Reklama

Decyzja Komisji Europejskiej w sprawie udostępnienia Gazpromowi większej przepustowości gazociągu OPAL (to lądowa odnoga Nord Stream) budzi coraz większe kontrowersje. Nie chodzi tu jedynie o brak wyraźnego powodu, który uzasadniałby konieczność tłoczenia większych ilości rosyjskiego gazu do Europy Środkowej z pominięciem Ukrainy i innych środkowoeuropejskich państw tranzytowych. W dodatku z pogwałceniem umowy stowarzyszeniowej podpisanej przez Brukselę z tym państwem i interesów krajów członkowskich Wspólnoty, którym w ramach Unii Energetycznej obiecano ograniczenie do minimum odstępstw od obowiązującego prawa energetycznego (a takim jest decyzja ws. OPAL). Najbardziej oburzające w całej sprawie jest to, że Komisja Europejska, niemiecki regulator (Bundesnetzagentur) do spółki z Gazpromem, realizując partykularne interesy, w sposób ostentacyjny, na granicy, a być może z pogwałceniem obowiązujących przepisów, uderzają w solidarność europejską. Jak inaczej bowiem nazwać nieopublikowanie pełnej wersji decyzji KE ws. OPAL, co zmusiło PGNiG do walki z jej „zapisami” niejako po omacku, czy ignorowanie pism polskiej spółki przez niemieckiego regulatora?

Niestety widać, że powyższa sytuacja rozwija się w sposób coraz bardziej niepożądany z perspektywy polskich interesów, a działanie podmiotów nieprzychylnych PGNiG nie jest przypadkowe.

Wraz z nowym rokiem związane z Kremlem media  zaczęły nagłaśniać informację o drastycznym spadku tranzytu rosyjskiego przez Ukrainę pod koniec grudnia oraz rekordowym wykorzystaniu Nord Stream, które gdyby utrzymało się przez okres kolejnych 12 miesięcy daleko wykraczałoby poza przepustowość wspomnianego rurociągu. W reakcji na to ukraiński Naftogaz wydał oświadczenie, w którym podkreślił, że sytuacja ma związek ze wzrostem przesyłu przez lądową odnogę Gazociągu Północnego tj. OPAL o 41%. Tyle tylko, że 23 grudnia polskiemu PGNiG udało się poprzez Trybunał Sprawiedliwości UE zawiesić decyzję KE umożliwiającą Gazpromowi wykorzystanie większej przepustowości tego gazociągu. Część komentatorów zaczęła się zastanawiać czy Niemcy i Rosjanie po prostu nie ignorują nadrzędnej wobec innych aktów prawnych decyzji TS UE? Najprawdopodobniej tak się nie stało. 

28 listopada ubiegłego roku niemiecki regulator opierając się na decyzji KE podpisał umowę z Gazpromem, Gazpromem Eksport oraz OPAL Gastransport GmbH, w efekcie której stało się możliwe wykorzystanie większej przepustowości OPAL przez Rosjan. Umowa miała wejść w życie 31 grudnia 2016 r. jednak strona niemiecka (najwyraźniej pod presją działań polskiego PGNiG) postanowiła ją przyśpieszyć. OPAL Gastransport GmbH przedstawił 19 grudnia zaktualizowany cennik taryf, który umożliwił Gazpromowi działanie. 23 grudnia Trybunał Sprawiedliwości UE zawiesił natomiast decyzję KE w odpowiedzi na zarzuty PGNiG. Skąd więc wziął się wzrost tłoczenia błękitnego paliwa przez Nord Stream i OPAL?

Realizacja interesów niemiecko-rosyjskich została najprawdopodobniej oparta o interpretację prawną, wedle której Gazprom mógł korzystać z dodatkowej mocy OPAL (zgodnie z decyzją KE) pomiędzy 19 grudnia, a 23 grudnia (czyli aż do momentu wydania orzeczenia przez TS UE). Trzeba mieć świadomość tego, że rosyjski koncern wygrywając aukcje na przepustowość mógłby w sytuacji ich unieważnienia dochodzić prawnie swoich roszczeń i zapewne rozgrywa obecnie tę kartę.

Zobacz także: Polska odpowiedź na OPAL: Konieczna skarga do Trybunału Sprawiedliwości UE

Zwiększone tłoczenie surowca przez Nord Stream i spadek tranzytu poprzez terytorium Ukrainy jest więc prawdopodobnie odzwierciedleniem działań podejmowanych do momentu ogłoszenia decyzji TS UE.  To co uderza w tym kontekście najbardziej to wykorzystywanie dezinformacji w tej sprawie przez rosyjskie media i wymowne milczenie strony niemieckiej. Nie próbują one tłumaczyć tego co się dzieje, ale generują jak największą liczbę niejasności, które mogą wspomóc je w dalszej batalii sądowej z PGNiG, która na dobre się rozpoczyna. Widać ewidentnie, że Niemcy i Rosjanie działają w złej wierze i nie ma mowy o przypadku…

Prezes PGNiG podczas konferencji poświęconej OPAL. Fot. Energetyka24.com

Świadczy o tym zresztą jeszcze jedna kwestia. W ubiegłym roku bardzo późno zainaugurowano tradycyjne rozmowy Rosja, Ukraina, UE o dostawach rosyjskiego gazu nad Dniepr celem uniknięcia zagrożenia przerw w tranzycie surowca do Europy. Stało się tak mimo dużo niższych zapasów błękitnego paliwa w ukraińskich podziemnych magazynach gazu. Czyżby komfort Brukseli wynikał z  wiedzy o tym, że przez Nord Stream i OPAL zostanie przetłoczone dodatkowe 19 mld m3 gazu rocznie?

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że „gra” toczy się nie tylko o wyrwanie środkowoeuropejskiego rynku gazu spod dominacji rosyjskiej w nadchodzącej dekadzie, ale także o utrzymanie stabilności Ukrainy (Kijów czerpie duże zyski z przesyłu) i roli Polski jako kraju tranzytowego. Maciej Woźniak, wiceprezes ds. handlowych PGNiG w grudniu ubiegłego roku otwarcie mówił o tym, że niemiecko-rosyjskie plany mogą zagrozić funkcjonowaniu Jamału.

Wzrost eksportu rosyjskiego gazu do Niemiec i Europy Środkowej może również pokrzyżować plany Warszawy odnośnie eksportu gazu pozyskiwanego z terminalu LNG w Świnoujściu i realizowanego Korytarza Norweskiego do Czech, Słowacji i na Węgry. Na początku grudnia prezes PGNiG Piotr Woźniak podkreślał, że „sprawa OPAL” nie pomaga w negocjacjach związanych z Korytarzem Północnym (składać się będzie na niego gazoport i połączenie z szelfem norweskim).

Zobacz także: Rok 2016 r. przypieczętował niemiecko-rosyjski sojusz gazowy

 

 

Reklama
Reklama

Komentarze