Reklama

Wywiady

Bliski Wschód na krawędzi wojny. Państwa arabskie bardziej chcą liczyć zyski z ropy zamiast ofiar

Fot. Wikimedia Commons, CC BY 4.0
Fot. Wikimedia Commons, CC BY 4.0

Poziom jedności wśród państw arabskich nie jest już tak silny jak wtedy. Z perspektywy współczesnej, państwa te przyjęły bardziej pragmatyczne podejście – zamiast kierować się ideologią, skupiają się na ekonomii i liczeniu zysków, a nie ofiar - mówi w rozmowie z Energetyką24 Marcin Krzyżanowski, iranista i ekspert ds. Bliskiego Wschodu

Reklama

Karol Byzdra, Energetyka24.com: Jesteśmy świadkami nowej fazy konfliktu i najbardziej intensywnego ataku na Liban od 2006 roku. Czy możemy jeszcze mówić o konflikcie, czy już o regularnej wojnie?

Marcin Krzyżanowski, iranista, ekspert ds. Bliskiego Wschodu: Mimo licznych ataków pomiędzy stronami, wciąż mamy do czynienia z konfliktem. O otwartej wojnie moglibyśmy mówić dopiero wtedy, gdyby doszło do inwazji lądowej, na co na razie się nie zanosi, choć nie można tego całkowicie wykluczyć. To kolejny rozdział konfliktu, który w rzeczywistości trwa od samego początku istnienia państwa Izrael, a na pewno od powstania Hezbollahu w 1982 roku.

Obecne uderzenia na Liban, wymierzone głównie w cele Hezbollahu, są jednak bezprecedensowe pod względem skali. Tak intensywnych działań nie obserwowaliśmy co najmniej od czasów II wojny libańskiej, kiedy to Izrael, z dość ograniczonym powodzeniem, wkroczył do Libanu.

Czytaj też

Premier Netanyahu ostatnio zapowiedział, że Izrael nie będzie czekać na zagrożenie, lecz działać wyprzedzająco, dodając, że kraj czekają „skomplikowane dni w przyszłości”. Co te słowa mogą oznaczać w praktyce?

Wielu analityków obawia się, że zarówno ta wypowiedź, jak i bezprecedensowa skala nalotów mogą świadczyć o przygotowaniach Izraela do ofensywy lądowej. Choć osobiście wątpię, by do niej doszło, nie można jej całkowicie wykluczyć. Słowa premiera można także interpretować jako zapowiedź dalszej intensyfikacji działań przeciwko Hezbollahowi, ale bez konieczności inwazji lądowej.

Reklama

Warto pamiętać, że Izrael dysponuje nie tylko regularnymi siłami zbrojnymi, ale także elitarnymi jednostkami, z Mossadem na czele, które w ostatnich tygodniach mogły być odpowiedzialne za eliminację przywódcy Hamasu w Teheranie, co jest znaczącym osiągnięciem. Dodatkowo, izraelskie siły dokonały ataków na pagery i krótkofalówki, co również ma duże znaczenie w kontekście prowadzonej operacji.

A jak pan ocenia ostatnie ataki za pomocą tych urządzeń?

Abstrahując od ludzkich tragedii, w tym śmierci cywilów i dzieci w wyniku tych ataków, warto spojrzeć na nie z perspektywy polityczno-technicznej. Był to mistrzowski ruch pod względem pomysłu, skali oraz precyzji wykonania stanowiący jednocześnie poważny cios dla Hezbollahu. Choć to nie złamie organizacji ani nie zmusi jej do kapitulacji, to znacząco ograniczył jej możliwości operacyjne. Oczywiście, zasoby Hezbollahu zostaną z czasem odbudowane, ale obecnie, w obliczu izraelskich nalotów, organizacja znalazła się w wyraźnej defensywie.

Czytaj też

Pomimo eskalacji konfliktu, reakcje światowych mocarstw pozostają ograniczone – nie podejmują one działań i wiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie to się nie zmieni. W Stanach Zjednoczonych trwa kampania prezydencka, a Unia Europejska koncentruje się na sytuacji w Ukrainie. Co istotne, Chiny, które do tej pory zachowywały neutralność, po raz pierwszy otwarcie potępiły ataki na Izrael, jednocześnie deklarując wsparcie dla Libanu. Pytanie, czy za tymi słowami pójdą konkretne działania?

Chiny są znane w regionie z licznych deklaracji, za którymi rzadko podążają realne kroki, zwłaszcza w kontekście wsparcia gospodarczego. Dobrymi przykładami są Iran i Afganistan, gdzie chińskie obietnice nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Niemniej jednak, gest w stronę Libanu może sygnalizować pewną zmianę w chińskiej polityce.

Do tej pory Chiny starały się unikać zaangażowania w konflikt z powodu strategicznego podejścia – neutralność umożliwiała im utrzymanie relacji handlowych z obiema stronami. Przykładem tego jest ich umiejętne balansowanie między Arabią Saudyjską a Iranem.

Dziś, jako największy importer ropy na świecie, Chiny dążą do budowania wizerunku alternatywnej potęgi w oczach państw arabskich. Czy to może sugerować nową fazę w ich polityce regionalnej?

Chińska zmiana tonu i podejścia wydaje się być związana ze zmianą polityki względem Stanów Zjednoczonych. Chiny coraz bardziej przyjmują rolę, jaką w czasach zimnej wojny odgrywał Związek Radziecki – mianują się na obrońcę biedniejszych i pokrzywdzonych narodów, stającego w opozycji wobec amerykańskiego imperializmu.

IDF twierdzi, że w ciągu ostatnich 24 godzin dokonano uderzeń na ponad 1300 celów związanych z Hezbollahem, w wyniku czego zginęło blisko 500 osób, a tysiące zostało rannych. Patrząc na te liczby i dotychczasowe działania izraelskiej armii, można przypuszczać, że Izrael jest w stanie prowadzić bombardowania w Libanie jeszcze przez wiele miesięcy. Skoro operacja lądowa w Strefie Gazy nie przyniosła ostatecznego sukcesu, to podobna taktyka lądowa w Libanie może spotkać się z podobnym oporem. Pytanie jednak, czy takie działanie nie wzmocni antyizraelskich nastrojów na arenie międzynarodowej?

Zdecydowanie tak. Z jednej strony takie działanie usztywnia postawę skrajnych syjonistów, a z drugiej – stopniową erozję poparcia społecznego dla Izraela, zwłaszcza w USA. Dotychczas, szczególnie po ataku Hamasu 7 października, Izrael prezentował się jako ofiara, posiadająca najbardziej moralną armię, która mimo swojej siły stara się działać precyzyjnie i minimalizować ofiary cywilne. Jednak to, co wydarzyło się w Gazie, poważnie nadszarpnęło ten wizerunek

Czytaj też

A co czeka Liban?

Do tej pory izraelskie ataki można uznać za stosunkowo precyzyjne i bez pełnowymiarowej inwazji lądowej. Ale czy to wystarczy? Operacja lądowa przeciwko Hamasowi, trwająca niemal rok, nie przyniosła jego całkowitej likwidacji. Hezbollah, jako przeciwnik, jest znacznie silniejszy, lepiej uzbrojony i operujący w bardziej złożonym terenie. Choć bombardowania bez wątpienia osłabiają jego możliwości, pytanie brzmi, czy to wystarczy do pełnego zwycięstwa nad organizacją. Osobiście, bardzo wątpię.

Reklama

Co dalej z dostawami ropy? Każda kolejna odsłona tego konfliktu wywołuje poruszenie na światowych rynkach. Ceny surowca rosną w obliczu obaw, że starcia mogą przerodzić się po pewnym czasie w pełnowymiarową wojnę, co mogłoby potencjalnie zakłócić jego dostawy.

Na szczęście dla Zachodu sytuacja z 1973 roku raczej się nie powtórzy. Rynek ropy jest obecnie znacznie bardziej zdywersyfikowany, a poziom jedności wśród państw arabskich nie jest już tak silny jak wtedy. Z perspektywy współczesnej, państwa te przyjęły bardziej pragmatyczne podejście – zamiast kierować się ideologią, skupiają się na ekonomii i liczeniu zysków, a nie ofiar.

Reklama

Komentarze

    Reklama