Orban w Waszyngtonie. Czy Trump zwolni Węgry z sankcji?
Już za kilka godzin dojdzie do spotkania premiera Viktora Orbana i prezydenta Donalda Trumpa w Waszyngtonie. Wizyta, będąca swoistą „nagrodą pocieszenia” po odwołanym szczycie Putin-Trump w Budapeszcie, ma na celu wzmocnienie politycznej pozycji Orbana w kraju oraz (najpewniej) wynegocjowanie zwolnienia Węgier z amerykańskich sankcji wobec rosyjskich firm naftowych.
”Udaję się do Waszyngtonu, aby otworzyć nowy rozdział w stosunkach amerykańsko-węgierskich. Naszym celem jest nawiązanie strategicznego partnerstwa, obejmującego współpracę energetyczną, inwestycje, współpracę obronną oraz dyskusje na temat krajobrazu powojennego po konflikcie rosyjsko-ukraińskim” - deklarował Orban przed wylotem do Stanów Zjednoczonych.
Problemy w domu i nagroda pocieszenia
Wsparcie polityczne udzielone przez Trumpa - okraszone powrotem Orbana z intratnymi umowami energetycznymi i gospodarczymi - może polepszyć notowania premiera Węgier. Wiosenne wybory parlamentarne zbliżają się wielkimi krokami, a społeczne legitymizacja konserwatywno-nacjonalistycznej partii Fidesz-KDNP słabnie na rzecz jego oponenta, Petera Magyara. W związku z tym, Orban potrzebuje politycznego sukcesu, a właśnie tym mogłaby okazać się wizyta w Waszyngtonie.
Viktor Orban sprawuje funkcję premiera nieustannie od 15 lat, co z zdążyło już „zmęczyć” część społeczeństwa. Jak wskazuje dr Jakub Bornio z Instytutu Europy Środkowej w komentarzu dla E24, na Węgrzech panuje duże niezadowolenie, wynikające z pogarszającej się sytuacji gospodarczej.
Złą sytuację gospodarczą pokazują nie tylko wskaźniki makroekonomiczne, lecz również codzienne doświadczenie węgierskiego społeczeństwa. Z tego względu wyborcy głosujący na Magyara również mogą bliżej identyfikować się ze stroną konserwatywną i nacjonalistyczną - dlatego wizyta w Białym Domu może pomóc Orbanowi.
dr Jakub Bornio, Instytut Europy Środkowej
Jak podkreśla ekspert, węgierska delegacja jest rzeczywiście szeroka i składa się z przedstawicieli świata mediów, obronności, polityki i biznesu. Jednym z obszarów dyskusji z pewnością będzie sektor energetyki, a potencjalną okazją do orbanowskiego zwycięstwa - wyłączenie Budapesztu z sankcji, nałożonych przez USA na rosyjskich gigantów naftowych.
Interesy z przyjacielem to czysta przyjemność
Zdaniem Politico, prezydent Trump postrzega Orbana jako swego rodzaju „bratnią duszę”, która stanowi wsparcie obecnej amerykańskiej administracji w Unii Europejskiej. Głos sympatii wobec Budapesztu dało się słyszeć również podczas „strofowania” europejskich przywódców przez Trumpa podczas niedawnego szczytu ONZ.
Początkowo prezydent USA zapowiadał, że jego prośba o natychmiastową rezygnację UE z importu rosyjskich surowców energetycznych zostanie również zaakceptowana przez Budapeszt. Niestety, wystarczyła krótka, prywatna rozmowa z premierem Węgier, aby Donald Trump przyznał mu rację: „[Orban – przyp.red.E24] jest moim przyjacielem, więc to [rezygnacja z rosyjskiej ropy i gazu – przyp.red.E24] dla nich trudniejsze. I dla Słowacji też (…) ja po prostu nie chcę, by ludzie ich obwiniali”.
Tydzień temu Trump przyznał, że Orban poprosił go, aby Węgry zostały zwolnione z sankcji nałożonych na rosyjskie firmy naftowe. „On poprosił o zwolnienie. Nie przyznaliśmy mu go, ale jest moim przyjacielem” - zaznaczył prezydent USA. Zdaniem części komentatorów, dzisiejsza wizyta ma na celu przekonanie Białego Domu do stanowiska Budapesztu.
Ropa, LNG i atom
W komentarzu udzielonym włoskim mediom na koniec października, premier Węgier zaznaczył: „Unia Europejska nic się nie liczy. Donald Trump myli się w sprawie Putina. Pojadę do niego, żeby doprowadzić do tego, żeby zdjął sankcje z Rosji”.
Orbanowi bez wątpienia zależy na pozostaniu przy rosyjskim gazie i ropie naftowej - przynajmniej na razie. Jednym z pożądanych scenariuszy byłoby rozwiązanie niemieckie, ewentualnie poluzowanie nałożonych sankcji.
komentuje dr Bornio
Zgodnie z rozporządzeniem Departamentu Stanu USA do końca kwietnia 2026 roku spółka Rosnieft w Niemczech (Rosneft Deutschland GmbH) – znajdująca się pod zarządem powierniczym Niemiec – będzie zwolniona z amerykańskich sankcji.
Jednak uzyskanie amerykańskiego glejtu na dalszy import rosyjskiej ropy naftowej nie jest jedynym prezentem, jaki Orban mógłby przywieźć swoim wyborcom z amerykańskiej podróży. Kolejnym możliwym scenariuszem jest podpisanie umów na import LNG ze Stanów Zjednoczonych - i choć rząd Orbana wzbraniał się przed umowami na dostawy skroplonego gazu ziemnego z Chorwacji rękami i nogami, to w przypadku Waszyngtonu może zmienić swoją dotychczasową narrację.
Umowa z zakresu energetyki jądrowej również nie jest wykluczona. Co prawda w lipcu bieżącego roku polska spółka Synthos Green Energy zawarła porozumienia w sprawie budowy modułowych reaktorów jądrowych BWRX-300 na Węgrzech, jednak jeszcze dzisiaj węgierski resort dyplomacji wydał oświadczenie, w którym ujawniono, że minister spraw zagranicznych Peter Szijjarto podpisze z sekretarzem stanu USA Marco Rubio dokument dotyczący paliwa jądrowego, składowania zużytych prętów paliwowych i małych reaktorów modułowych. Umowa ma zostać zawarta 8 listopada.
Obiektywne trudności czy brak woli politycznej?
Koronnym argumentem przemawiającym za zwolnieniem Budapesztu z amerykańskich sankcji ma być brak dostępu Węgier do morza, a w efekcie - skazanie kraju na dostawy surowca przez system gazociągów. „Ważne jest zrozumienie [przez prezydenta USA - przyp.red.E24] trudności, jakie wiążą się z naszym położeniem geograficznym” - wyjaśniał premier Węgier. Zdaniem Orbana, jeśli Węgry przestaną polegać na taniej ropie i gazie z Rosji, ceny energii drastycznie wzrosną.
Podobną narrację od dawna podtrzymuje Szijjarto, grając tę samą pieść za każdym razem, gdy UE zdecyduje się na zaostrzenie bądź utrzymanie sankcji energetycznych wobec Kremla. „Dostawy energii nie są dla Węgier kwestią polityczną, lecz fizyczną i geograficzną. Istniejąca infrastruktura po prostu nie nadaje się do importu wystarczającej ilości, jeśli dostawy rosyjskiego gazu i ropy naftowej zostaną wstrzymane” – powiedział minister spraw zagranicznych, cytowany przez agencję MTI.
I choć nowy plan energetyczny Węgier definiuje Rosję jako zagrożenie, a zależność od surowców energetycznych z Kremla jako ryzyko, na horyzoncie nie widać perspektywy poważnych zmian politycznych.
Zdaniem dr Bornio, choć argumenty dotyczące położenia geograficznego i uzależnienia od gazociągów są prawdziwe, a Chorwaci rzeczywiście podnosili cenę LNG, które mogliby kupować Węgrzy, to główną przeszkodą w energetycznym uniezależnieniu się Budapesztu od Moskwy jest brak woli politycznej. „Jeśli rząd węgierski nie wysyła jasnego sygnału, że chciałby zerwać kontakty energetyczne z Kremlem, to nikt za nich tego nie zrobi” - komentuje ekspert Instytutu Środkowej Europy.
Czytaj też
Obecnie Węgry otrzymują ponad 80 proc. swojej ropy naftowej za pomocą rurociągu Przyjaźń, a w ostatnich latach wielkość importu z Moskwy jeszcze wzrosła. W przypadku gazu ziemnego, w 2021 roku Budapeszt podpisał 15-letni kontrakt z Gazpromem na dostawy 4,5 mld m3 surowca rocznie.
