Elektrownia Ostrołęka o mocy 647 MW to jedyne systemowe źródło energii elektrycznej położone w północno-wschodniej części Polski. Uzupełnia je w pewnym zakresie elektrociepłownia Ostrołęka, która oprócz energii cieplnej może produkować energię elektryczną o mocy szczytowej 75 MW, przy czym nie jest to moc gwarantowana w sposób ciągły. Zespół obydwu elektrowni zasila północną część województwa mazowieckiego oraz znaczne obszary województw: podlaskiego i warmińsko-mazurskiego, które są deficytowe w bilansie zaopatrzenia w energię elektryczną. Istotny niedobór mocy występuje również w północnych rejonach Mazowsza, które muszą być częściowo zasilane z Elektrowni Kozienice oraz Elektrowni Bełchatów za pośrednictwem Warszawskiego Węzła Elektroenergetycznego. Takie rozwiązanie jest jednak niezwykle ryzykowne z powodu wysokich przeciążeń systemu, a co za tym idzie wzrostu zagrożenia blackoutem.
Rosjanie widząc, że strona polska decyzją z 2012 r. zamroziła projekt rozbudowy Elektrowni Ostrołęka i rozumiejąc wynikającą z tego sytuację, próbowali lansować pomysł eksportu swojej energii elektrycznej do północno–wschodniej Polski z mającej powstać w obwodzie kaliningradzkim Bałtyckiej Elektrowni Atomowej. W ramach tej koncepcji postulowano m.in. budowę łącznika elektroenergetycznego pomiędzy tą eksklawą a województwem warmińsko–mazurskim.
Rząd PO/PSL, najprawdopodobniej osobistą decyzją Donalda Tuska, zrezygnował z realizacji koncepcji rosyjskiej, co spowodowało w 2013 r. wstrzymanie inwestycji jądrowej w rosyjskiej eksklawie. Problem jednak zupełnie nie zniknął. Uruchomienie polsko-litewskiego mostu energetycznego (LitPol Link) spowodowało, że napływ niepożądanej energii z obwodu kaliningradzkiego ma miejsce, a w przypadku rozbudowy interkonektora jeszcze bardziej się zwiększy.
Gabinet Beaty Szydło jest świadomy tego zagrożenia i tu należy upatrywać jednego z głównych powodów decyzji o powrocie do pomysłu rozbudowy Elektrowni Ostrołęka, która częściowo rozwiązałaby niedobory energii w regionie, a także pomogła w eksporcie prądu na Litwę. Mówił o tym zresztą w wywiadzie udzielonym w tym tygodniu Telewizji Republika minister Krzysztof Tchórzewski, który oświadczył, że zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego Polski północnej wymaga przeprowadzenia w nieodległym czasie szeregu inwestycji. Polityk podkreślił również, że "kupowanie prądu od sąsiadów, to już brak bezpieczeństwa energetycznego. Nie możemy polować na prąd, musimy mieć stałe dostawy prądu". Jakich sąsiadów miał na myśli? Nie trudno zgadnąć, że największą bolączką są przepływy energii z obwodu kaliningradzkiego oraz groźba występowania takich zjawisk po oddaniu do użytku białoruskiej elektrowni atomowej w Ostrowcu.
Kwestią otwartą pozostaje to z udziałem jakiego inwestora rozpocznie się rozbudowa Ostrołęki. Nie jest tajemnicą fakt, że Energa samodzielnie może mieć problem z udźwignięciem inwestycji. Naturalną odpowiedzią wydaje się współpraca z Eneą, która nabywając Bogdankę, mogłaby zasilać jej węglem elektrownię. Na uwagę zasługuje jednak jeszcze jedna możliwość (kompatybilna z poprzednim pomysłem), która mogłaby mieć wydźwięk polityczny i wzmocnić relacje krajów regionu.
Polsko-litewskie projekty napotykają bardzo często na trudności m.in. ze względu na złożoną historię obu państw. Litwini oskarżają Polaków o ekspansję gospodarczą i wiążą z nią spore obawy. A gdyby tak odwrócić sytuację i kapitał litewski zaangażował się w rozbudowę Elektrowni Ostrołęka (Energa to przecież spółka giełdowa, w dodatku kurs jej akcji pikuje)? W takim ujęciu –dość niestandardowym- to Litwa byłaby inwestorem i produkowałaby m.in. na swoje potrzeby prąd w siłowni, której byłaby współwłaścicielem. Z punktu widzenia Polski zrealizowano by natomiast ważną inwestycję dla północno-wschodniej części kraju i co najważniejsze odsunięto na bok rosyjskie zagrożenie mogące rodzić kolejne uzależnienie energetyczne.
Zobacz także: Tchórzewski: import energii groźny dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego