Reklama

Wybuch walk w separatystycznym Górskim Karabachu (to ormiańskie parapaństwo na terytorium Azerbejdżanu) jest nierozerwalnie związany z ropą naftową i to w znacznie szerszym kontekście niż się powszechnie uważa.

Azerbejdżański krach. Niskie ceny ropy wywołały konflikt?

Za główną przyczynę eskalacji wydarzeń na Kaukazie Południowym powszechnie uważa się pikujące ceny ropy naftowej. Azerbejdżan, regionalny potentat naftowy, znalazł się po latach prosperity w olbrzymim kryzysie, który rzutuje na pozycję rządzącego krajem klanu Alijewów. W związku z tym Karabach –jątrząca rana w świadomości Azerów- stał się klasycznym konfliktem zastępczym kanalizującym niezadowolenie społeczne na z góry upatrzonym wrogu. Mowa oczywiście o Ormianach zamieszkujących zarówno separatystyczne państewko jak i sąsiednią Armenię. Na tym jednak znaczenie ropy dla wybuchu walk na Kaukazie się nie kończy. 

Konflikt napędza wyścig zbrojeń. Broń za aktywa energetyczne?

Warto mieć na uwadze to, że wybuch starć będzie przekładał się na wzrost zbrojeń w regionie. Głównym dostawcą broni dla Armenii i Azerbejdżanu jest Rosja. I tu pojawia się pewien problem... Na początku marca br. wicepremier Rosji Dmitrij Rogozin wybrał się z niespodziewaną wizytą do Baku. Towarzyszyli mu przedstawiciele Rosoboroneksportu i Federalnej Służby ds. Współpracy Wojskowo-Technicznej. Przyczyną były problemy Azerbejdżanu w opłaceniu zrealizowanych już niemal w całości dostaw uzbrojenia o wartości ponad 4 mld dolarów, obejmujących m. in. czołgi T-90, wozy BMP-3 i systemy artylerii lufowej oraz rakietowej. W moim przekonaniu ogrzewanie konfliktu karabaskiego może niejako przymusić Azerów do uregulowania rachunków w Moskwie i dalszego dozbrajania się. Skąd Azerbejdżan miałby na to wziąć pieniądze skoro jest pogrążony w kryzysie? Tu dochodzimy do drugiego czynnika, o którym chciałem napisać.

Na początku roku zwracałem uwagę na to, że rosyjski gigant, spółka Rosnieft, chciała zakupić złoża w azerbejdżańskiej „strefie” Morza Kaspijskiego (de facto status akwenu jest nieuregulowany). Chodzi o udziały w Polu Apszerońskim. Rosja zaczyna więc przejawiać zainteresowanie inwestowaniem w Azerbejdżanie wykorzystując kryzys. Zresztą nie po raz pierwszy. Rosjanie próbowali wykorzystać trudną sytuację w tym kraju już w 2013 r. tuż przed wyborami prezydenckimi. Władimir Putin udał się wtedy do Baku. Wśród poruszanych tematów była aktywność Łukoilu na kluczowym kaspijskim polu Szach Deniz (rezerwuar surowca dla UE), umowa gazowa Azerbejdżanu z Gazpromem i potencjalne zaangażowanie Rosnieftu w perspektywiczne pole Apszerońskie. Ostatecznie Rosjanie niewiele osiągnęli. SOCAR zawarł co prawda z Rosnieftem umowę o powołaniu spółki joint venture i wspólnych projektach zagranicznych, ale nie wynikło z niej zbyt wiele. 

Również w 2013 r. Moskwa próbowała wpłynąć na Azerbejdżan w kontekście ropociągu Baku-Noworosyjsk. Zamysł był taki by odwrócić w nim przesył i wykorzystywać go do transportu rosyjskiej ropy do azerskiej stolicy i dalej rurociągiem Baku-Tbilisi-Ceyhan nad Morze Śródziemne. Jako, że ostatnia z wymienionych rur to kluczowa magistrala omijająca Rosję, a dostarczająca surowiec do UE, należy uznać także tą inicjatywę za stricte polityczną. Ostatecznie poniosła ona fiasko.

Rurociągi zagrożone bombardowaniem. Co z dywersyfikacją dostaw węglowodorów do UE?

Dziś obserwujemy ponowny wzrost zainteresowania Rosjan azerbejdżańską energetyką. Kontekst karabaski w moim przekonaniu może tu pełnić –o ile już nie pełni- ważną rolę. Poza tym strona rosyjska może wykorzystać go do osiągnięcia własnych celów w bardziej bezpośredni sposób…

Azerbejdżan pozostaje kluczowym graczem w zakresie dywersyfikacji dostaw węglowodorów do UE. Mowa o branży gazowej i projektach takich jak Korytarz Południowy (powstająca sieć gazociągów na terytorium azerskim, gruzińskim, tureckim, greckim, albańskim i włoskim) czy AGRI (plany przesyłu błękitnego paliwa z Azerbejdżanu do Gruzji, Rumunii, Węgier i dalej krajów wyszehradzkich). Centralna rola Azerów dotyczy również dostaw ropy do UE poprzez ropociągi Baku-Supsa i Baku-Tbilisi-Ceyhan oraz potencjalnie planowany Euroazjatycki Korytarz Transportu Ropy Naftowej (rurociągi Baku-Supsa i Odessa-Brody w wariancie Odessa-Brody-Płock przy wykorzystaniu tankowców na Morzu Czarnym). Tymczasem jak informują armeńskie źródła: siły separatystycznego Górskiego Karabachu mogą rozpocząć atak rakietowy na instalacje naftowe Azerbejdżanu za pomocą systemów Toczka U jeżeli siły azerbejdżańskie odważą się bombardować miasta separatystycznej republiki. Warto podkreślić, że ćwiczenia z atakowania takich celów prowadziła także armeńska armia o czym informowały media w 2011 r.

Cui bono?

Rosja oficjalnie wezwała strony do zaprzestania przelewu krwi i pozycjonuje się w roli arbitra. Jednak w rzeczywistości eskalacja jest jej bardzo na rękę i to zarówno na płaszczyźnie zbrojeniowej jak i energetycznej. Warto mieć to na uwadze tym bardziej, że drugi duży gracz geopolityczny w regionie –Turcja- od miesięcy aktywnie poszukuje szansy na poprawę relacji z Moskwą. W wyniku zestrzelenia rosyjskiego samolotu operującego nad Syrią kontakty obu państw bardzo się ochłodziły. Ankara ponosi z tego tytułu duże straty zarówno w branży turystycznej jak i gazowej.

Zobacz także: Putin wycofał wojska z Syrii, aby podnieść ceny ropy?

Reklama
Reklama

Komentarze