Reklama

Dlaczego nie każdy powinien być zapraszany na debaty o klimacie?

miasto na tle zachodzącego słońca
Autor. Envato elements / @goinyk

Na liście prelegentów Polskiego Kongresu Klimatycznego na krótko pojawili się naukowcy głoszący nieprawdziwe tezy o klimacie: prof. Leszek Marks oraz dr hab. Piotr Kowalczak. Po interwencji mediów zniknęli z agendy, ale pozostało pytanie – czy warto dopuszczać takie „sceptyczne głosy” w dyskusji? Znając pojęcie fałszywej symetrii oraz konsensusu naukowego opartego na wiedzy odpowiedź staje się oczywista.

Niedawno media obiegła wiadomość, że w Polskim Kongresie Klimatycznym udział mieli wziąć prof. dr hab. Leszek Marks oraz dr hab. Piotr Kowalczak. Obaj panowie zasłynęli m.in. fałszywymi stwierdzeniami o klimacie, za które zostali nominowani do plebiscytu Klimatyczna Bzdura Roku 2024 organizowanego przez portal Nauka o Klimacie. Temat wywołał duże poruszenie wśród dziennikarzy, popularyzatorów nauki, jak i samych naukowców. Zwłaszcza że na wydarzeniu pojawić się mają przedstawiciele Ministerstwa Klimatu i Środowiska: Paulina Hennig-Kloska oraz Urszula Zielińska. Jak wkrótce poinformowała Zielona Interia, po fali krytyki organizatorzy zrezygnowali z zaproszenia powyższych naukowców i na ten moment (24 marca), dzień przed panelem, lista prelegentów na sesję Państwowego Instytutu Geologicznego – Państwowego Instytutu Badawczego (PIG-PIB) jest pusta.

Co się wydarzyło?

O zaproszeniu kontrowersyjnych naukowców informował m.in. redaktor naczelny Energetyki24 na swoim profilu na Twitterze, a także podcasterka i influencerka Paulina Górska na Instagramie oraz LinkedInie.

YouTube cover video

Zielona Interia skontakowała się w tej sprawie z organizatorami wydarzenia, którzy poinformowali, że za zaproszenia panelistów na ten konkretny panel odpowiadał PIG i nie konsultował tej kwestii z radą programową. „Zapraszamy do współpracy międzynarodowe korporacje i instytucje publiczne, które delegują swoich pracowników” – wytłumaczyli. Prof. Leszek Marks jest emerytowanym pracownikiem PIG-PIB i Uniwersytetu Warszawskiego, a prof. Kowalczak byłym pracownikiem Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej – Państwowego Instytutu Badawczego (IMGW-PIB).

Jak dodali organizatorzy, agenda widoczna wcześniej na stronie Polskiego Kongresu Klimatycznego była tylko wersją roboczą i „mogła ulegać zmianom”. „We wstępnych propozycjach rady programowej mieliśmy 450 rekomendowanych osób i 75 stron propozycji paneli dyskusyjnych. Aktualnie w agendzie jest 150 osób i 25 paneli dyskusyjnych” – przekazali.

Reklama

Czym „zasłynął" prof. Kowalczak?

Prof. Kowalczak zajął 5. miejsce w plebiscycie Klimatyczna bzdura roku 2024 za stwierdzenie: 

Jak wyjaśnili redaktorzy Nauki o Klimacie, raporty Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) dostarczają licznych dowodów na to, że to działalność człowieka spowodowała obecną zmianę klimatu. Z każdym kolejnym raportem pewność co do tego wzrastała, aż w najnowszym szóstym raporcie autorzy napisali, że „działalność człowieka, przede wszystkim poprzez emisję gazów cieplarnianych, bezdyskusyjnie spowodowała globalne ocieplenie”. Ponadto przewidywania teoretyczne są zgodne z obserwacjami: Ziemia ociepla się w tempie prognozowanym przez klimatologów.

Nominacja dla prof. Kowalczaka została przyznana także za „przygotowywanie imponującej kompilacji klimatycznych mitów i fałszów, opublikowanej w formie książki »Zmiany klimatu. Polityka, ideologia, nauka, fakty«, a także liczne wypowiedzi medialne związane z promocją tej książki”. Na łamach portalu Nauka o Klimacie publikację zrecenzował Piotr Florek, a podsumować ją można słowami: „to pozycja pełna błędów i nadinterpretacji, żeby nie powiedzieć – manipulacji”. Zachęcam do zapoznania się z pełną recenzją.

Reklama

Czym „zasłynął” prof. Marks?

Z kolei prof. Leszek Marks zajął 6. miejsce w plebiscycie Klimatyczna bzdura roku 2024 za „wypełniony klimatyczną dezinformacją komunikat Państwowego Instytutu Geologicznego” oraz stwierdzenie: 

W kwietniu zeszłego roku serwis Polskiej Agencji Prasowej opublikował depeszę zatytułowaną „PIG: ocieplenie klimatu osiągnie maksimum prawdopodobnie pod koniec tego stulecia”. Depesza zawierała szereg nieprawdziwych informacji o klimacie, a materiał do niej został opracowany właśnie przez prof. Marksa. Całą sprawę omawialiśmy również na łamach Energetyki24. Materiał PIG skomentował prof. dr hab. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery i dyrektor Instytutu Geofizyki UW, nie pozostawiając suchej nitki na przyoblekaniu twierdzeń prof. Marksa w szaty „głosu w dyskusji naukowej”. „Dyskusja naukowa nie odbywa się za pomocą Polskiej Agencji Prasowej. Dyskusja naukowa odbywa się na łamach publikacji naukowych – w im lepszym czasopiśmie, tym lepiej. Nie znalazłem żadnych publikacji naukowych, które popierałyby twierdzenia PIG” – podsumował.

Prof. Marks już wcześniej był znany z przeinaczania informacji o historii klimatu Ziemi i głoszenia fałszywych stwierdzeń o obecnej zmianie klimatu, a jego tezy już kilkukrotnie omawiali redaktorzy Nauki o Klimacie (po raz pierwszy w 2013 r.). Mówił m.in., że „działalność człowieka jest za mało znacząca, aby zmienić klimat w skali globalnej”.

Reklama

Dlaczego nie każdy powinien być zapraszany do dyskusji o klimacie?

W tego typu sytuacjach – również w tej konkretnej – pojawiają się zwykle głosy, które mówią, że należy wysłuchać też „innych opinii” i dopuścić do głosu „sceptyków”. Otóż nie należy. Tak, wiem, teraz ktoś zapewne powiedział pod nosem, że jakaś tam redaktorka śmie pouczać profesorów. Jednakże, aby głosić tezy zgodne z konsensusem naukowym, nie trzeba być klimatologiem i nie trzeba ich udowadniać metodą naukową – to już zostało wielokrotnie zrobione przez specjalistów. Aby głosić tezy niezgodne z konsensusem naukowym dotyczącym obecnej zmiany klimatu, należy to udowodnić i to zgodnie z metodą naukową: przedstawić równie rzetelne dowody dla hipotezy, która lepiej wyjaśnia istniejące dane i obserwacje niż aktualna teoria. Panom profesorom się to nie udało, o czym można dowiedzieć się z przytaczanych wyżej artykułów redakcji Nauki o Klimacie.

Zapraszanie do debaty „sceptyków klimatycznych” to technika manipulacji zwana fałszywą symetrią. Polega ona właśnie na traktowaniu ekspertów reprezentujących konsensus naukowy na równi z tak naprawdę nielicznymi denialistami klimatycznymi w przekazie medialnym czy właśnie na konferencjach. Sprawia to wrażenie, że środowisko naukowe jest podzielone w kwestii zmiany klimatu – i to mniej więcej po równo, a jest to kompletna nieprawda.

Konsensus naukowy w sprawie zmiany klimatu i jej antropogenicznej przyczyny jest niemal stuprocentowy (zgodnie z publikacją z 2021 r. ponad 99 proc.). Czy to oznacza, że 99 proc. ekspertów zgadza się co do tej tezy? Niekoniecznie. W nauce nikogo nie obchodzi po prostu zdanie pojedynczej osoby. Ani prof. Leszka Marksa, ani prof. Szymona Malinowskiego. Musi być ono poparte dowodami. Aktywni (czyli publikujący badania naukowe) naukowcy zajmujący się klimatem są (w zdecydowanej większości) zgodni co do zmiany klimatu i jej przyczyny, ponieważ dowody są zgodne.

Reklama

Czym jest konsensus naukowy oparty na wiedzy?

Konsensus naukowy oparty na wiedzy polega na tym, że wiele zbieżnych, niezależnych dowodów wysokiej jakości prowadzi do takich samych lub zgodnych wniosków, jak tłumaczą to redaktorzy Nauki o Klimacie na bazie artykułu Skeptical Science. Nie jest więc tym samym co „konsensus” w języku potocznym. Całkowita zgodność wszystkich prac naukowych w danej dziedzinie nie jest wymagana do osiągnięcia konsensusu naukowego opartego na wiedzy. Muszą one jednak przejść tzw. kalibrację społeczną, a zespoły przeprowadzające badania muszą być różnorodne.

Zgodność dowodów oznacza, że różnorodne dane i obserwacje, niezależne od siebie, zebrane różnymi metodami, prowadzą do takiego samego wniosku. Nie musi się on zgadzać we wszystkich szczegółach, wystarczy tylko pewien ogólny wniosek. Najlepiej, by dowody pochodziły z różnych dziedzin nauki, i tak właśnie jest w przypadku zmiany klimatu – dziedziny takie jak meteorologia, geologia, geofizyka, geochemia, fizyka czy chemia atmosfery badają różne aspekty tego zagadnienia i wszystkie wskazują na to, że globalne ocieplenie jest wynikiem działalności człowieka.

Kalibracja społeczna oznacza porozumiewanie się „tym samym językiem” – definicjami, zbiorem pojęć, tymi samymi standardami formułowania i oceny dowodów. Wyniki badań naukowych muszą być bowiem powtarzalne i łatwe do zinterpretowania przez innych naukowców na świecie. Z kolei różnorodność społeczna oznacza, że w wyciąganiu wniosków tworzących konsensus musiało uczestniczyć wiele różnych grup badawczych wywodzących się z różnych części świata i zróżnicowanych środowisk. Ma to na celu wyeliminowanie ryzyka wpływu myślenia grupowego, polityki, ideologii, kultury i uprzedzeń czy zachęt finansowych.

Reklama

Jak właściwie działa ta cała nauka?

Są również osoby, które – niektóre całkiem głośno – twierdzą, że „cała nauka polega na kwestionowaniu status quo”, a zgoda w nauce nie istnieje, bo gdyby istniała, to nauka przestałaby istnieć. Tę kwestię bardzo dobrze wyjaśnił na swoim kanale „Uwaga! Naukowy Bełkot” dr Dawid Myśliwiec. Jak powiedział: nauka ma badać to, jak działa świat, a uznanie konsensusu naukowego w jakiejś sprawie nie oznacza „końca nauki”. Wiele już faktów, np. praw fizyki – takie jak prawo powszechnego ciążenia – uznajemy za oczywiste i niepodważalne. Jak dodał dr Myśliwiec, w nauce jest miejsce na ewolucję, rewolucję i status quo – potwierdzanie wcześniejszych ustaleń nauki.

Porównywanie „zgody naukowej” sprzed kilkuset lat (np. w sprawie kształtu Ziemi – przykład z wyżej przytaczanego filmu, który nawet nie jest prawdziwy) do dzisiejszego konsensusu opartego na wiedzy, jest absurdalne. Dzisiaj mamy zupełnie inne narzędzia do poznawania świata i mamy metodę naukową opartą o kalibrację społeczną. Teraz może przyjść do głowy przykład, jak naukowcy jeszcze kilkadziesiąt lat temu głosili, że palenie papierosów nie szkodzi zdrowiu – to dłuższa historia – ale to, że kilkadziesiąt lat temu naukowcy się w czymś pomylili (specjalnie lub nie), nie oznacza wcale, że wszystkie badania sprzed lat nadają się do kosza. Nauka ma to do siebie, że potrafi zmieniać swoje paradygmaty (w czym różni się od dogmatów).

    Kwestię tę klarownie tłumaczą również redaktorzy Nauki o Klimacie: metoda naukowa nie daje pewności, że nasza wiedza kompletna, ale jest najlepszym sposobem poznawania świata, jakim na ten moment dysponujemy. Polega na stałym weryfikowaniu teorii z obserwacją i doskonaleniu zrozumienia świata. Naukowcy przedstawiają swoje wyniki w recenzowanych czasopismach i prezentują je na konferencjach, aby społeczność naukowa mogła przeanalizować – i bardzo chętnie skrytykować. W ten sposób nauka niejako samodzielnie się koryguje i rozwija. Jak dodają: „Kiedy teoria okazuje się spójna, zgodna z innymi obszarami naszej wiedzy, a kolejne badania potwierdzają jej skuteczność, rośnie też stopień akceptacji dla niej w świecie nauki. W miarę dokonywania kolejnych pomiarów i opracowywania danych kumuluje się tak wiele różnorodnych informacji, że przypadkowe (lub celowe) stworzenie teorii, która byłaby błędna, a jednocześnie nie tylko tłumaczyła szereg obserwowanych zjawisk, ale też poprawnie przewidywała to, co dopiero nastąpi, jest skrajnie nieprawdopodobne”.

    Reklama
    Reklama
    YouTube cover video

    Komentarze

      Reklama