Reklama

Analizy i komentarze

Miażdżący podatek na fotowoltaikę, którego nie ma. Ziemkiewicz i Konfederacja polegli na panelach

Posłowie Konfederacji Bartłomiej Pejo i Krzysztof Mulawa
Posłowie Konfederacji Bartłomiej Pejo i Krzysztof Mulawa
Autor. Konfederacja/@KONFEDERACJA_ X/Twitter

„Kłamstwo obiegnie dookoła połowę świata, zanim prawda zdąży włożyć buty” – taką mądrość przypisuje się Markowi Twainowi. W tym momencie to powiedzenie testujemy na poletku energetyczno-podatkowym. Jeden tekst, w którym nie sprawdzono daty publikacji, sprawił, że Konfederacja kładzie się Rejtanem, a Rafał Ziemkiewicz grzmi o „wydudkaniu” posiadaczy fotowoltaiki. Szkoda, że na próżno.

Żeby „Do Rzeczy”, Rafał Ziemkiewicz czy posłowie Konfederacji nie straszyli nadciągającym podatkiem od fotowoltaiki, wystarczyło sprawdzić w jednym miejscu. Na stronach Rządowego Centrum Legislacji już pod koniec lipca br. opublikowano stanowisko Ministerstwa Finansów wobec uwag zgłoszonych do projektu zmian m.in. w ustawie o podatkach i opłatach lokalnych. Można tam np. natrafić na potwierdzenie, że nawet na wstępnym etapie projektowania przepisów nikt nie zamierzał opodatkowywać paneli fotowoltaicznych na dachach. „Instalacja fotowoltaiczna umieszczona na dachu budynku w projektowanych przepisach nie jest przedmiotem opodatkowania” – czytamy w dokumencie. Tyle że odnosiło się to do przedsiębiorstw. Jak wiele innych zapisów proponowanych zmian i nikt słowem nie wspominał, że coś grozi właścicielom przydomowej fotowoltaiki.

Reklama

Refleks szachisty prawicowego komentariatu

Jeżeli ktoś chce poznać szczegóły projektowanych przez MF zmian, może sięgnąć po teksty z Energetyki24 z lipca tego roku. Opisywaliśmy je szczegółowo w materiałach Nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg. Energetyka ma nowego – to projekt Ministerstwa Finansów i Podatkowy armagedon w energetyce. Pomysł resortu finansów i setki mln zł obciążeń dla spółek. Jedna subtelna uwaga: te materiały szybko się zdezaktualizowały. Projekt w dotychczasowej wersji został w zasadzie wyrzucony do kosza.

Rzeczywiście, resort finansów pracuje nad zmianami w podatku od nieruchomości, ale robi drugie podejście. Poprzedni projekt spotkał się z takim oporem oraz krytyką, że zwołano na 7-8 sierpnia konferencję uzgodnieniową. Wszystko rozbijało się o brak precyzji w sformułowanych propozycjach. Stan prac nad projektem jest następujący: Ministerstwo Finansów ma przygotować jego drugą wersję, uwzględniającą postulaty i uwagi, a tych było mnóstwo. Nie mniej, żeby to podkreślić: nic nie wskazywało, aby nawet w pierwszej wersji projektu ktoś chciał opodatkowywać panele fotowoltaiczne na i przy domach.

Innego zdania są Rafał Ziemkiewicz (tu link do jego tweeta, w którym pisze o frajerach, który dali się nabrać na fotowoltaikę, co poniosło się szerokim echem w serwisie X) oraz posłowie Konfederacji – Krzysztof Mulawa i Bartłomiej Pejo. Nad refleksem komentariatu, godnym szachisty, spuśćmy zasłonę milczenia. Projekt ujrzał światło dzienne w połowie czerwca, już został wyrzucony do kosza, ale akurat teraz uderzono w alarmistyczne tony.

Reklama

– Podatek będzie wprowadzony tak od zaplecza, dla wszystkich Polaków – przekonywał poseł Piejo na środowej konferencji w Sejmie. – Pojawia się pytanie, czy można się było tego spodziewać? – pytał z kolei poseł Mulawa.

Więc czas chyba odpowiedzieć: nie wiadomo, czego się spodziewać, a jak na podatek wprowadzany od rzekomego „zaplecza” to publikacji na temat tego projektu jest bardzo dużo. O różnych wątpliwościach interpretacyjnych nowych przepisów napisano setki, jeśli nie tysiące materiałów. Żeby nie trafić na któryś z nich, trzeba było być albo zamrożonym w karbonicie, albo być na urlopie. I to długim.

Poseł Mulawa poszedł nawet krok dalej, bo z jakiegoś powodu ostrzega przed rzekomą „wrzutką” pod farmy wiatrowe. Pomijając fakt, że projekt resortu finansów należy uznać za nieistniejący, to nie wiadomo, skąd to wziął. Choćby dlatego, że organizacje branżowe w dialogu z Ministerstwem Finansów wskazywały na coś zgoła innego: że określono dokładnie co i jak ma być opodatkowane w przypadku farm wiatrowych, a dla fotowoltaiki – już nie.

Reklama

Kto podrzucił odgrzewaną świnię

Wystarczy krótkie dziennikarskie „dochodzenie”, żeby zorientować się, jak doszło do wzmożonego zainteresowania fotowoltaiką i nieprawdziwą informacją o podatku. Sprawa swój początek ma w serwisie gramwzielone.pl, skądinąd dobrym materiale pt. Fotowoltaice grozi nawet 10-krotnie wyższy podatek. Tekst opublikowano na początku lipca i klarownie opisano w nim, jakie wątpliwości ma branża. Zaznaczmy: branża fotowoltaiczna, która zarządza dużymi elektrowniami słonecznymi. Słowa nie ma o właścicielach przydomowych mikroinstalacji fotowoltaicznych.

Tyle tylko, że serwis dziennik.pl z nieznanych nikomu powodów sięgnął po wnioski z materiału gramzielone.pl, choć bitewny kurz o podatki na jakiś czas opadł. I 18 sierpnia opublikował materiał „To już koniec darmowego prądu ze słońca? Szykują się gigantyczne podwyżki w opodatkowaniu fotowoltaiki”.

Tekst dziennik.pl opatrzono zdjęciem przedstawiającym montaż paneli fotowoltaicznych na dachu, a we wstępie uderzono w takie tony: „Widać je niemal wszędzie na dachach wielu domów. Od kilku lat w Polsce trwa prawdziwy boom na montaż przydomowych instalacji do produkcji energii elektrycznej. Pytanie, jak długo będzie się to opłacać. (…). Teraz szykują się nowe problemy. Chodzi o opodatkowanie słonecznych paneli. Nadchodzą gigantyczne podwyżki”.

Problem w tym, że tekst potem się broni, ponieważ jest w nim mowa o farmach fotowoltaicznych, a więc wielkoskalowych instalacjach słonecznych. Materiał dziennika.pl opracował m.in. internetowy serwis tygodnika „Do Rzeczy” (publikacja nastąpiła 20 sierpnia). Nikt nie zadał sobie trudu spojrzeć na dzień publikacji gramwzielone.pl ani na stan prac przy projekcie. Chaos informacyjny ruszył w najlepsze, z czego ochoczo niektórzy skorzystali.

Czy resortowi finansów słusznie się oberwało? Tak, ale w lipcu i poprawiono na początku sierpnia. Choć sprawa została na jakiś czas zamknięta i branża czeka na dogrywkę, to są tacy, którzy wrócili do przegadanego tematu sprzed miesiąca i to jeszcze popełniając błąd za błędem. Wśród nich można nawet natrafić na współprowadzących program „RISERCZ”.

W przypadku polityków Konfederacji warto byłoby sięgnąć po wyświechtane pytanie: gdzie byli, kiedy wszyscy alarmowali o potencjalnych, negatywnych skutkach propozycji MF?

Reklama

Komentarze

    Reklama