Reklama

Zobowiązania podjęte przez rosyjskiego giganta to efekt toczącego się od lat sporu między nim a UE. Po wielu doniesieniach o nieuczciwych praktykach Gazpromu, W kwietniu 2015 roku Komisja wystosowała pisemne zgłoszenie zastrzeżeń, w którym wyraziła swoją wstępną opinię, że firma ta narusza unijne zasady ochrony konkurencji. Teraz, spółka zobowiązała się do zniesienia wszystkich barier umownych dla swobodnego przepływu gazu, przedsięwzięcia aktywnych działań zapewniających ściślejszą integrację tych rynków, a także do zapewnienia konkurencyjnych cen gazu poprzez powiązanie z poziomami referencyjnymi oraz częste rewizje. Gazprom ma też odstąpić od roszczeń w sprawie Gazociągu Południowego. O zapewnieniach tych przychylnie wyraziła się komisarz odpowiedzialna za konkurencję- Margrethe Vestager.

 

Jeśli Komisja- w toku konsultacji- uzna, że gwarancje te są wystarczające, to może, w drodze decyzji, uczynić zobowiązania wiążącymi dla Gazpromu (zgodnie z art. 9 unijnego rozporządzenia o ochronie konkurencji nr 1/2003). Jeżeli przedsiębiorstwo naruszy swoje zobowiązania, Komisja może nałożyć na nie grzywnę w wysokości do 10 proc. jego światowego obrotu, bez potrzeby dowodzenia naruszenia unijnych reguł konkurencji. Jest to zatem sankcja bardzo poważna.

Zobacz także: KE: trwa konsultowanie zobowiązań Gazpromu dot. konkurencji

Tymczasem, moment przedłożenia przez Gazprom powyższych zapewnień wydaje się być nieprzypadkowy. Rosyjska spółka jest bowiem zaangażowana w poważny spór na forum UE, tj. sprawę gazociągu OPAL. Zgodnie z decyzją Komisji Europejskiej Gazprom otrzymał w ubiegłym roku możliwość wykorzystywania 80% przepustowości tego połączenia, co spotkało się z ostrym sprzeciwem strony polskiej. Rząd w Warszawie podniósł zarzuty, że jest to działanie naruszające właśnie unijne prawo konkurencji. Dzięki decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE i sądu w Dusseldorfie na czas toczonych postępowań zawieszono wykonywanie decyzji Brukseli ws. OPAL. Gwarancje Gazpromu mogą być narzędziem kształtującym całkowicie nową rzeczywistość regulacyjną. Dzięki przygotowaniu odpowiedniego gruntu pod przyszłe decyzje organów Unii, Rosjanie zapewnią mocny start budowanemu przez siebie gazociągowi Nord Stream 2. Ma on być gotowy pod koniec 2019 roku. W tym samym roku Rosja zamierza zaprzestać przesyłania gazu przez terytorium Ukrainy. Moce przesyłowe tego połączenia mają wynieść 55 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Projekt ten również spotkał się z krytyką państw Europy Środkowowschodniej, które obawiają się skutków całkowitego zmonopolizowania lokalnego rynku ,,błękitnego paliwa” przez rosyjską spółkę. Obostrzone unijnymi sankcjami zobowiązania mogą okazać się argumentem przechylającym szalę w przyszłych wspólnotowych dyskusjach dotyczących ,,błękitnego paliwa".

Dodatkowo, zapewnienia Gazpromu mogą pokrzyżować polskie plany budowy gazociągu Baltic Pipe. Jest on częścią tzw. Korytarza Norweskiego, czyli połączenia złóż gazu znajdujących się na szelfie norweskim z polskim wybrzeżem w Niechorzu. Składają się na nią dwa projekty - interkonektor między Polską a Danią (projekt Baltic Pipe z planowaną przepustowością 10 mld m. sześc.) oraz między Danią a Norwegią. Na szelfie norweskim polski PGNiG posiada udziały w 19 koncesjach, z których uzyskuje rocznie ok. m. 0,5 mld m sześc. węglowodorów. Według zapowiedzi władz spółki z września br. w 2022 r. chce uzyskiwać ich między 2 a 2,5 mld m sześc. W założeniach, Baltic Pipe, jak i cały Korytarz Norweski, miał zdywersyfikować dostawy gazu do Polski oraz być fundamentem budowy hubu gazowego, czyli, de facto, centrum handlu gazem na Europę Środkowowschodnią. Teraz jednak, biorąc pod uwagę zobowiązania Gazpromu do związania swych cen gazu z poziomami referencyjnymi, zachodzi pewne prawdopodobieństwo, że importowanie gazu do Polski z kierunków innych niż wschodni będzie nieopłacalne. Świadomość tego faktu ucina też dyskusje o budowie hubu gazowego- państwa sąsiednie, które miały być potencjalnymi klientami na norweski gaz mogą wybrać rosyjski surowiec, który zapewne będzie tańszy. Co więcej, Gazprom posiada już gotową infrastrukturę, lub projekty w fazie znacznie bardziej zaawansowanej niż Baltic Pipe. Na niekorzyść Polski działa również postępująca liberalizacja europejskiego rynku gazu.

Zobacz także: Prezes PGNiG dla Energetyka24: „6 marca mieliśmy nerwowy dzień. Zablokowaliśmy Gazprom na rok” [WYWIAD]

Można zatem powiedzieć obrazowo, że zobowiązania Gazpromu, idące na rękę Komisji, to nic innego jak Moskwa mówiąca Polakom tak, jak ongiś car Aleksander II: ,,point de reveries!”- żadnych mrzonek. Rosjanie, zaniepokojeni projektami takimi jak Baltic Pipe i hub gazowy, postanowili wykorzystać swoje naturalne atuty, czyli tani surowiec, który może być dostarczany na rynki środkowowschodniej Europy natychmiastowo. Teraz, ,,błękitne paliwo" ze wschodu będzie też płynąć w sposób- w świetle unijnego prawa konkurencji- niezagrażający bezpieczeństwu energetycznemu żadnego z państw członkowskich. Dlatego też, wyżej wymienione projekty po prostu nie będą miały uzasadnienia- gospodarczego ani politycznego. Gaz z Rosji, będący surowcem tanim oraz- właśnie dzięki wyżej omówionym zapewnieniom- importowanym pod surowym rygorem unijnego prawa konkurencji, będzie towarem pierwszego wyboru w Europie Środkowowschodniej. Ponadto, Gazprom, idąc na rękę Unii, niweluje jednocześnie szereg argumentów podnoszonych przez państwa regionu, które skarżyły się na nadużywanie pozycji dominującej przez Rosjan.   

 

Gazprom sam wkłada do talii UE karty, które mają mu służyć przy kluczowych rozgrywkach, mających umocnić jego pozycję w Europie. Jednakże, błędem jest doszukiwanie się tu złej woli ze strony instytucji unijnych, gdyż są to, bądź co bądź, karty atutowe. Problemem jest tu jednak fakt, że interesy Unii (poszukującej najtańszego paliwa) i Polski (chcącej maksymalnie uniezależnić się od rosyjskiego gazu) nie zawsze są ze sobą zbieżne.

Reklama

Komentarze

    Reklama