Analizy i komentarze
„Mam wywalone i żyję”. Czy komuś chce się jeszcze ratować świat?
Polacy są coraz mniej skłonni do wyrzeczeń na rzecz klimatu i środowiska. W obliczu bezpośrednich zagrożeń – takich jak wojna za granicą czy migracje – odłożone w czasie skutki zmiany klimatu schodzą na dalszy plan. Społeczeństwo jest zmęczone alarmistycznymi narracjami i buduje swój psychiczny pancerz na takie komunikaty. Trzeba stworzyć nową opowieść o zmianie klimatu i potrzebie zielonej transformacji.
Polacy coraz mniej przejmują się zmianą klimatu, straszące narracje nie działają, a grupa osób gotowych do podjęcia wysiłków i poświęceń gwałtownie zmalała – wynika z nowej, czwartej już edycji raportu „Ziemianie Atakują” . „Jako społeczeństwo znaleźliśmy się na zakręcie. Po fazie przerażenia i mobilizacji uczymy się żyć ze zmianą klimatu” – napisano we wstępie publikacji.
Agencja Lata Dwudzieste i Kantar Polska od kilku lat prowadzą badania opinii o świadomości Polek i Polaków dotyczących zmiany klimatu i naszych postawach z tym związanych, które publikują w kolejnych raportach „Ziemianie Atakują”.
Chociaż zmiana klimatu pozostaje na podium głównych zagrożeń, jakich obawiają się Polacy, to jej waga spada. Obecnie 70 proc. respondentów wskazało wojnę i konflikty zbrojne jako swoją największą obawę (wzrost o 2 proc. w stosunku do 2022 r.). Zmiany klimatu obawia się 46 proc. Polaków, a zanieczyszczeń środowiska 43 proc. Jeszcze w 2022 r. te zagrożenia były wskazywane przez połowę respondentów jako ich główne obawy.
Coraz mniej Polaków uważa, że „stan, w jakim znalazła się Ziemia, jest poważny i wymaga natychmiastowych działań”. Wciąż jest to 63 proc. respondentów, ale zaledwie dwa lata temu było to 69 proc. Polacy przestają też wierzyć, że „wprowadzenie przez rządy ograniczeń, które dotkną nas wszystkich, jest konieczne dla złagodzenia skutków zmiany klimatu” – spadek z 53 proc. do 46 proc. w dwa lata. Bardziej popularna staje się natomiast narracja, że „za technologiami ekologicznymi (np. samochody elektryczne, panele słoneczne, wiatraki) stoi interes wielkich koncernów” – wzrost z 33 do 41 proc.
W 2019 r., gdy opublikowano pierwszy raport „Ziemianie Atakują”, podczas największych strajków klimatycznych, 71 proc. Polaków twierdziło, że stan Ziemi jest poważny i wymaga natychmiastowych działań. W 2020 r. ten wskaźnik wzrósł do 78 proc. Tym bardziej martwi obecny spadek zainteresowania.
Postawy, które mogłyby stanowić podłoże do zmiany i działania, wyraźnie słabną w naszym społeczeństwie. W 2019 r. 73 proc. Polaków uważało, że stoimy na krawędzi katastrofy ekologicznej, że nie ma już czasu na dyskusje i należy działać teraz. W 2022 r. odpowiedziało tak 70 proc. respondentów (źródło: raport z 2022 r. ), a w 2024 r. to już tylko 59 proc.
Jednym ze smutniejszych wniosków płynących z raportu jest fakt, że grupa osób gotowych do działania na rzecz klimatu i wyrzeczeń stopniała ponad dwukrotnie w tylko dwa lata – z 13 proc. w 2022 r. do 5 proc. w 2024 r.
Dlaczego tak jest?
Jak twierdzą autorzy raportu, publiczna narracja wokół katastrofy klimatycznej, zamiast mobilizować ludzi, spowodowała, że oswoili się oni z zagrożeniem. Zwłaszcza że konsekwencje są odroczone w czasie. Tu i teraz liczą się bardziej bieżące problemy i bezpośrednie skutki – a takie niosą konflikty zbrojne oraz masowe migracje (których silnie obawia się niemal dwa razy więcej osób, niż w 2022 r. – wzrost z 20 do 39 proc.).
Podejście niektórych osób można podsumować cytatem z jednej z internetowych dyskusji: „mam wywalone i żyję”. Jak wskazują autorzy raportu, wśród Polaków „bezradność miesza się z obojętnością i wyparciem problemu oraz zwrotem w stronę dbania o własny komfort”. Coraz więcej Polaków (wzrost z 33 do 39 proc. w latach 2022-2024) należy do grupy „Dobrzeżyjów”, jak ją określono w raporcie. Tym osobom nie zależy na żadnym ratowaniu świata, chcą spokojnie korzystać z dorobku cywilizacyjnego i wygodnie żyć. Nie są przekonani, że klimat się zmienia, a jeśli już – to na pewno nie z ich winy. Nie chcą ani o tym rozmawiać, ani o tym myśleć. „Wygodnie urządziliśmy się na tej ziemi i dzisiaj nie bardzo chcemy coś zmieniać” – podsumowano. Dzisiaj tylko 52 proc. Polaków uważa, że człowiek i jego działalność zagraża środowisku naturalnemu. W 2019 r. było to 63 proc. Obecnie aż 10 proc. sądzi, że nie tylko działalność człowieka nie zagraża środowisku, ale wręcz mu pomaga.
Z czego to wynika? Według autorów to efekt budowania psychicznego pancerza, który pozwoli „jakoś” to przetrwać. Zmiana postaw może wynikać ze zbyt dużej liczby negatywnych informacji, których ludzie nie są już w stanie udźwignąć. „Z psychologicznego punktu widzenia taki nadmiar prowadzi albo do obojętności, albo też do zamykania się w sobie i nasilenia się objawów depresyjnych” – napisano.
Czytaj też
„W obliczu wartko płynącego strumienia złych informacji, obawy przed przyszłością stają się paraliżujące, co skutkuje rezygnacją z aktywnego działania” – skomentowała Grażyna Pol , Kierowniczka Działu Badań i Analiz z Narodowego Centrum Kultury.
Inne przyczyny wskazywane w raporcie to m.in. brak politycznego przywództwa oraz brak skutecznej edukacji i komunikacji. Przykładem ogromnej porażki komunikacyjnej jest z pewnością debata o Zielonym Ładzie, a ostatnio szczególnie o Wspólnej Polityce Rolnej. Swój – negatywny – udział mają także oczywiście dezinformacja i narracje opóźniające działania proklimatyczne.
Młodzi nie uratują świata
Z raportu wyziera również pewna smutna prawda: młodzi porzucają misję bycia ratownikami świata. Wolą raczej należeć do grupy „Dobrzeżyjów”, niż podejmować wyrzeczenia na rzecz planety. W porównaniu z 2019 r. więcej młodych osób uważa, że „niewiele mogą zrobić, za mało znaczą”. Przybyło także tych, którzy uważają, że „jest już za późno, aby zapobiec katastrofie klimatycznej”.
„Wyniki tegorocznego badania »Ziemianie Atakują« wydają się być ostatecznym gwoździem do trumny popularnej przed pięciu laty idei, że młodzi wezmą sprawy w swoje ręce i uratują świat” – napisano w raporcie. Są sfrustrowani swoją bezsilnością i poczuciem braku wpływu. Odczuwają także przeciążenie informacyjne.
Zwiększa się obojętność młodych na stan środowiska. Obecnie tylko 57 proc. badanych w grupie 18-35 lat uważa, że stan Ziemi jest poważny i trzeba działać. W grupie wszystkich respondentów wskaźnik ten wynosi 63 proc.
Kto więc powinien ratować świat?
W ocenie Polaków najbardziej zobowiązane do działania na rzecz klimatu są władze centralne. Jednakże postępujący w ostatnim czasie spadek zaufania do rządzących sprawił, że coraz mniej rodaków tak uważa w porównaniu z rokiem 2019. Przybywa natomiast tych, którzy sądzą, że w pierwszej kolejności działać powinny koncerny energetyczne, elektrownie i elektrociepłownie, a także wielkie korporacje i biznes. Najmniejszą odpowiedzialność Polacy przypisują samorządom i władzom lokalnym.
Wyraźnie widać także, że spadło poczucie indywidualnej sprawczości w naszym społeczeństwie, co jest spójne z pozostałymi wnioskami z raportu. Jak piszą autorzy publikacji, pasuje to także do dość popularnej opinii, że to inne kraje – te, które przecież szkodzą bardziej – powinny działać w pierwszej kolejności (uważa tak 32 proc. badanych).
A co chcą robić Polacy? Ponad połowa deklaruje już, że zamierza mniej kupować i mniej wyrzucać. Jesteśmy też coraz bardziej skłonni do tego, by wymieniać sprzęt elektroniczny dopiero wtedy, gdy to naprawdę konieczne. Pytanie tylko, czy faktycznie stoi za tym chęć ochrony środowiska, czy raczej ochrony własnego portfela. Więcej osób chce także ograniczyć spożywanie mięsa – chociaż tutaj również na pierwszy plan mogą wysuwać się inne kwestie, np. zdrowotne, niż troska o środowisko. Pocieszające jest to, że nieco więcej Polaków chce zrezygnować z produktów i usług firm, które środowisku szkodzą, nawet kosztem wyższych cen.
Nie mamy już natomiast ochoty rezygnować z jednorazowego plastiku, oszczędzać wody, poprawiać energooszczędności domów ani rezygnować z samochodu. Mniej mamy chęci do głosowania na polityków, którzy deklarują wprowadzenie korzystnych dla środowiska regulacji. Mniej interesują nas też dyskusje o zachowaniach ekologicznych. Więcej osób (wzrost z 3 do 7 proc. od 2019 r.) sądzi, że sytuacja nie wymaga robienia czegokolwiek.
Co więc robić?
Jak napisano w raporcie, „pomimo wszystkiego, co zostało powiedziane o katastrofie klimatycznej, obserwujemy właśnie społeczne zobojętnienie i spadek mobilizacji w tym obszarze”.
„Zbieramy owoce roztoczenia przed ludźmi wizji globalnej katastrofy w połączeniu ze zrzuceniem odpowiedzialności za naprawę sytuacji na indywidualne osoby, zwłaszcza młode, którzy według popularnych kilka lat temu narracji mieli przecież naprawić świat. Od kolejnych rządów dostają głównie źle komunikowane nakazy, które na dodatek ciągle się zmieniają, a od biznesu greenwashing pozorujący działania, to nic dziwnego, że wypisują się z tej imprezy” – oceniła Marta Marczuk , jedna ze współautorek.
„Taki wynik nie oznacza, że trzeba już przestać mówić o klimacie, ale oznacza, że trzeba przestać straszyć ludzi i pouczać ich, licząc na to, że poczują się odpowiedzialni za Planetę. Zamiast tego musimy zacząć z ludźmi szczerze rozmawiać, co się dzieje, co nas czeka i jak możemy sobie z tym poradzić” – mówił jeden ze współautorów raportu, Mateusz Galica .
Nieco pociechy może dostarczać fakt, że tak naprawdę w Polsce niewielu jest denialistów klimatycznych – tak sklasyfikować można tylko 4 proc. respondentów badania. Zaledwie 1 proc. uważa natomiast, że jest już za późno na ratowanie planety, a jedynie 8 proc., że przełomowe decyzje – jak odejście od paliw kopalnych – przyniosą więcej szkód, niż pożytku. Cała reszta jest świadoma zagrożenia (oraz konieczności podjęcia działań) lub przynajmniej go nie neguje. To oznacza, że w polskim społeczeństwie jest jeszcze mnóstwo osób, które do działań na rzecz klimatu można przekonać. Jeżeli wciąż większość (63 proc.) uważa, że planeta potrzebuje natychmiastowych działań, to istnieje solidna podstawa do budowania zaangażowania Polaków.
Potrzeba przede wszystkim innej opowieści. Powinna ona szczególnie podkreślać ekonomiczne korzyści wynikające z prośrodowiskowych zachowań i regulacji, bo to naprawdę do nas trafia. Polacy nie są chętni do ponoszenia wyrzeczeń i znoszenia dyskomfortu w imię ratowania planety – bardziej przemawiają do nich potencjalne oszczędności niż abstrakcyjna troska o środowisko. Przykładem może być sukces grup „Uwaga śmieciarka jedzie” – społeczeństwo chętnie angażuje się w ekologiczne działania, jeśli są przedstawione w atrakcyjny sposób.
MaG
Polacy przez dziesięciolecia nie byli zbyt bogaci i teraz, gdy jest szansa polepszyć sobie standard życia, ktoś przychodzi i mówi im, że dobrowolnie powinni znów pozbawić się bogactwa, bo gdzieś tam spadło za dużo deszczu albo topi się lód. To jest mało przekonujący argument i wizja.