Reklama

Gaz

Ostra zima zwiększa ryzyko nowej wojny gazowej Rosji i Ukrainy?

Boże Narodzenie według wschodniego kalendarza przyniosło oprócz obniżenia temperatur aktywizację dyskusji o kolejnej odsłonie wojny gazowej Rosji z Ukrainą. Kijów zgromadził dostatecznie dużo surowca na własne potrzeby. Bardziej złożoną i obarczoną większym ryzykiem jest kwestia gotowości władz ukraińskich do zapewnienia tranzytu gazu do krajów UE w kontekście coraz większej presji ze strony Moskwy.

Spokojna Ukraina

Tradycyjnie każdej zimy omawiana jest kwestia gotowości Ukrainy do przetrwania sezonu opałowego. Dyskusjom tym sprzyja gwałtowne obniżenie temperatur nie tylko na Ukrainie, ale także w Rosji i w Europie. Zapasy surowca w ukraińskich magazynach są niższe niż w ubiegłym roku, co dodatkowo zachęca do rozważań. Wreszcie, chyba najważniejszym czynnikiem determinującym te rozmowy jest agresywna polityka Kremla, który wyraźnie stawia sobie za cel pozbawienie Ukrainy statusu państwa tranzytowego. Ostatnim akordem tego kursu jest skandaliczna decyzja Komisji Europejskiej dotycząca losu gazociągu OPAL (to lądowa odnoga Nord Stream).

Aby przeanalizować gotowość Kijowa do zimy należy rozdzielić dwa elementy: zapotrzebowanie krajowe i zdolności tranzytowe. W pierwszym przypadku sytuacja jest pod niemal pełną kontrolą Ukrainy i niewiele wskazuje na to, by ukraińskim odbiorcom mogło zabraknąć gazu. Według stanu na 7 stycznia w podziemnych magazynach gazu na Ukrainie jest 11,45 mld m3 surowca. To mniej o 1,6 mld m3 niż w zeszłym roku, ale więcej o prawie 600 mln m3 niż przed dwoma laty. Nie mniej istotnym wskaźnikiem są dobowe wolumeny surowca pobierane z magazynów. Z uwagi na spadające zapotrzebowanie oraz rewers gazu na granicy zachodniej, tegorocznej zimy Kijów pobiera z nich błękitne paliwo w znacznie niższym tempie. W grudniu ubiegłego roku było to średnio zaledwie 48 mln m3 dziennie pomimo znacznie niższych temperatur niż w grudniu 2015 roku, gdy było to 69 mln m3. To samo obserwujemy na początku 2017 roku pomimo wspomnianej obniżki temperatur.

Zakładając pesymistyczny dla Kijowa scenariusz, że do końca marca 2017 roku Ukraina będzie pobierała ze swoich magazynów średnio 60 mln m3 surowca, to na początku kwietnia pozostanie w nich ok. 6,6 mld m3. Z nich 5 miliardów surowca to gaz buforowy, który musi pozostać w przechowalniach. To oznacza, że Ukraina ma ponad 1,5 mld m3 gazu zapasu, co jest dość solidną podstawą do konkluzji o wysokim stopniu gotowości jej rynku wewnętrznego do zimy. Oczywiście wszystko zależy od poziomu temperatur, ale wspomniana nadwyżka jest wystarczająca, by zrekompensować ewentualne długotrwałe ochłodzenie. O dość dużym komforcie świadczy fakt, że w jednym z awaryjnych scenariuszy Kijów zakłada uzupełnianie gazem ewentualnych niedoborów węgla.

Tranzyt o politycznym posmaku

Znacznie bardziej skomplikowaną jest sytuacja z zapewnieniem przez Ukrainę tranzytu rosyjskiego surowca do krajów UE. Ze względu na stosunkowo niższy poziom zapasów gazu, teoretycznie nie można wykluczyć wyniknięcia problemów z tranzytem rosyjskiego surowca ukraińskimi magistralami do krajów Wspólnoty. Jednak, aby pojawiły się przesłanki do niewydolności tranzytowej Ukrainy tegorocznej zimy, musiałoby zostać spełnionych kilka warunków pogodowych. Zima musiałaby być wyjątkowo mroźna. Warto sprecyzować, co to oznacza. Chodzi o temperaturę poniżej -10°C na większości terytorium Ukrainy w ciągu, co najmniej 10 dni. Co więcej, taka sytuacja musiałaby wyniknąć nie wcześniej niż w połowie lutego, gdy poziom zapasów obniży się jeszcze bardziej, a wraz z nim ciśnienie w rurach. Dodatkowym warunkiem są niskie temperatury w styczniu. Ponadto równie chłodno musiałoby być w krajach-odbiorcach w UE.

Czy to możliwe? Oczywiście, że tak. Jednak prawdopodobieństwo takiego scenariusza nie wygląda na wysokie. Prognozowanie pogody, jak powszechnie wiadomo, to rzecz wyjątkowo niewdzięczna. Ale wstępne komunikaty do końca stycznia są dla Kijowa dość optymistyczne, co pozwala stosunkowo spokojnie patrzeć w przyszłość.

Niestety problem wykracza poza rozważania technologiczno-pogodowe i jest poddany silnemu oddziaływaniu polityki, zwłaszcza Kremla. Po skandalicznej decyzji KE dotyczącej gazociągu OPAL pisałem, że dla Moskwy to zachęta do jeszcze bardziej agresywnego kursu. Zapowiedzi Gazpromu, który „ostrzega” przed „kradzieżą gazu przez Ukrainę tegorocznej zimy”, należy rozpatrywać jako przygotowania do kolejnej odsłony wojny gazowej. Kijów ma zostać przedstawiony jako niepoważny kraj tranzytowy. Przypomnę także, że Ukrtrangaz jeszcze w połowie listopada ubiegłego roku alarmował i dokumentował przypadki notorycznego łamania przez Gazprom wcześniejszych ustaleń dotyczących wysokości ciśnienia w gazociągach, którymi tłoczony jest gaz przez Ukrainę do krajów UE. Dla Rosji celem tych zabiegów jest ostateczne przekonanie krajów UE do zbudowania nowych nitek gazociągu Nord Stream. Moskwa czując przyzwolenie po decyzji dotyczącej OPAL liczy, że Zachód nie zechce nawet analizować, kto będzie winien problemom z tranzytem, „byle tylko dostarczano nam gaz”. I są podstawy, by twierdzić, że na Kremlu nie mylą się w tych oczekiwaniach. Pomimo wstrzymania decyzji KE dotyczącej gazociągu OPAL na skutek zaskarżenia jej przez Warszawę, Gazprom i niemiecki regulator próbują ją podważać żonglując interpretacjami prawnymi.

O tym, że Federacja Rosyjska może zechcieć sprowokować kryzys gazowy świadczą też warunki pogodowe. Warto zwrócić uwagę na to, że silne mrozy na Ukrainie i w Europie ustąpiły dość szybko po czterech-pięciu dniach, które przypadły na święta Bożego Narodzenia obrządku wschodniego. Jednak wygląda na to, że mroźny front atmosferyczny na dłużej zatrzyma się nad Rosją. Wszystko to przywołuje wspomnienia z lutego 2012 roku. Wówczas długotrwałe mrozy w Rosji drastycznie zawyżyły zapotrzebowanie wewnętrzne w tym kraju, co doprowadziło do tymczasowej niewydolności eksportowej Gazpromu w zakresie oczekiwanym w krajach UE, choć ukraińskie magazyny były wtedy wypełnione bardziej niż wystarczająco. Rosyjski monopolista prosił wówczas o wyrozumiałość partnerów w Europie, ale ze zrozumiałych względów nie lubi, gdy mu się o to wypomina. Dodatkowo przypomnę, że w ubiegłym roku Rosja eksportowała o 6% więcej gazu niż w 2015 roku, co zmniejszyło własne zapasy. Właśnie z tych powodów 8 stycznia Naftogaz zakomunikował, że nie wyklucza oskarżeń ze strony Gazpromu o „bezprawne pobieranie gazu przeznaczonego na tranzyt”. Jeśli Moskwa zdecyduje się na taki scenariusz już w najbliższych dniach, będą to absurdalne oskarżenia i wyjątkowo twardy dowód na dążenia do sztucznego wywoływania kryzysu przez Rosję.

Jest jeszcze najbardziej pesymistyczny scenariusz przewidujący zmasowany atak na infrastrukturę gazową Ukrainy ze strony Moskwy. Ponieważ możliwości fizycznego unicestwienia ukraińskiej GTS są niewielkie, chodzi o potencjalne ataki cybernetyczne na centra dyspozycyjne Ukrtransgazu. Ale na przebieg i skutki takiego ataku wielkość zapasów nie ma żadnego znaczenia.

Podsumowując stan gotowości Ukrainy do zimy w kontekście wewnętrznym i tranzytowym można wyodrębnić kilka wniosków. Po pierwsze, jeśli nie dojdzie do skutecznych ataków na infrastrukturę lub nie nastąpią kataklizmy pogodowe, Ukraina przeżyje zimę stosunkowo spokojnie. Po drugie, nie ma niemal żadnych technologicznych przesłanek do wyniknięcia problemów z tranzytem surowca do krajów UE przez terytorium Ukrainy już w styczniu. Po trzecie, teoretycznie możliwość utrudnień w tranzycie gazu przez terytorium Ukrainy spowodowana ilością gazu w ukraińskich magazynach może pojawić się w połowie lutego, ale taki scenariusz jest obwarowany od razu kilkoma warunkami, których wyniknięcie wydaje się mało prawdopodobne.

Po czwarte, Kreml może zdecydować się na sztuczne wywołanie nowej wojny gazowej w celu nadszarpnięcia wizerunku Kijowa jako państwa tranzytowego i ostatecznego przekonania Zachodu do realizacji projektu Nord Stream 2. Inną motywacją Moskwy może być zmuszenie Ukrainy do kupna rosyjskiego gazu jeszcze tej zimy bez podpisania dodatkowej umowy, co pomogłoby Rosji we wchodzącym w decydującą fazę sporze przed Sądem Arbitrażowym między Gazpromem i Naftogazem. Jego rezultaty mieć będą ogromne znaczenie dla dalszych kierunków rozwoju sektora gazowego nad Dnieprem. Wyniki postępowania sadowego bez względu na rezultaty będą „gazowym wydarzeniem roku” na Ukrainie. Władze Rosji dążą do upokorzenia Kijowa także w celu zademonstrowania rzekomo „zgubnej polityki” obecnego rządu ukraińskiego polegającej na rezygnacji z importu rosyjskiego surowca, co w zamyśle ma doprowadzić do ostatecznej utraty przez postmajdanową ekipę zaufania społecznego. Po piąte, istotnym czynnikiem powstrzymującym gazowo-wojenne zapędy Kremla powinno być stanowisko kierownictwa Gazpromu lepiej rozumiejącego finansowe implikacje podobnych awantur. Jest to jedyny, ale solidny argument dający nadzieję na wstrzemięźliwość Moskwy i na to, że wszystko zakończy się presją informacyjną. 

Zobacz także: Nowy etap wojny na Ukrainie: Rosja celuje w infrastrukturę krytyczną

 

Zobacz także: Berlin i Moskwa ignorują Trybunał Sprawiedliwości UE? „Gazem w interesy Warszawy”

 

 

Reklama

Komentarze

    Reklama