Reklama

Wywiady

Dr Bartoszewicz dla E24 o cenach na Orlenie: koncern, który obraca miliardami, musi mieć swobodę i elastyczność działania [WYWIAD]

Fot. PKN Orlen/materiały prasowe
Fot. PKN Orlen/materiały prasowe

„Wszystko jest możliwe. Rozumiem, że 15 października to magiczna data wyborcza, ale ceny paliw są zależne od cen, dostępności ropy i paliw, od kursu dolara, od rodzajów i dynamiki zawierania kontraktów, od zmowy realizowanej przez Rosję i innych producentów w ramach OPEC+. Sterowanie, manipulacje i zakłócenia na tym rynku są chlebem powszednim. To nie jest tak, że my się umawiamy na jedną cenę na cały rok. Równie dobrze możemy zobaczyć zniżkę” - mówi o cenach paliw w rozmowie z Energetyka24.com dr Artur Bartoszewicz, ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej.

Reklama

Daniel Czyżewski, Energetyka24.com: Wiele danych ekonomicznych wskazuje, że mamy do czynienia z anomaliami cenowymi na stacjach Orlenu. Padają medialne gromy na koncern podejrzewany o manipulacje. Czy zapłacimy za to niedługo?

Reklama

Dr Artur Bartoszewicz: To jest bardzo dyskusyjne. Aby mówić o „anomaliach" musielibyśmy mieć potwierdzenie, że rzeczywiście do nich dochodzi. Zakładając, że są zjawiska liniowe, musielibyśmy dowieść, że mamy do czynienia z zachowaniem sprzecznym z regułami rynkowymi czy też , że jest to zjawisko, które w ogóle nie występowało.

Jeżeli się przyjrzymy sytuacji to nie jest ona podobna do zjawiska, które można nazwać „anomalią". Polska od lat ma jedne z najniższych cen paliw w Europie. Utrzymywanie tej różnicy wartości cenowej w Europie jest zjawiskiem normalnym. Jesteśmy obszarem rynku, gdzie paliwa są o wiele tańsze niż u naszych zachodnich czy północnych sąsiadów. Kilkanaście lat temu te proporcje były nawet większe.

Reklama

W 2010 roku w przygranicznym Lubieszynie za olej napędowy trzeba było zapłacić 4,59 zł, a za benzynę 4,69 zł. A w oddalonym o 30 km od granicy Prenzlau cena wynosiła 1,39 euro za diesla, czyli w przeliczeniu – 5,79 zł, a za litr benzyny 1,48 euro czyli 6,17 zł. Choć były lata, gdzie proporcje wyraźnie były odwrotne. Wówczas to ceny w Polsce były wyższe niż w Niemczech.

Czytaj też

Mamy do czynienia z relatywnie atrakcyjną ceną paliw, ale jest to związane z sytuacją na naszym rynku. Mamy do czynienia z silnym, multienergetycznym koncernem, który zmienił całkowicie swoją pozycję poprzez fuzję kilku podmiotów. Przychody na poziomie ponad 7,5 mld dolarów zwiększyły możliwości inwestycyjne w kontekście rosnących potrzeb związanych m.in. z transformacją energetyczną regionu i dynamicznym rozwojem koncernu. Orlen zwiększył obecność na rynkach zagranicznych, np. w Niemczech, gdzie zarabia znacznie więcej na litrze paliwa. Jest obecny również w Czechach, Słowacji, Litwie czy na Węgrzech. Wkrótce ORLEN pojawi się na siódmym rynku, w Austrii, gdzie do końca roku sfinalizuje zakup 266 stacji paliw

Jest odpowiedzialny także za bezpieczeńskocetwo energetyczne Polski w zakresie podaży paliw. Ma chronić przed wszelkiego rodzaju politycznymi manipulacjami, które dotknęły np. rynek węgierski, na którym ceny ustalane były sztucznie.

No właśnie. Na Węgrzech sztucznie zamrożono ceny, które w pewnym momencie nie przystawały nawet do kosztów produkcji paliw.

W Polsce nie mamy do czynienia z zamrożeniem cen. Mamy sytuację w której duży, sprawny podmiot, uczestniczący także w grze na rynkach międzynarodowych, posiada 65 proc. udziału polskim rynku paliw. Jednak pozostałe 35 proc. należy do innych przedsiębiorstw. Czy one też prowadzą politykę za niskich cen i tworzą tą anomalię? To oznacza, że w polskich warunkach można realizować określony model biznesowy, który jest skuteczny i przystaje do siły nabywczej polskiego społeczeństwa. Pytanie można odwrócić – dlaczego w wielu innych krajach Europy te ceny są wyższe. Jeżeli popatrzymy na wyniki finansowe dużych konkurentów tj. Shell czy BP to są one gigantyczne. W 1Q23 wysokie zyski osiągane były przez wszystkie firmy w branży rafineryjnej: Brytyjski Shell 8,7 miliarda euro, Brytyjskie BP 8,2 miliarda euro, Norweski Equinor blisko 5 miliardów euro, Hiszpański REPSOL ok. 1,9 miliarda euro, Austriacka grupa OMV 390 milionów euro. To oznacza, że jest przestrzeń do prowadzenia polityki cenowej, która skupia się stabilizowaniu swojej pozycji. Ja tu anomalii nie widzę – aby coś nazwać anomalią, trzeba mieć na to dowód. To, że ceny w Polsce są niższe niż u naszych zachodnich sąsiadów to nie jest zjawisko nowe, tylko raczej stare i od kliku kwartałów stałe.

Ceny u nas są niższe niż u znacznie bliższych „ekonomicznie" sąsiadów – w Czechach, w Austrii, na Słowacji, Węgrzech, Litwie, Łotwie i Estonii.

Proszę zwrócić uwagę, że to są o wiele mniejsze gospodarki. Polska zresztą prowadzi produkcję i/lub sprzedaż paliw na tamtych rynkach. To są gospodarki, które zupełnie inaczej funkcjonują. Ceny zależą m.in. od tego z jakiego rynku dostarczany jest produkt do przetworzenia, jakie kontrakty zostały zawarte. W czeskiej rafinerii w Litvínovie dopiero trwają testy dostosowania rafinerii do nierosyjskiej ropy. Orlen zdecydował się dosyć szybko na wyłącznie rynku rosyjskiego, kierunki arabskie zostały sprawnie uruchomione. W ramach strategii dywersyfikacji ORLEN buduje swój portfel importowy w oparciu o dostawy ropy naftowej pochodzącej z Morza Północnego, Afryki Zachodniej, basenu Morza Śródziemnego a także Zatoki Perskiej i Meksykańskiej.

Czytaj też

Anomalią byłoby działanie na szkodę podmiotu, ale ten ma prawo na takie decyzje rynkowe, aby utrzymywać swoich klientów, rozwijać sieć oraz walczyć z konkurencją. Nie słyszę, aby ktoś zaskarżył Orlen do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta, żeby były skargi z WTO że polityka cenowa Orlenu nie przystaje do reguł rynkowych. Mówimy o sytuacji w której podmiot na zdywersyfikowane dochody. Dochody ze stacji paliw nie są core'owym źródłem dochodów Orlenu – stanowią ok. 1-2 proc. zysku operacyjnego spółki. Większe pieniądze robi na produkcji i przetwarzaniu a 35-40 proc. przychodu z tego obszaru to zagranica. Dla nas na polskim rynku to coś nowego – mamy czebola, który potrafi zarabiać nie funkcjonując w zamkniętej bańce krajowej, tylko jest koncernem międzynarodowym. To samo pytanie można zadać Shellowi, BP czy Exxonowi – dlaczego na różnych rynkach sprzedają paliwa w różnych cenach? Takie są strategie rozwojowe i cenowe, nikt nie mówi o żadnej anomalii.

Obniżka najprawdopodobniej jest pewnym kosztem dla Orlenu. Oczywiście ostatnie kilka lat to spore zarobki, więc koncern może sobie na to pozwolić. Ale czy nie lepiej nadwyżkę wykorzystać na inwestycje?

Ale przecież to jest robione. Gigantyczne pieniądze, które zarabia Orlen, w dużej części na rynkach zagranicznych, są nieustannie inwestowane. I to w skali niespotykanej do tej pory w Polsce. Te duże zarobki to również spory wpływ do budżetu państwa – Grupa Orlen tylko w pierwszym kwartale 2023 roku wpłaciła 16,5 mld zł, o 8 mld zł więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Natomiast w całym 2022 roku koncern odprowadził do budżetu państwa 39 mld zł z tytułu podatków. Po lipcu podatki wpłacone do budżetu państwa przekroczyły 40 mld zł, a z szacunków wynika, że do końca roku w sumie uzbiera się niemal 70 mld zł.

Polityka typu jeżeli jest okazja, to kośmy klientów na maksa" nie jest trafna. Jeszcze kilka miesięcy temu był krzyk, że Orlen ma zbyt wysokie wyniki i ceny. Jeżeli szuka się pretekstu, żeby uderzyć w przedsiębiorstwo, to powód zawsze się znajdzie. Każda strategia i polityka może zostać skrytykowana.  Albo zysków jest za dużo, albo za mało, albo ceny są wysokie, albo zbyt niskie. Warto przypomnieć, że w pierwszym półroczu tego roku Grupa Orlen wypracowała natomiast 13,6 mld zł zysku wobec 6,5 mld zł rok wcześniej, czyli o 7,1 mld zł więcej rok do roku.

Wspomniał Pan o bezpieczeństwie energetycznym kraju. „Polityka Insight" podaje, że Orlen korzysta ze strategicznych rezerw paliw. Ministerstwo Klimatu dementuje, a sam koncern nie odpowiada jednoznacznie na pytania medialne zasłaniając się tajemnicą przedsiębiorstwa. Czy uważa Pan, że te rezerwy mogą być wykorzystywane? Czy da się to w ogóle ustalić?

Jestem ekonomistą, a nie politykiem czy osobą szukającą sensacji. Za zarządzanie rezerwami strategicznymi odpowiada państwo, jest od tego specjalna Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych. To ona decyduje o tym, na jakim poziomie bezpieczeństwa te rezerwy muszą być utrzymywane. Oczywiście Orlen jest wpięty w ten system, bo jest podmiotem o charakterze strategicznym. Ja nie widzę zakłóceń czy przerw w dostawach na stacjach. Nawet w okresie, w którym rozpoczęła się wojna, nie mieliśmy sytuacji w której paliwa zabrakło. Nie mieliśmy sytuacji niedoborów przez centralne sterowanie tj. na Węgrzech.

To, co się dzieje w Polsce stabilizuje rynki sąsiednie. Ratuje też klientów z tych rynków, którzy nie są w stanie sobie poradzić z cenami u siebie i przyjeżdżają do Polski. Nie jestem w stanie Panu powiedzieć, czy w jakikolwiek sposób rezerwy są uruchamiane. Są one poddane stałemu mechanizmowi, w którym są one używane i uzupełniane.

Czytaj też

Rozumiem różnego rodzaju dywagacje. Mówimy jednak o koncernie, które obraca miliardami i musi mieć swobodę i elastyczność działania. Nie widzę żadnych zakłóceń w zakresie rezerw. Nie zakładam też, że Orlen może wykonywać ruchy wobec strategicznych rezerw, skoro nie on za nie odpowiada. Może zarządzać jedynie własnymi rezerwami.

Niedługo po inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. prezes Orlenu mówił, że ceny paliw nie mogą być zbyt niskie, bo na nasze stacje rzucą się sąsiedzi i wszystko wykupią. Czy to zagrożenie nie pojawi się w sytuacji, gdy mamy najniższe ceny paliw w Europie, znacznie niższe niż nawet reszta naszego regionu?

Dla pewnej grupy klientów może to być opłacalne, dla innej – nie. Decyduje o tym głównie odległość od granicy. Nie będzie tak, że np. wszyscy Niemcy czy Czesi przyjadą teraz do Polski żeby tankować, bo ceny paliw są niższe. Zresztą to zjawisko zachodzi od lat – do polskich sklepów przyjeżdżają Litwini, Słowacy, Niemcy aby zrobić tańsza zakupy. Klienci z Wielkiej Brytanii przylatują do Polski, aby skorzystać z usług stomatologicznych. Atrakcyjność usług transgranicznych to nic nowego.

Zakłócenie miałoby miejsce, gdyby różnica cen paliw byłaby na tyle wysoka, że nadzwyczajna grupa ludzi przyjeżdżałaby zatankować i pojawiłaby się groźba niedoborów na przygranicznych stacjach.

Inna kwestia to fakt, że nie mamy takich samych cen paliw w całej Polsce. Każdy podmiot zarządza cenami w zależności o lokalizacji stacji benzynowych. Tu decyduje odległość dostawy paliwa czy koordynowania polityki w odniesieniu do konkurentów. Przy granicy i na trasach szybkiego ruchu te ceny są zawsze wyższe niż w miastach, miasteczkach i wsiach w głębi kraju, gdzie popyt i siła nabywcza jest mniejsza.

Nad tym pytaniem zastanawia się wielu Polaków – czy możliwe jest, że ceny na stacjach Orlenu po 15 października wzrosną?

Wszystko jest możliwe. Rozumiem, że to jest magiczna data wyborcza, ale ceny paliw są zależne od cen, dostępności ropy i paliw, od kursu dolara, od rodzajów i dynamiki zawierania kontraktów, od zmowy realizowanej przez Rosję i innych producentów w ramach OPEC+. Sterowanie, manipulacje i zakłócenia na tym rynku są chlebem powszednim. To nie jest tak, że my się umawiamy na jedną cenę na cały rok. Równie dobrze możemy zobaczyć zniżkę.

Czytaj też

Nasza siła nabywcza paliwa jest coraz większa. Pomimo zwyżek, które nastąpiły po pandemii i wojnie, paliwo nie jest już wielkim obciążeniem dla domowych budżetów tak jak jeszcze 20 lat temu. Przypomnijmy, że cena litra popularnej 95'ki w na stacjach ORLEN w Polsce wzrosła od 2012 roku zaledwie o 14%, a oleju napędowego o 6%. W tym czasie pensja minimalna wzrosła o ponad 120%, a kurs dolara wzrósł o ok. 32%. Średnio w 2012 roku za najniższą krajową można było kupić 263 litry benzyny, tymczasem w 2023 roku już 536 litrów 95'ki. W przypadku oleju napędowego w 2012 roku były to 263 litry, a w 2023 roku 573 litry. Mi taka poprawa relacji odpowiada.

Reklama
Reklama

Komentarze