Ekspert miażdży narrację MKiŚ: PiS robił więcej w sprawie ETS 2
Trzymam kciuki za powodzenie polskiego rządu w negocjacji innych terminów i warunków systemu ETS2, ale trzeba zaznaczyć, że poprzedni rząd robił znacznie więcej dla przygotowania naszego kraju do jego wprowadzenia – skomentował prezes Fundacji Instrat Michał Hetmański.
Polski rząd ogłosił sukces w unijnych negocjacjach, ponieważ zgodnie z porozumieniem z 5 listopada, wejście w życie systemu handlu emisjami EU ETS 2 zostało przesunięte o rok, na 2028 r. Premier Donald Tusk stwierdził nawet „mówiłem, że rozbroimy ETS 2”, a wiceminister klimatu Krzysztof Bolesta powiedział z kolei, że „udało się zrobić coś, co jeszcze nie tak dawno było nie do pomyślenia – posprzątać to zaniedbanie, do którego doprowadził rząd PiS, czyli system ETS2”. Michał Hetmański podkreśla jednak, że kwestie te można interpretować zgoła inaczej.
Kto robił więcej dla transformacji?
Trzymam kciuki za powodzenie polskiego rządu w negocjacji innych terminów i warunków systemu ETS2. Ale trzeba jasno zaznaczyć, kto jest winny wyhamowaniu naszego przygotowania do tego, czy innego mechanizmu przyspieszającego dekarbonizację budynków i transportu. Może poprzedni rząd się niepotrzebnie tak łatwo zgodził na system ETS 2, ale robił zdecydowanie więcej dla finansowania termomodernizacji domów i wymiany kopciuchów na czyste źródła ciepła oraz budowy floty aut elektrycznych.
Michał Hetmański, Fundacja Instrat
Jak dodał ekspert, obecnie program „Czyste Powietrze wyhamował pięciokrotnie, a w ramach nowego programu Nasze Auto wykonywanych jest średnio pięć przelewów dziennie, co świadczy o drastycznym wyhamowaniu tempa finansowania transformacji w sektorach skrajnie nieprzygotowanych do systemu ETS2”. W opinii Hetmańskiego, aby skutecznie zabezpieczyć polskie interesy w zakresie przesunięcia ETS 2 i zmiany podejścia do celu redukcji emisji na 2040 r., należy wykazać przygotowanie Polski do transformacji
Nie możemy być zakładnikami starych porozumień klimatycznych z Kioto lub z Paryża. W międzyczasie doszło do bardzo dużego postępu technologicznego i staniały baterie do samochodów elektrycznych – dzisiaj mamy już dużo tańsze narzędzia do elektryfikacji, np. transportu, ale potrzebujemy do tego jedynie tańszego prądu.
Michał Hetmański, Fundacja Instrat
W jego opinii należy skupić się „na instrumentach do dowożenia obecnie zadeklarowanych celów, a nie śrubowaniu dotychczasowych. Polityka klimatyczna musi bardziej patrzeć na kryteria cenowe oraz instrumenty polityki gospodarczej, a mniej orientować się w odniesieniu do milionów ton unikniętej emisji CO2, wbrew pozorom będzie to z korzyścią dla samego klimatu i naszego bezpieczeństwa energetycznego i paliwowego”.
Różne interpretacje jednego celu
Poza uznanym przez rząd za sukces przesunięciem wejścia w życie systemu EU ETS 2, 5 listopada ustalono także w Brukseli nowy cel klimatyczny na 2040 r. – redukcję emisji o 90 proc. w stosunku do poziomów z 1990 r. Polska głosowała przeciwko. I, na nasze szczęście, według komentatorów cel ten w rzeczywistości nie będzie tak wysoki, jak na papierze. Dlaczego? Bo pomocą w realizacji celów klimatycznych mają być tzw. kredyty węglowe, które pozwolą na wliczanie do redukcji emisji inwestycji w zielone rozwiązania w krajach trzecich. Kredyty węglowe będą mogły stanowić 5 proc. całego wysiłku redukcyjnego do 2036 r.
Zapis ten może oznaczać redukcję rzeczywistego celu klimatycznego. Jednak nie wszystko jeszcze przesądzone – teraz KE będzie musiała ocenić, czy państwom unijnym będzie wolno wykorzystywać międzynarodowe jednostki emisji w maksymalnym dodatkowym wymiarze 5 proc. w celu osiągnięcia ich celów krajowych.
To długo oczekiwane porozumienie jest o wiele słabsze, niż sugeruje nagłówek 90 proc. Ulegając presji ze strony państw członkowskich, które utrudniają negocjacje, ministrowie niebezpiecznie otworzyli drzwi dla nawet 5 proc. zagranicznych uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Ten poziom ambicji nie dorównuje odpowiedzialności UE i jej zdolności do poważnego stawienia czoła kryzysowi klimatycznemu.
Sven Harmeling, organizacja Climate Action Network Europe
Ze słów Svena Harmelinga z organizacji Climate Action Network Europe wynika, że Polska, jeden z „utrudniających negocjacje” krajów UE, nie musi się „aż tak” obawiać przyjęcia nowego celu, bo w gruncie rzeczy został on mocno osłabiony.
Godna reprezentacja UE
Co należy podkreślić, UE bardzo zależało na tym, aby dobrze się zaprezentować na rozpoczynającym się 10 listopada szczycie klimatycznym COP30 w brazylijskim Belém.
Europa przybędzie do Belém z silnym NDC (wkładem klimatycznym ustalonym na poziomie krajowym – E24) w samą porę, ale z wyraźnym sygnałem, że pozostaje w pełni zaangażowana w Porozumienie Paryskie. Był to ciężko wywalczony cel, osiągnięty w trudnym kontekście politycznym i gospodarczym. Co istotne, opiera się on na 90-procentowej redukcji do 2040 roku, co – nawet przy uzgodnionych elastycznościach – jest zgodne z zobowiązaniem do osiągnięcia zerowej emisji netto do 2050 roku.
Laurence Tubiana, organizacja European Climate Foundation
Najwyraźniej, co do „sukcesów” tak Unii jako całości czy samej Polski w Brukseli, po wczorajszym porozumieniu można mieć różne podejście. Choć Polska sprzeciwiała się przyjęciu nowego celu klimatycznego – ostatecznie pozostała w mniejszości. Jednocześnie, jak widać, wypracowano pewien kompromis, ponieważ przed głosowaniem więcej krajów wyrażało swoje wątpliwości co do sensu jego wprowadzania.
Czytaj też
Co się tyczy przesunięcia w czasie wejścia w życie systemu EU ETS 2, trudno jest nie zgodzić się z Michałem Hetmańskim z Instratu. Jest to dla naszego kraju pozytywna wiadomość, ale i tak – przesunięcie zaledwie o rok oznacza, że rządzący powinni naprawdę intensywnie rozkręcać transformację w naszym kraju, a nie ją wyhamowywać. Nie wystarczy „sukces” z 5 listopada – prawdziwym jego wyznacznikiem będzie 2028 r. Ale kto by tam myślał o przyszłości.
