektu „rządowego” nazywano „biznesowym”. Co więcej, miał być realizowany równolegle do rządowego. Doliczając do tego plany innych spółek w związku z SMR (małe reaktory jądrowe), w Polsce moglibyśmy mieć kilka programów jądrowych jednocześnie. Każdy w innej technologii. Spory rozmach jak na państwo, w którym działa jeden reaktor (badawczy) i przez dekady nie postawiło ani jednego bloku jądrowego.

Od tamtego momentu można mówić o chaosie, jaki zapanował w komunikacji. „Polsko-koreańska umowa biznesowa na budowę drugiej elektrowni atomowej w Pątnowie” – głosi tytuł informacji opublikowanej przez Ministerstwo Aktywów Państwowych, w której zacytowano Sasina, stwierdzającego: – Projekt elektrowni jądrowej w Pątnowie, który ma być zrealizowany przez ZE PAK, PGE i KHNP to uzupełnienie rządowego Programu Polskiej Energetyki Jądrowej.

Minęło jednak półtora roku, PPEJ czy PEP2040 nie zostały zaktualizowane, o żadnym uzupełnieniu nikt nie słyszał.

Jeszcze na kluczowej konferencji w Seulu ówczesny szef MAP namieszał, bo jak mówił: – Mamy w programie rządowym zapisaną budowę dwóch elektrowni jądrowych, na razie zdecydowaliśmy o drugiej, wkrótce będziemy również rozstrzygać postępowania i prowadzić postępowanie w sprawie kolejnej lokalizacji. (…) Obok tych dwóch powstanie trzecia, budowana przez konsorcjum polsko-koreańskie.

YouTube cover video

Co złośliwsi komentatorzy, raczej w kuluarach, oceniali wówczas, że to w zasadzie kolejna odsłona sporu Morawiecki – Sasin. I że szef MAP pozazdrościł premierowi projektu jądrowego, więc wymyślił sobie swój.

Reklama

Dwa atuty i worek wątpliwości

Od głośnej konferencji prasowej do dzisiaj… niewiele się w kwestii projektu wyjaśniło. Doczekał się tzw. decyzji zasadniczej od MKiŚ, a jak podsumowywał niedawno „Dziennik Gazeta Prawna” przeprowadzono wstępne analizy, a badania terenu są w toku.

PGE i ZE PAK zacieśniły w tym czasie współpracę, mają joint venture oddelegowane do prac przy projekcie (PGE PAK Energia Jądrowa), ale czy to pod rządami PiS, czy obecnej koalicji, nie działo się nic, co wskazywałoby na jakiś postęp. Może poza sporadycznymi spotkaniami przedstawicieli tercetu PGE-PAK-KHNP, podczas których deklarowali chęć kontynuowania projektu.

Ostatni raz o atomowych planach w Wielkopolsce zrobiło się w połowie stycznia br., gdy do Polski przylecieli przedstawiciele KHNP i zapowiedzieli podpisanie umowy na wykonanie studium wykonalności. Miało to nastąpić do marca, ale czy tak się stało – tego nie wie nikt. To może banał, ale PGE PAK Energia Jądrowa nie doczekała się nawet rzecznika czy strony internetowej, za pośrednictwem której komunikowałaby postępy. A te miały być błyskawiczne, bo w informacji MAP z 31 października 2022 r. wynika, że do końca roku miało być przygotowane studium wykonalności.

Warto przypominać podobne deklaracje. Zwłaszcza w świetle takich tweetów, jak ten:

Od samego początku – to można przyznać otwarcie – projekt miał dwa atuty. Polska zamawiała wtedy sporo sprzętu wojskowego z Korei Południowej, a żeby wzmocnić swoją pozycję, zawierano jeszcze więcej mniej lub bardziej wiążących umów. Więc poprzez współpracę przy energetyce jądrowej zacieśniano relacje z Seulem, który wyraźnie jest zainteresowany eksportowaniem swojej technologii do Europy. Drugim atutem były zdecydowane deklaracje Koreańczyków, że nie będą mieli problemu z udziałem finansowym przy projekcie i to z rozmachem (Amerykanie podchodzili i podchodzą do tego tematu z większym dystansem).

Zdecydowanie więcej jest różnorakich wątpliwości. Skoro projekt ma być „obok” rządowego, to kto w zasadzie za niego odpowiada? Kukułcze jajo trafiło się nowe kierownictwu MAP, zmienionemu po wyborach zarządowi PGE, które raczej szczędzą informacji. To robocza teoria: ale najmniej do stracenia ma tu ZE PAK. Poza udostępnieniem terenu pod elektrownię udział tej spółki w projekcie będzie, czy byłby, raczej marginalny.

Czytaj też

Większy problem ma za to rząd, który odziedziczył projekt po poprzednikach. Nie łatwiej ma PGE, bo spółka na razie wolałaby rozwiązać problem aktywów węglowych, a nie bajdurzyć o współuczestnictwie w kosztownym i wieloletnim projekcie. Co najważniejsze: choć był sygnowany jako „biznesowy”, to nie ma on szans bez wsparcia państwa.

Podsumowując: można oczekiwać, że zaangażowane strony będą próbowały w najbliższym czasie wycofać się z jak najmniejszą szkodą wizerunkową dla siebie.

Pątnów (a właściwie – tereny Elektrowni Pątnów w okolicach Konina) nie jest też oficjalną lokalizacją pod elektrownię jądrową. Owszem, jest w PPEJ ujęty jako lokalizacja „zalecana”, ale podobny status ma Bełchatów. Tylko tyle i aż tyle, a o ich przewadze nad innymi lokalizacjami decyduje głównie fakt, że w tych miejscach istnieje infrastruktura przesyłowa, a elektrownia jądrowa mogłaby zastąpić istniejące bloki węglowe. Nikt jednak nie wyszedł z otwartą przyłbicą i nie ogłosił – jak w przypadku Lubiatowa-Kopalina – że Pątnów to preferowana lokalizacja. To też niezbadany wątek: czy PGE stawiając na Pątnów, nie przekreśla przyszłości terenów po Elektrowni Bełchatów. Na niewiele ponad dekadę przed zamknięciem największej siłowni w kraju nadal nie wiemy, co zastąpi (i czy zastąpi) wysłużone bloki.

Negocjacje – jeżeli takowe się toczą – utrudnia na pewno spór między KHNP i Westinghouse. Amerykańsko-kanadyjska spółka stoi na stanowisku, że reaktor APR-1400 nie jest „autorski” i koreańscy inżynierowie, którzy za nim stoją, bazowali na technologii dostarczonej Seulowi przez USA kilka dekad temu. KHNP twierdzi, że wcale tak nie jest i jest to całkowicie oryginalny koncept. Scenariusz zawsze jest ten sam: KHNP zaczyna rozmowy ws. partnerstwa, Westinghouse zagrywa kartą pod tytułem: technologia jest częściowo amerykańska, aby ją eksportować, potrzebna jest zgoda władz USA. Tylko czekać, aż historia się powtórzy w przypadku Czech, gdzie Westinghouse został co prawda wykluczony z walki o przetarg, ale KHNP wciąż jest w grze.

PGE, w odpowiedzi na prośbę o komentarz w tej sprawie (na podobną odpowiedź czekamy ze strony KHNP), napisała: „Jesteśmy na bardzo wstępnym etapie analizy projektu. Jego struktura i sposób organizacji zostały zdeterminowane przez poprzedni rząd. Realizacja tak kluczowego projektu infrastruktury energetycznej musi być wpisana w całościową strategię rządu, dotyczącą rozwoju i docelowego modelu segmentu energetyki jądrowej w naszym kraju. Tak ważnych i krytycznych dla krajowego bezpieczeństwa energetycznego inwestycji nie można realizować z pominięciem całościowej strategii rządu w tym zakresie. Kluczowe są więc polityczne decyzje i to rząd określi, które projekty, i w jakich lokalizacjach będą przedmiotem dalszych, szczegółowych analiz technicznych”.

Co z tym atomem w Wielkopolsce? „Powodzenia"

W związku z powyższym, bez udziału państwa przy projekcie (a nie tylko spółki Skarbu Państwa) już teraz można go spisać na straty. W momencie ogłoszenia jego wady były znane, ale zostały przysłonione opowieścią o wielkich ambicjach i szansach. Teraz co najwyżej komuś może przypaść smutna rola tego, kto zamknie drzwi. Chyba że rząd zaryzykuje i „wciągnie” wielkopolski atom do PPEJ i PEP2040, jakoś dogada się z Amerykanami i – to chyba najważniejsze – znajdzie pieniądze na realizację dwóch programów jądrowych jednocześnie. Nie zastanawiając się przy okazji, jak to zorganizować logistycznie.

Przykład współpracy z Amerykanami pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych, wystarczy determinacja. Przez lata niewiele działo się ws. projektu jądrowego, po czym od 2022 roku prace wyraźnie przyspieszyły (z jakim skutkiem i czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik to już inna sprawa).

Nadchodzące posiedzenie komisji ds. energii będzie dobrą okazją na zadawanie pytań w tej sprawie. Pozostaje mieć nadzieję, że spotkanie nie zamieni się w polityczne rodeo i rzeczywiście opinia publiczna usłyszy trochę konkretów.

Najlepszym podsumowaniem tej epopei jest chyba reakcja jednego z zagranicznych ekspertów ds. sektora jądrowego, gdy zreferowałem mu ponad rok temu całą tę historię. Kiedy zapytałem, czy słyszał o takim modelu realizacji projektów jądrowych i czy to może się udać, skwitował krótko: – Powodzenia.

Reklama

Komentarze

    Reklama