Reklama

Analizy i komentarze

Embargo na ropę cofnie Rosję o lata. Putin nie ma nabywców ani magazynów [ANALIZA]

Fot. Kremlin.ru
Fot. Kremlin.ru

Unijne embargo na rosyjską ropę ma szansę wpędzić Moskwę w energetyczną pułapkę – Rosja nie może bowiem wstrzymać wydobycia, ma prawie pełne magazyny, a sprzedawany do UE wolumen surowca jest zbyt duży, by wypchnąć go na inne rynki.

Reklama

Naftowy kolos na glinianych nogach

Reklama

Dyskutowane obecnie na forum Unii Europejskiej embargo na dostawy ropy naftowej z Rosji może wpędzić państwo Władimira Putina w ogromne tarapaty. Nie chodzi wyłącznie o utratę zysków ze sprzedaży tego surowca, ale o strukturalne problemy dla sektora naftowego, niezwykle trudne i kosztowne do przezwyciężenia. Mówiąc krótko: jeśli UE przestanie odbierać rosyjską ropę, to Kreml zostanie z potężnym wolumenem surowca, którego nie da się sprzedać ani zmagazynować, a w którym utopić można cały segment wydobycia. Żeby zrozumieć istotę tych trudności należy spojrzeć na konkretne liczby.

W Rosji wydobywa się ok. 10 milionów baryłek ropy dziennie (1,3 mln ton), co w skali roku daje 3,65 mld baryłek (ok. 470 mln ton). Rosyjskie eksporty ropy naftowej wynoszą ok. 1,825 mld baryłek rocznie (ok. 247 mln ton). Połowa z tego (912 mln baryłek, 123 mln ton) trafia na rynek unijny, głównie do Holandii, Niemiec i Polski. Wszystkie te kraje popierają pomysł embarga na surowiec z Rosji. Do krajów OECD trafia kumulatywnie ok. 60% rosyjskiego eksportu ropy naftowej.

Reklama

Rosja ma stosunkowo nieduże możliwości magazynowe - wynoszą one zaledwie 97 mln baryłek (13 mln ton) dla „czystej" ropy. Według doniesień medialnych mogą one być już prawie pełne – na co mają wskazywać informacje z połowy kwietnia podane przez Agencję Reutera, które wskazywały, że Rosja zamierza dokonać gigantycznych inwestycji w sektor magazynowania, podwajając jego możliwości.

Co ważne, jak podaje portal S&P Global, Rosjanie nie posiadają obiektów do tworzenia rezerw strategicznych - mają zatem problem z manewrowaniem wydobywanym wolumenem. W sytuacji spadku popytu, jedynym wyjściem Rosji jest cięcie wydobycia.

Jak donosi portal energyintel.com, rosyjskie problemy z pojemnością magazynową uwidoczniły się już w 2019 roku, podczas tzw. kryzysu chlorkowego, kiedy to ropa płynąca przez system Przyjaźń została zanieczyszczona chlorkami organicznymi. Operator rurociągu, czyli spółka Transnieft, musiał wycofać zanieczyszczony surowiec, czym znacząco uszczuplił dostępne moce magazynowe i wywołał nerwową reakcję w całym sektorze.

Z powyższych danych wyłania się następujący obraz: Rosja sprzedaje na rynek UE jedną czwartą wydobywanej przez siebie ropy, wolumen dziesięciokrotnie większy od własnych mocy magazynowych. Jeśli Unia wstrzyma odbiór tego surowca, to Moskwa będzie musiała albo szukać innych odbiorców, albo ciąć wydobycie. Warto zbadać najpierw tę pierwszą opcję.

Azjatycka alternatywa

Azja południowa oraz wschodnia jest często przedstawiana jako alternatywa dla rynku europejskiego w kwestii rosyjskiego eksportu ropy naftowej. Prawda wygląda jednak inaczej – ani Chiny, ani Indie nie skompensują Rosji ubytku w postaci UE. Na przeszkodzie stoją ograniczenia logistyczne, infrastrukturalne oraz możliwości konsumpcyjne tych gospodarek.

Kluczową alternatywą dla Kremla w zakresie handlu ropą mają być Chiny. Główną lądową trasą dostaw rosyjskiej ropy do Państwa Środka jest system rurociągów ESPO o długości prawie 5 tysięcy kilometrów. Przesyłany nim surowiec trafia - poza ChRL - również do Japonii i Korei Południowej, które wycofały się już z handlu rosyjską ropą. Przepustowość tego systemu pozwala, by rocznie płynęło nim do Chin maksymalnie ok. 260 mln baryłek (35 milionów ton) ropy. Jeszcze przed pełnoskalową agresją na Ukrainę Rosjanie wysyłali nim ok. 220 mln baryłek (30 mln ton). Poza ESPO Rosjanie mogą też skorzystać z systemu rurociągów Kazachstan-Chiny, który jest mniejszy - dysponuje przepustowością roczną ok. 150 mln baryłek (20 mln ton). Co więcej, połączenie to jest eksploatowane głównie przez spółki kazachskie i kazachsko-chińskie. Możliwości zwiększenia dostaw są tu więc ograniczone.

Czytaj też

Z kolei statkami Rosjanie dostarczali do Chin 329 mln baryłek (ok. 44 mln ton) ropy. Tu limity wyznaczają możliwości odbiorcze portów. Według wyliczeń Baker Institute, maksymalna przepustowość chińskich terminali naftowych to ok. 15 mln baryłek dziennie (ok. 2 mln ton ropy dziennie). W roku 2021 roku Chiny importowały drogą morską 444 mln ton ropy (a więc ok. 1,2 mln ton dziennie), co było wynikiem gorszym od roku 2020 o ponad 40 mln ton. Na spadek przełożyły się m. in. problemy z frachtem oraz śledztwa podatkowe i limity eksportowe w chińskich rafineriach – te zaburzenia wciąż są obecne na rynku i rzutują na możliwości transportu morskiego.

Indie to natomiast śladowy odbiorca rosyjskiej ropy. W roku 2021 odebrały one zaledwie 16 milionów baryłek (czyli nieco ponad 2 mln ton) surowca z Rosji. Od początku rosyjskiej pełnoskalowej agresji na Ukrainę wolumen ten się podwoił. Indie kupiły dotychczas 40 mln baryłek (5,4 mln ton). Ale to wciąż o wiele za mało, by jakkolwiek kompensować europejski popyt. Według Bloomberga Indie zadeklarowały, że mogą przyjąć wolumen ok. 15 milionów baryłek ropy miesięcznie - o ile cena będzie odpowiednia. Przyjmując wariant optymistyczny i licząc, że Indie będą przez rok kupować co miesiąc taką właśnie ilość ropy, to w ciągu 12 miesięcy Rosja sprzeda na ten rynek zaledwie 180 mln baryłek (24 mln ton), a więc mniej niż rocznie zużywa sama Polska.

Podsumowując: Nawet gdyby Chiny musiałyby podwoiły swoje zużycie rosyjskiej ropy, to i tak przyjęłyby nieco więcej niż 50% wolumenu, który trafia na rynek europejski. Co ważne, musiałyby użyć do tego praktycznie wyłącznie portów, co wiązałoby się z koniecznością uruchomienia floty tankowców i zwiększenia odbioru w sytuacji spadku poboru drogą morską i wysokich cen frachtu. Gdyby zaś Indie chciały zużyć pozostałą część, to musiałyby potroić swą propozycję importową złożoną Rosjanom.

Cięcie wydobycia, cięcie sektora

Rosji pozostaje zatem możliwość ograniczenia wydobycia. To jednak jest niezwykle trudne z uwagi na specyfikę złóż, z których pochodzi rosyjska ropa. Większość rosyjskich szybów naftowych położona jest na Syberii. Jak wskazują analitycy Warsaw Institute, to infrastruktura głęboka, często wiekowa, wydobywająca bardzo zawodniony surowiec, wymagający technicznego oddzielenia. Wstrzymanie pracy takich wiertni oznacza ryzyko zamarznięcia oraz odkładania się w szybach parafiny i stearyny, które muszą być usuwane, co niekiedy jest trudne. Dodatkowo zawodnienie złóż znacznie zwiększa ryzyko awarii urządzeń. Niektóre z nich mogą nie nadawać się już do użycia. Oznacza to, że nawet krótkie wstrzymanie wydobycia mogłoby doprowadzić do niekontrolowanego czasowego (a w niektórych przypadkach nawet permanentnego) wyłączenia złoża z użytku, a więc do skurczenia się potencjału rosyjskiego sektora naftowego. Pociągnęłoby to za sobą konieczność dodatkowych nakładów finansowych, a przede wszystkim – technologicznych. Tymczasem eksporty technologii dla rosyjskiego przemysłu naftowego zostały przez wiele państw Zachodu zakazane.

Podsumowując, unijne embargo na dostawy ropy może mieć skutki o wiele dalej idące niż tylko uderzenie Rosji po dochodach z tytułu sprzedaży tego surowca. W grę wchodzi istotny paraliż rosyjskiego sektora naftowego, chaos organizacyjny i gigantyczne problemy infrastrukturalne. Bez wątpienia jest to gra warta świeczki.

Reklama

Komentarze

    Reklama