Wiadomości
Kolorz: transformacja najwyżej „mniej bolesna dla ludzi", ale nie sprawiedliwa
Transformacja może być najwyżej „mniej bolesna dla ludzi”, ale nie sprawiedliwa - ocenił w czwartek szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz. Nie zrobimy transformacji tak, żeby uniknąć dramatów, ale czy mamy wyjście? - pytał europoseł Jerzy Buzek.
Uczestnicy jednego spośród ostatnich paneli tegorocznego Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach byli pytani m.in., czy widzą szansę na przeprowadzenie sprawiedliwej transformacji energetycznej, która w Polsce w znacznej części będzie dotyczyła woj. śląskiego.
O tym, że transformacja najwyżej może być „mniej bolesna dla ludzi”, ale nie sprawiedliwa, mówił szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz. Związkowiec zwracał uwagę, że planowane zmiany – nie tylko te dotyczące górnictwa – będą prowadzić do likwidacji kolejnych miejsc pracy.
Czytaj też
„Do złożenia samochodu spalinowego potrzeba dziś 25 osób. Do złożenia samochodu elektrycznego potrzeba 12. Tak że w tym całym systemie dążenia do polityki ekologicznej nie widzimy takiego elementu, żeby te miejsca pracy – które niewątpliwe będziemy tracić (…) – były zastępowane innymi miejscami pracy wysoko technologicznymi (…), wysoko opłacanymi” - mówił.
„Nie chodzi o to, żeby przyszedł jakiś chiński inwestor i wybudował fabrykę kapci, w której polscy pracownicy będą pracować za minimalne wynagrodzenie. Chodzi o ściągnięcie inwestorów takich, którzy wybudowaliby tutaj fabryki i miejsca pracy o wysokim standardzie” – podkreślał.
Zdaniem Kolorza zbyt dużo unijnych środków wykorzystywanych jest też na tzw. „miękkie projekty”. „Bardzo często mamy do czynienia z firmami, które zajmują się przekwalifikowaniem pracowników (…) Tylko my nie wiemy dzisiaj, czy górnika mamy przekwalifikować na informatyka czy pracownika motoryzacji (…) Nie mamy jasności co do tego, jak ten przemysł będzie wyglądał” – wskazywał.
B. premier, b. przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek podkreślał natomiast, że mimo trudności „musimy się w tej sprawie dogadać”, bo w przeciwnym razie instytucje europejskie mogą uznać, że „Fundusz Sprawiedliwiej Transformacji nic nam nie dał”.
Czytaj też
Według Buzka pytanie, które należy sobie zadać, dotyczy tego, jak wyglądałaby Polska, gdyby zaniechać transformacji. „Czy ktoś zechce inwestować w naszym kraju, jeśli będziemy mieli czarną energię?” – pytał.
„Nie zrobimy tego (transformacji – PAP) tak, żeby uniknąć dramatów u wielu ludzi, tylko proszę o odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mamy jakiekolwiek inne wyjście” – podkreślił b. premier.
O braku instrumentów umożliwiających racjonalny przebieg transformacji mówił b. marszałek województwa śląskiego Jakub Chełstowski. Powtórzył on swój postulat przygotowania ustawy transformacyjnej, która m.in. jasno rozdzieliłaby role między rządem a samorządem i pozostałymi uczestnikami procesu.
Według Chełstowskiego Polsce potrzeba „sprytnej transformacji”, bo ta „sprawiedliwa” na pewno nie będzie. „Co do tego przestałem się łudzić” – przyznał.
Chełstowski podkreślał m.in., że przepływy finansowe Polskiej Grupy Górniczej na Śląsku to 12-15 mld zł. „To mniej więcej tyle, ile jest w śląskim NFZ – łącznie na 4,5 mln ludzi. Kiedy te pieniądze znikną z systemu, to co będzie w zamian? Nikt nie umie mi na to pytanie odpowiedzieć” – stwierdził.
O źródłach finansowania procesu transformacji mówiła dyrektor Departamentu Funduszy Europejskich i Spraw Zagranicznych Ministerstwa Przemysłu Joanna Pauly. Jak wskazywała, jednym z nich jest powołany niedawno Fundusz Transformacji Woj Śląskiego, w którym obecnie jest 0,5 mld zł, a docelowo ma być 1,2 mld zł.
Kolejnym są fundusze unijne, które w programach centralnych kontraktuje administracja rządowa, natomiast w programach regionalnych - samorząd.
„Nasz były marszałek dysponował takimi środkami w kwocie ponad 5 mld euro, z czego z samego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji było ponad 2 mld euro” – wskazywała Pauly przestrzegając jednocześnie, że ze względu na opóźnienia ich wykorzystanie jest zagrożone.
Do kwoty ponad 2 mld euro z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji nawiązał Artur Rudnicki z Europejskiego Banku Inwestycyjnego sugerując, że nie są to środki wystarczające.
„Jeśli przyłożymy te 2,2 mld euro do PKB Śląska, to mamy 2-3 proc. PKB wypracowanego rocznie. Jeśli podzielimy to na perspektywę finansową, to rocznie same dotacje z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji będą stanowić 0,5 proc. PKB wypracowanego przez Śląsk. Czy to rozwiąże problem? Myślę, że odpowiedź sama nasuwa się na usta” – mówił.
Prof. Adam Drobniak z Wydziału Gospodarki Przestrzennej i Transformacji Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach przedstawił wyliczenia, jak długo trwałoby wypełnienie luki po zupełnej likwidacji przemysłu górniczego.
Czytaj też
Zgodni z jego danymi wszystkich miejsc pracy na Śląsku jest 1,7 mln. „W ciągu ostatniej dekady przyrasta nam corocznie ok. 5 tys. miejsc pracy (…) W górnictwie pracuje ok. 70 tys. ludzi. W okołogórniczych zawodach (…) kolejne 90 tys. – i to jest bardzo niedoszacowane” – mówił, wskazując, że łącznie mówimy o 160 tys. stanowisk.
Drobniak podkreślił, że stosując metodę „prostej konwersji” te 160 tys. miejsc powstałoby więc dopiero po 32 latach. „A prosta konwersja jest nie do końca możliwa, bo trudno jest stwierdzić, czy dana osoba może być przekwalifikowana w danym kierunku oraz czy w ogóle posiada zdolności i odpowiedni poziom wyksztalcenia umożliwiający przejście na inną ścieżkę zawodową” – podkreślił.
Na to, że mimo wszystko trzeba wykorzystywać środki przeznaczone na transformację najefektywniej jak się da, zwracał uwagę Michał Pierończyk, prezydent Rudy Śląskiej, która jest największą górniczą gminą w Polsce. „Mamy teraz takie wielkie myśli, żeby wzmacniać obronność. Myślę, że nasz region przemysłowy pięknie mógłby się w to wpisać” – powiedział.
Jako przykład tego, w jaki sposób tego procesu nie przeprowadzać, podawano doświadczenia z Wałbrzycha. Jak podkreślał prezydent miasta tego miasta Roman Szełemej, to, do czego doszło tam w latach 90-tych, było „gwałtowną” i „chaotyczną”” likwidacją gospodarki tego regionu.