Reklama

Analizy i komentarze

Da się produkować dużo energii bez strat dla środowiska. Wiemy, jak to robić [ANALIZA]

Autor. Canva

Światowa transformacja energetyczna musi iść w stronę zwiększenia produkcji energii. Tylko w ten sposób może ona zyskać akceptację społeczną. Ale jak to robić bez szkód dla środowiska i klimatu? Okazuje się, że są na to sposoby.

W debacie na temat transformacji energetycznej ścierają się ze sobą dwa główne prądy myślowe. Jeden, uwzględniający argumenty tzw. ekomodernistów, zakłada utrzymanie dalszej ścieżki wzrostu światowej gospodarki przy jednoczesnym gwałtownym obniżeniu jej śladu węglowego i środowiskowego. Ma to być możliwe dzięki postępowi technologicznemu, który pozwoli zmienić np. sposoby przetwarzania energii. Z kolei przeciwstawną koncepcję przedstawiają zwolennicy tzw. degrowth, czyli postwzrostu. Uważają oni, że kluczem do ochrony klimatu, środowiska i całej ludzkości jest zmniejszenie produkcji oraz konsumpcji. Krytykują obecny model gospodarczy twierdząc, że prowadzi on do wyczerpania zasobów i dewastacji ekosystemów.

Patrząc na uwarunkowania ekonomiczne, polityczne i społeczne trudno nie przychylić się do argumentacji pierwszej strony. Przede wszystkim, historia gospodarki człowieka napędzana jest od samego początku potrzebą wzrostu. Wyhamowanie czy – patrząc dalej - redukcja produkcji i konsumpcji nie jest naturalną funkcją rozwoju gospodarczego; wiąże się z raczej z zagrożeniami dla niego: kryzysami, upadkami, wojnami. Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której ludzie wyrzekają się masowo dóbr materialnych, ograniczając permanentnie ich konsumpcję.

Czytaj też

Taki scenariusz jest możliwy do osiągnięcia jedynie chwilowo, np. w ramach wysiłku wojennego, kiedy występuje silna motywacja. Po drugie, niechęć do polityki postwzrostu jest zakorzeniona w ludzkiej psychice. Ludzie znacznie chętniej stają w obronie tego, co już posiadają niż walczą o coś, czego nigdy nie mieli. Dobra konsumpcyjne są namacalnym, łatwym do wyobrażenia obiektem, którego można bronić. Tymczasem wolność od zagrożeń pokroju globalnego ocieplenia jest czymś abstrakcyjnym, trudno uchwytnym i długofalowym w realizacji. Dlatego też degrowth jest podejściem wręcz niemożliwym do realnej implementacji.

Reklama

Tymczasem ekomoderniści mają na potwierdzenie swojego modelu transformacji szereg weryfikowalnych argumentów, które dostarcza sama rzeczywistość. Przede wszystkim, wiele gospodarek świata (np. Unia Europejska, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania) osiągnęło już stan, który nazwać można decouplingiem emisyjnym. Polega on na tym, że wzrost gospodarczy oderwał się od emisyjności gospodarczej. Innymi słowy mówiąc: gospodarka się rozrasta, a emisje maleją.

Co ważne, wspomniane kraje osiągnęły taki stan nawet w zakresie tzw. emisji konsumpcyjnych, tj. takich, w ramach których wlicza się towary i usługi produkowane za granicą danego kraju, ale konsumowane przez jego obywateli. Odpada zatem argument, że spadek emisji był związany z ich eksportem do innych państw.

Decoupling emisyjny był możliwy przede wszystkim dzięki nowym technologicznym sposobom przetwarzania energii w gospodarce, które zaczęły obniżać udział paliw kopalnych (a więc także wynikającą z ich spalania emisję). Jak się bowiem okazuje, wystarczy odpowiedni bodziec regulacyjny i technologiczny, by nieidealna przez koszty środowiskowe czy klimatyczne gospodarka zaczęła redukować swój ciężar w tym zakresie. Wprowadzone przez UE, USA czy Wlk. Brytanię polityki klimatyczne przyniosły właśnie taki efekt. Wystarczyło wprowadzić regulacje oparte na prawidłowości „kto emituje – ten płaci” i napędzić systemami wsparcia rozwój alternatywnych źródeł energii, by odnieść istotne sukcesy w zakresie dekarbonizacji.

Czytaj też

Kraje rozwinięte korzystają przy decouplingu emisyjnym z różnorakich rozwiązań, natomiast warto zwrócić uwagę na bardzo konkretną technologię, która szczególnie dobrze radzi sobie w tej kwestii. Chodzi mianowicie o energetykę jądrową. Jak się bowiem okazuje, atom pozwala z jednej strony produkować ogromne ilości energii, a z drugiej: niesie on ze sobą śladowy, praktycznie niezauważalny wpływ na klimat i środowisko.

Reklama

Zestawienie kluczowych argumentów przemawiających za energetyką jądrową w tej kwestii znajduje się m. in. w książce „Energia dla klimatu” autorstwa Joshuy S. Goldsteina i Staffana A. Qvista. Ta dwójka badaczy zwróciła uwagę na przykład Szwecji, która w latach 1970-1990 zmniejszyła swą emisję CO2 o połowę, choć jej gospodarka wzrosła o 50%, a produkcja energii ponad dwukrotnie. Szwedom udało się to dzięki rozbudowanemu parkowi siłowni jądrowych. Autorzy zaznaczają, że szwedzki atom nigdy nie spowodował żadnego wypadku, natomiast umożliwił szybką dekarbonizację gospodarki.

Autorzy „Energii dla klimatu” przyjmują za swoisty punkt odniesienia szwedzką elektrownię jądrową Ringhals o mocy ok. 4 GW. W wyliczeniach wskazują oni m.in., że zastąpienie tej jednostki elektrownią na węglu wymagałoby dostaw 11 mln ton paliwa rocznie, co pociągnęłoby za sobą produkcję 2 mln ton odpadów oraz corocznych emisji rzędu 22 mln ton CO2. Goldsteina oraz Qvist wskazują też, że żeby zastąpić Ringhals farmą wiatrową należałoby zbudować obiekt złożony z ok. 2500 turbin o wysokości 200 metrów, co zajęłoby mniej więcej 100 tysięcy hektarów. Największe budowane w Europie farmy wiatrowe są o połowę mniejsze. Podobnie rzecz się ma z panelami fotowoltaicznymi – jedna Ringhals to równowartość farmy słonecznej o mocy co najmniej 20 GW, zajmującej 52 tysiące hektarów.

Czytaj też

Twierdzenia Goldsteina i Qvista nie są oczywiście argumentem przeciwko źródłom odnawialnym, które również przyczyniają się do osiągnięcia stanu decouplingu emisyjnego. Badacze pokazują jednak, że jeśli chodzi o jednoczesną możliwość produkcji energii i ochronę środowiska oraz klimatu, to elektrownie jądrowe nie mają sobie równych. Jednostki te pracują ze śladową emisyjnością (ok. 12 g CO2/kWh według wyliczeń IPCC), która wynika z emisji potrzebnych na wytworzenie materiałów budowlanych i wydobycia paliwa. Są bardzo mało inwazyjne jeśli chodzi o bioróżnorodność, gdyż wymagają bardzo niewielkiej powierzchni (sama elektrownia zajmuje kilkaset hektarów) i nie stwarzają takiego zagrożenia dla fauny, jak np. wiatraki. Elektrownie jądrowe charakteryzują się także wysokim współczynnikiem wykorzystania mocy zainstalowanej (ponad 90% w skali świata), gdyż pracują bez względu na pogodę czy porę dnia i nocy, z przerwami praktycznie wyłącznie na serwis i wymianę paliwa, dzięki czemu uzysk energii z tych jednostek jest bardzo duży.

Wybór strategii prowadzenia transformacji energetycznej to tak naprawdę wybór filozofii gospodarczej, na podstawie której żyć mają kolejne pokolenia. Energetyka jądrowa bardzo dobrze pokazuje, że nie ma prawa fizyki, które mówi, iż wysoka konsumpcja energii musi równać się wysokiej emisji.

Materiał sponsorowany

Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. Altarotw

    Znaczną częścią koncepcji degrowth jest zwiększenie efektywności wykorzystania zasobów nieodnawialnych przez wprowadzenie gospodarki cyrkularnej oraz zmiana paradygmatu konsumpcji z szybkiej wymiany działających lub naprawialnych dóbr na dobra o długim czasie wykorzystania (np. wymiana telefonów komórkowych nie co dwa lata ale dopiero jak przestaje działać). W ten sposób ludność będzie dalej miałą dostęp do obecnego poziomu dóbr ale dużo bardziej efektywnie je wykorzystywać zmniejszając zapotrzebowanie na surowce i energię do ich produkcji.