Reklama

Analizy i komentarze

Embargo niedoskonałe, ale dla Putina będzie miażdżące [KOMENTARZ]

Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin podczas szczytu BRICS w Brazylii. Fot. kremlin.ru
Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin podczas szczytu BRICS w Brazylii. Fot. kremlin.ru

Po dosyć długim serialu negocjacyjnym, kraje Unii Europejskiej zgodziły się na embargo na rosyjską ropę. Niepełne, bo tylko na tę transportowaną drogą morską.

Reklama

Ma ona stanowić ok. 2/3 ogółu. Pozostała część, której tranzyt odbywa się ropociągami, będzie mogła swobodnie płynąć. Zdecydowana większość z tej puli „lądowej" trafia do Polski i Niemiec. Jeśli Warszawa i Berlin podtrzymają swoje stanowisko ws. odejścia od rosyjskiej ropy niezależnie od kształtu unijnego embarga, to ogółem Europa porzuci ok. 90% dotychczasowego importu.

Reklama

Czytaj też

Reklama

To niemało. W 2021 r. na eksporcie ropy Rosja zarobiła łącznie ok. 110 mld dolarów z czego połowa pochodziła z Europy. Czyli można powiedzieć, że sfinansowaliśmy Putinowi budżet wojenny, bo właśnie ok. 55 mld dolarów państwo rosyjskie w ubiegłym roku przeznaczyło na wojsko.  Ubiegły rok to jednak zupełnie inna rzeczywistość, zwłaszcza jeśli chodzi o ceny.

Zapłacimy fortunę do końca 2022 r.

Swoje zwycięstwo odtrąbił Viktor Orban, który usadowił swoje Węgry jako pępek wydarzeń. Czy to sprawiedliwe, że Węgry, Słowacja i właściwie cały region, który ma połączenia lądowe z Rosją będzie mógł od niej kupować ropę? Pewnie nie, ale tu chodziło o efekt, nie o sprawiedliwość, choć Reuters pisze o tym, że kraje które będą kupować droższą ropę spoza Rosji drogą morską mają uzyskać rekompensaty, na razie nie wiadomo jakie. Niemniej jednak porozumienie 27 państw w tak trudnej kwestii jest sporym sukcesem. Mimo to, ma ono kilka wad.

Pierwsza z nich to fakt, że do blokady dojdzie dopiero od nowego roku. Do tego czasu na wschód będą wędrować potężne pieniądze, kolejne miliardy do dyspozycji Kremla. Druga jest taka, że ropa jest znacznie droższa w tym roku w porównaniu do poprzedniego. Wedle szacunków think tanku Transport&Environment Europa płaci Putinowi 285 mln dolarów dziennie za ropę . Czyli miesięcznie 8,55 mld a rocznie 102,6 mld. Oznacza to, że do końca roku przekażemy Moskwie prawie dwa razy więcej niż w 2021 r. Nie wiemy też jak będzie się kształtować rynkowa cena ropy a o nią oparta jest aktualna cena pojedynczych oraz długoterminowych umów.

Efektem embarga może być również wzrost zakupów ropy przez europejskie podmioty w tym roku, tak aby zapełnić magazyny stosunkowo tanią rosyjską ropą i wykorzystać ją w przyszłości.

Są także powody do optymizmu. Wielu spekulowało, że Rosja znajdzie sobie po prostu nowe rynki zbytu i unijne embargo będzie nieskuteczne w odcięciu Kremla od kasy. Nie jest to takie proste. Potencjalny rynek zbytu dla ropy sprzedawanej do tej pory Europie, to Azja. I to nie cała, bo Japonia i Korea Południowa odmówiły niedawno zakupu rosyjskiego surowca. Pozostają Chiny i Indie, ogromne, energochłonne rynki. „W roku 2021 Indie odebrały one zaledwie 16 milionów baryłek (czyli nieco ponad 2 mln ton) surowca z Rosji. Od początku rosyjskiej pełnoskalowej agresji na Ukrainę wolumen ten się podwoił. Indie kupiły dotychczas 40 mln baryłek (5,4 mln ton). Ale to wciąż o wiele za mało, by jakkolwiek kompensować europejski popyt. Według Bloomberga Indie zadeklarowały, że mogą przyjąć wolumen ok. 15 milionów baryłek ropy miesięcznie - o ile cena będzie odpowiednia. Przyjmując wariant optymistyczny i licząc, że Indie będą przez rok kupować co miesiąc taką właśnie ilość ropy, to w ciągu 12 miesięcy Rosja sprzeda na ten rynek zaledwie 180 mln baryłek (24 mln ton), a więc mniej niż rocznie zużywa sama Polska" – pisał na początku maja na łamach Energetyka24.com red. Jakub Wiech. „Nawet gdyby Chiny musiałyby podwoiły swoje zużycie rosyjskiej ropy, to i tak przyjęłyby nieco więcej niż 50% wolumenu, który trafia na rynek europejski. Co ważne, musiałyby użyć do tego praktycznie wyłącznie portów, co wiązałoby się z koniecznością uruchomienia floty tankowców i zwiększenia odbioru w sytuacji spadku poboru drogą morską i wysokich cen frachtu" – dodawał.

Kolejny haczyk

Poboczna kwestia to produkty ropopochodne. Państwa unijne kupują nie tylko nieprzetworzoną ropę z Rosji, ale także po petrochemicznej obróbce. Mowa paliwach, których część znamy ze stacji benzynowych - o oleju napędowym, paliwie odrzutowym, benzynie, LPG czy mazucie.  Zwykle stanowiły one 15-20% ogółu importu produktów naftowych , czyli niemało. Nie jest jasne, czy embargo ich dotyczy. Wysłaliśmy w tej sprawie pytania do Ministerstwa Klimatu, na razie bez odpowiedzi. Jeśli produkty rafinacji nie byłyby objęte embargiem, stanowiłoby to kolejną, dosyć dużą, lukę.

Embargo na ropę to potężny cios w Rosję. Europa od dekad sprowadzała ogromne ilości tego surowca ze wschodu zapewniając paliwo swojej gospodarce. Wchodzimy na niespokojne wody, bo przecież cały ten import trzeba będzie czymś zastąpić. Z drugiej strony, rynek nie znosi próżni i na pewno znajdą się chętni, którzy przyjmą te miliardy od europejskich państw. UE nie ma wyboru i nie chodzi wcale o moralne uniesienie, choć to również ważne. Dalsze finansowanie Rosji to zagrożenie dla europejskiego bezpieczeństwa i należy je odciąć jak najszybciej. Następny w kolejce jest gaz, ale to będzie znacznie trudniejsze niż embargo na ropę.

Reklama
Reklama

Komentarze