Wiadomości
Czy Rosja może obejść unijne embargo i limit cenowy na ropę? [KOMENTARZ]
Unia Europejska nałożyła embargo na rosyjską ropę transportowaną drogą morską – weszło ono w życie 5 grudnia. Ponadto wspólnota wraz z pozostałymi państwami G7 wprowadziła limit na zakup tego surowca z Rosji. Jak z każdym embargiem, będą próby jego obejścia. Czy Moskwa ma narzędzia, aby skutecznie zadrwić z unijnych sankcji?
Embargo
Na początku ustalmy fakty, bo w gąszczu nagłówków można się pogubić. Unia Europejska od 5 grudnia wprowadza prawny zakaz importu ropy naftowej z Rosji drogą morską. 5 lutego zostanie on rozszerzony o produkty rafinacji, np. paliwa znane nam ze stacji benzynowych. Ropą wciąż może być sprzedawana do UE poprzez ropociągi, dokładniej rurociąg Drużba i jego odnogi, który zaopatruje kraje tj. Węgry, Czechy, Słowacja, Polska oraz Niemcy. My oraz nasi zachodni sąsiedzi obiecaliśmy zaprzestać sprowadzania ropy tą drogą od nowego roku, choć nie mamy do tego zobowiązania prawnego. Suma summarum, 2/3 ropy UE sprowadzała drogą morską, więc o tyle zmniejszy się import. Jeśli my i Niemcy dotrzymamy obietnicy, dostawy rosyjskiej ropy do UE spadną do 10 proc. wolumenu z poprzednich lat.
Czytaj też
Limit
Ponadto, UE wraz z krajami G7, czyli (poza unijnymi) USA, Japonią, Kanadą oraz Wielką Brytanią, wprowadzają limit cenowy na ropę z Rosji kupowaną drogą morską na poziomie 60 dolarów za baryłkę. Niektóre mieszanki rosyjskiej ropy są obecnie rynkowo wyceniane poniżej tego poziomu (np. Urals), niektóre wyżej (ESPO), więc... na dwoje babka wróżyła. Sprzedawcy Urals nie zauważą na razie limitu.
Istotniejsze są szczegółowe zapisy dot. limitu – musi go stosować każdy kupiec, który przy zakupie będzie chciał skorzystać z usług firm z krajów, które go nałożyły. I tutaj robi się poważniej, bo przecież logistyka ropy wymaga całego zestawu usługodawców. Surowiec trzeba na czymś przetransportować, najczęściej na tankowcu. A zachód dominuje w sektorze wynajmu tankowców – w UE niekwestionowanym liderem jest Grecja, zajmująca trzecie miejsce na świecie pod kątem liczby statków. Drugie miejsce zajmuje Japonia, która uczestniczy w całej imprezie. Trzeba się też ubezpieczyć przed podróżą. Zagłębiem branży ubezpieczeń morskich jest Londyn, gdzie znajduje się 90 proc. firm trudniących się tą profesją na świecie.
Przykład – spółka z RPA, Kuby, Urugwaju, Pakistanu lub Maroko chce kupić ropę z Rosji. Nie ma statków, albo ma za mało – musi pożyczyć. Bez ubezpieczenia nie rozpocznie całego procesu – na morzu czyhają różne zagrożenia, nawet piraci (wciąż!). Kontaktuje się z ubezpieczycielem z Londynu, ale nowe przepisy zabraniają mu udzielić ubezpieczenia jeśli ropa z Rosji będzie kupiona za kwotę wyższą niż 60 dolarów za baryłkę.
Obejścia
Najprostsza droga do uniknięcia limitu to korzystanie z usług potrzebnych do transakcji zakupu ropy spoza UE i G7. Niby można, zauważalny jest wzrost firm z tej branży na Bliskim Wschodzie. Narodowy rosyjski ubezpieczyciel hojnie wydaje gwarancje państwowe. Niemniej jednak, nie da się zbudować alternatywnej branży, w końcu ta brytyjska, czy szerzej, europejska, tworzyła się właściwie przez setki lat. Do pewnego stopnia podmioty spoza UE i G7 mogą wypełnić lukę, ale na pewno nie całkowicie. Rosją ma dużego ubezpieczyciela u siebie – Ingosstrakh Insurance Co., z którego usług korzystają już kupcy z Indii i Turcji, ale jeszcze nie z Chin. Rosyjski rynek jest jednak zbyt mały, aby zastąpić unijny i brytyjski.
Jeśli chodzi o okręty, to również od wielu miesięcy sektor głowi się, jak obejść sankcje i limity. Pewnie Rosjanie nie wyczerpali zasobu finansowo-księgowych sztuczek, niemniej należy pamiętać, że w tym obszarze Zachód ma przewagę i zarówno embargo, jak i limity przewidują tego rodzaju próby.
Od miesięcy na rynku można zaobserwować rosnącą flotę tankowców o nieznanym pochodzeniu, które przewożą rosyjską ropę, choć nie jest pewne czy będzie ona wystarczająco duża, aby zastąpić spółki z UE i G7. W zakresie zastąpienia usług firm unijnych nadzieją Rosji są Chiny, dla których może to być niezła okazja biznesowa.
Czytaj też
Jak grzyby po deszczu w Dubaju wyrosły firmy handlujące rosyjską ropą na rynek azjatycki – donosi Bloomberg . Nie mają powiązań z UE, ale wciąż będą potrzebowały unijnych usług. Jedną z nich jest również finansowanie. Poza statkiem i ubezpieczeniem handlarze czy nabywcy najczęściej potrzebują kredytu.
Nic się nie zmieni?
Malkontenci mogą narzekać, że zmienią się jedynie kierunki dostaw, że tak naprawdę wszystko zostanie po staremu. Jasne, tak zapewne będzie. Europa będzie kupować ropę zza Atlantyku, która wcześniej szła do Azja, a Azja przestawi się na ropę rosyjską. Jednak koszty związane ze zwiększonymi odległościami transportu i z tym opłatami frachtowymi poniosą głównie sprzedawcy rosyjscy, gdyż odległości z Afryki i Ameryki Łacińskiej do Europy są krótsze niż z Rosji do Azji. Główne europejskie rynki zbytu Rosji - bałtycki port w Primorsku i czarnomorski port w Noworosyjsku - mogą funkcjonować jak dotychczas, ale marże zysku ucierpią, jeśli ropa będzie wysyłana w sześćdziesięciodniową podróż do nowych miejsc przeznaczenia zamiast typowych dwóch tygodni na dotarcie do europejskich rafinerii. A to tylko efekt embarga, realna ocena limitu będzie możliwa za kilka miesięcy, a może i lat, ale w najbardziej pesymistycznym scenariuszu limit cenowy to włożenie kija w szprychy lub, jak kto woli, sypanie piasku w tryby rosyjskiego przemysłu naftowego.