Reklama

Elektroenergetyka

Przewodnicząca sejmowej komisji ds. UE dla Energetyka24: pakiet zimowy osłabia bezpieczeństwo Polski [WYWIAD]

Fot. Facebook Izabeli Kloc
Fot. Facebook Izabeli Kloc

W rozmowie z serwisem Energetyka24, poseł Izabela Kloc, przewodnicząca sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej, wypowiedziała się na temat forsowanej przez UE wizji wspólnotowego rynku energii. Parlamentarzystka mówiła m.in. o zagrożeniach, jakie niesie ze sobą obecny kształt tzw. „pakietu zimowego” oraz działaniach podejmowanych przez rząd w Warszawie, które mają na celu ochronę polskich interesów przed niekorzystnymi zmianami w unijnym prawodawstwie.

Jakub Wiech: Na jakiej podstawie zasadza się stwierdzenie, że rozporządzenie dotyczące wewnętrznego rynku energii, które wchodzi w skład ,,pakietu zimowego", jest sprzeczne z zasadą pomocniczości?

Izabela Kloc: Najprościej rzecz ujmując, zasada pomocniczości polega na tym, że Unia Europejska nie wtrąca się w sprawy, z którymi kraje członkowskie radzą sobie bez jej pomocy. Narzucanie „pakietu zimowego” burzy tę równowagę. Proszę pamiętać, że na mocy traktatów unijnych polityka energetyczna i klimatyczna należy do wyłącznej kompetencji krajów członkowskich, a nie Unii Europejskiej. Wcześniej nie było z tym problemów. Traktaty założycielskie Unii Europejskiej jasno precyzują, że każde z państw członkowskich może swobodnie kształtować swój miks energetyczny, kierując się posiadanymi zasobami surowcowymi oraz możliwościami ich eksploatacji. Przystępując w 2004 roku do Unii Europejskiej przystaliśmy na te zapisy, ponieważ były dla nas korzystne. Pierwsze sygnały, że wspólnota obiera antywęglowy kurs dostrzegliśmy w 2010 roku, kiedy za namową Niemiec wprowadzono dyrektywę o zakazie dotowania kopalń. Niestety, w ostatnich latach, a zwłaszcza miesiącach, wojna z węglem nasiliła się. „Pakiet zimowy” jest tego najbardziej jaskrawym przykładem. Nie można mieć złudzeń, że w lansowanej przez Brukselę polityce niskoemisyjnej chodzi o coś innego niż o dekarbonizację, czyli wyeliminowanie węgla z gospodarki. To złamanie unijnych traktatów i szczyty hipokryzji. Na jednym z portali porównano Unię Europejską do Henry’ego Forda, legendarnego twórcy amerykańskiej potęgi motoryzacyjnej. To bardzo trafna analogia. Ford zawsze zapewniał, że jego fabryka wyprodukuje samochód w każdym kolorze, pod warunkiem, że będzie on czarny. To samo mówi teraz Unia Europejska: produkujcie energię i ciepło z czego chcecie, pod warunkiem, że nie będzie to węgiel.

Zobacz także:

W jakim stopniu propozycje unijne odbiegają od polskiej wizji rynku energii?

„Pakiet zimowy” osłabia nasze bezpieczeństwo energetyczne, które jest fundamentem niezależności i suwerenności Polski. To nie są słowa na wyrost, ponieważ żyjemy w wyjątkowo niespokojnych czasach. Są na świecie państwa, które z surowców energetycznych uczyniły oręż i narzędzie nacisku na innych. Dzięki węglowi, Polska nie musi trafić na orbitę takich krajów. Swoje bezpieczeństwo energetyczne opieramy dzisiaj w prawie 80% na węglu. Uważam, że zaproponowane zapisy bezwzględnie wymagają modyfikacji w kierunku dopuszczenia w państwach członkowskich systemu wsparcia budowy nowych elektrowni opartych na węglu. Lokalni producenci energii elektrycznej muszą mieć zagwarantowane równe szanse konkurowania na rynku Unii Europejskiej, ale także na rynkach zewnętrznych. Funkcjonowanie systemu  elektroenergetycznego  powinno być oparte na zasadach rynkowych, bez tworzenia takich właśnie sztucznych barier, jak progi emisyjności.

Nie możemy godzić się, aby dekarbonizacja stała się swoistą religią Unii Europejskiej. Niestety, w tym kierunku chce dryfować Unia Europejska. Rezygnacja z węgla oznacza większe uzależnienie, m.in. od gazu. Jak wiemy, największym dostawcą tego surowca jest Rosja. „Pakiet zimowy” wprowadza próg emisyjności na poziomie 550 gramów dwutlenku węgla na kilowatogodzinę. Jest to ewidentne uderzenie w nasz kraj. Przyjęcie takiego limitu emisyjnego oznacza w praktyce koniec energetyki opartej na węglu, nawet przy zastosowaniu najbardziej nowoczesnych technologii. Można wątpić, czy Brukselą kieruje troska o środowisko, skoro Polska, w 500 procentach, wypełniła zobowiązania redukcyjne emisji dwutlenku węgla z protokołu w Kioto. Niedopuszczalne jest także to, aby cele dotyczące odnawialnych źródeł energii i efektywności energetycznej były dla państw członkowskich wiążące i aby w oparciu o te cele państwa członkowskie musiały projektować dochodzenie do nich. Doceniając oczywiście wagę współpracy transgranicznej w zakresie energetyki, sprzeciwiamy się tworzeniu regionalnych centrów energetycznych w miejsce krajowych centrów zarządzania energetycznego, które mają sprecyzowaną odpowiedzialność.

Nie odrzucamy „pakietu zimowego”, ale chcemy jego modyfikacji. Chcemy, zgodnie z unijnymi traktami, budować nowoczesną, czystą energetykę opartą na węglu.

Zobacz także:

Jakie są szanse na korzystny dla Polski obrót spraw w dalszym unijnym toku legislacyjnym?

W grudniu  2016 roku w Brukseli, na wyraźny wniosek premier Beaty Szydło, wśród konkluzji Rady Europejskiej znalazł się zapis stwierdzający, iż wdrażana Unia Energetyczna dla Polski oznacza m.in. swobodę określania swojego koszyka energetycznego i zapewnienie bezpieczeństwa dostaw energii na poziomie krajowym. We wniosku podkreślono niedyskryminowanie źródeł węglowych, które w niektórych krajach członkowskich są fundamentem bezpieczeństwa energetycznego. To ważny głos, z którym Bruksela musi się liczyć. Najważniejsze, że nie jesteśmy sami, czego najlepszym dowodem było głosowanie pod koniec kwietnia nad zaostrzeniem norm emisyjnych dla elektrowni. Co prawda uchwalono restrykcyjne przepisy, ale sprzeciwiła się temu Polska, a nasze stanowisko poparło ostatecznie siedem państw: Niemcy, Czechy, Bułgaria, Rumunia, Węgry, Finlandia oraz Słowacja. Zaostrzenie norm emisyjnych zostało przegłosowane o przysłowiowy włos. Decydowały ułamki procenta, a to oznacza, że w sprawach unijnej polityki energetycznej wśród krajów członkowskich nie ma jednomyślności. Teraz poszliśmy o krok dalej.  Polski parlament uruchomił procedurę tzw. żółtej kartki wobec unijnego rozporządzenia  w sprawie rynku energii elektrycznej, czyli „pakietu zimowego”. Warto podkreślić, że w Sejmie już dawno nie widziałam takiej zgodności. Za uchwałą głosowało 410 posłów.

Czy poza Polską któreś z państw członkowskich podniosło zarzut takiej niezgodności?

Jeszcze raz podkreślę, że nie jesteśmy sami w krytycznej ocenie „pakietu zimowego”. Uzasadnioną  opinię  dot. projektu rozporządzenia ws. wewnętrznego rynku energii przyjęły, m.in. parlamenty Niemiec, Węgier, Czech, Rumunii, Hiszpanii, Austrii. Z kolei Dania i Portugalia swoje stanowiska zajęły w ramach dialogu politycznego. Wszystkie te opnie zostały przesłane do Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego oraz do premiera Malty, która sprawuje obecnie Prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Zobaczymy, jak potoczą się sprawy na forum unijnym, ale jedno jest pewne. Polska nie zrezygnuje z prawa do kształtowania polityki energetycznej opartej na węglu!

Reklama

Komentarze

    Reklama