Reklama

Wywiady

Steinhoff dla E24: Górnictwo jest oazą socjalizmu. Rządy nie patrzą na ekonomię [WYWIAD]

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Nie można górnikom wmawiać, że praca w kopalni będzie niezależna od wyników ekonomicznych, a płace w kopalniach będą całkowicie oderwane od sytuacji danej firmy. Górnictwo w takim kształcie to oaza socjalizmu - mówi były wicepremier i minister gospodarki Janusz Steinhoff.

Jakub Wiech: Jak Pan Premier ocenia ostatni strajk górników PGG?

Janusz Steinhoff, wiceprezes Rady Ministrów w rządzie Jerzego Buzka: Jeśli chodzi o formę, jaką przybrał strajk, to oceniam ją zdecydowanie negatywnie. Nie wiem, czy ona jest zgodna z prawem, myślę, że nie wywołuje ona pozytywnych reakcji opinii publicznej.

Czy strajk był zagrożeniem dla bezpieczeństwa energetycznego kraju? Przecież elektrownie skarżą się na niedobory węgla.

Zdecydowanie tak. Uważam, że forma protestu wybrana przez związkowców jest nieuzasadniona. Tworzy sprzeciw znaczącej części społeczeństwa wobec tej akcji.

A czy postulaty wysuwane przez strajkujących są słuszne?

Są one pokłosiem sytuacji ekonomicznej Polskiej Grupy Górniczej, która jest bardzo zła. Strata za ostatni rok prawdopodobnie będzie przekraczała 2 miliardy złotych, strata na jednej tonie węgla sięga aktualnie ponad czterdzieści złotych. To jest tak zwana ujemna akumulacja, najwyższa od wielu lat. Kiedy w roku 1997 powstał rząd Jerzego Buzka, to akumulacja ujemna była na poziomie 23 zł i to przy bardzo niskich cenach węgla. Natomiast po przeprowadzeniu naszej tej reformy, w 2001 roku, akumulacja była dodatnia (ok. 7,5 zł na tonę) i to, raz jeszcze podkreślę, przy bardzo stabilnych, niskich cenach węgla. Tymczasem obecnie ceny węgla są wysokie, oscylują one są gdzieś na poziomie 110-120 $ za tonę w portach ARA. Oczywiście trzeba uwzględnić fakt, iż ceny na naszym rynku są znacząco niższe, co wynika z funkcjonujących między górnictwem i energetyką umów długoterminowych.

Czyli nad polskim czarnym złotem wiszą czarne chmury?

Wiszą przede wszystkim nad PGG. Kondycja tej firmy jest wyjątkowo zła, z różnych przyczyn. Po pierwsze: Grupa cechuje się bardzo niską wydajnością pracy.  Dziś utrzymuje się ona na poziomie ok. 700 t węgla na pracownika na rok. Dla porównania: w kopalni Bogdanka wynosi ona ponad 2 razy więcej. Ma to oczywisty, istotny wpływ na wyniki spółki, gdyż specyfiką górnictwa jest stosunkowo duży (ok. 50%) udział płac w kosztach wydobycia. Sumaryczne straty netto, jaki odnotowały polskie kopalnie węgla kamiennego w ciągu 3 kwartałów ubiegłego roku szacuje się na prawie 2,3 mld zł. Kondycja finansowa PGG od lat jest zła, spółka generuje duże straty.

A więc drogi węgiel na rynkach międzynarodowych nie jest już w stanie ratować polskich kopalń?

W funkcjonowaniu górnictwie od lat obecna jest nieodpowiedzialność klasy politycznej. Władze zaklinają rzeczywistość, szczególnie w ostatnim okresie. Zarówno pani premier Szydło, jak i pan premier Morawiecki, jak i prezydent Duda postrzegali sektor wydobywczy w sposób nieprzystający do rzeczywistości. Pamiętam wypowiedzi wskazujące, że węgiel jest kołem zamachowym polskiej gospodarki. Że kopalnie nie będą zamykane. Ale przecież to, czy kopalnie się zamyka czy się w nie inwestuje nie może wynikać z politycznych deklaracji, bez uwzględniania wyników analiz ekonomicznych i geologicznych. Jeśli rachunek ten wskazuje, że dany zakład nie ma szans na uzyskanie rentowności, to trzeba go zlikwidować. Powinnością państwa w tym zakresie jest rozwiązanie problemów społecznych będących konsekwencją tej operacji. To jest możliwe: rząd Jerzego Buzka, który zlikwidował 23 kopalnie i zredukował zatrudnienie o 100 tys. osób w warunkach spokoju społecznego. Tymczasem obecny rząd lekceważy ekonomię. Założono, że górnictwo będzie funkcjonowało jeszcze do 2049 roku, że będzie otrzymywać subwencję, nazwaną elegancko „dopłatami do likwidacji do mocy wydobywczych". Ale nie wiadomo nawet, czy ten program zaakceptuje Komisja Europejska. Bo przecież w UE funkcjonują bardzo restrykcyjne zasady udzielania pomocy publicznej która to pomoc narusza zasady konkurencji. I w związku z tym może być przyznana tylko wówczas, gdy służy trwałej poprawie sytuacji ekonomicznej podmiotów.

A jak pan z tej perspektywy patrzy na postawę związków górniczych, które były stroną w dużej mierze kształtującą podpisaną w zeszłym roku umowę społeczną?

Nie mam pretensji do pracowników, mam ograniczone pretensje do związków zawodowych, natomiast główne zarzuty za zaistniałą sytuację kieruję pod adresem polityków i  administracji państwowej. Klasa polityczna zachowuje się nieodpowiedzialnie. Pan Premier i ministrowie obecnego rządu mówili, że nie będzie likwidacji kopalń, Pan Prezydent zapewniał, że nie pozwoli, jak to ujął, zamordować górnictwa, bo złoża węgla wystarczą na 200 lat. Cały czas utwierdzano ich w przekonaniu, że pracować można nie oglądając się na ekonomię. Mało tego, na przestrzeni ostatnich 10 lat nie podjęto jakichkolwiek działań w górnictwie, aby redukować koszty.

Nie ma od tego wyjątków?

Są wyjątki. Jest wspomniana wyżej Bogdanka, kopalnia dobrze zorganizowana, która ma dobre warunki górniczo-geologiczne i wysoką wydajność pracy. To się przekłada na wyniki. Podobnie wygląda sytuacja w kopalni Silesia -- ten zakład uratowali przed likwidacją związkowcy, którzy zgodzili się na daleko idące zmiany, jeśli chodzi o organizację pracy. Kopalnia działa przez 7 dni w tygodniu, jej wyniki oraz wydajność pracy są zdecydowanie lepsze niż w PGG.

Co dokładnie nie wyszło w Grupie?

Spółka ta posiada kopalnie działające w trudnych warunkach geologicznych. Niewiele zrobiono, żeby redukować koszty, dzielono biedę po równo. Nie zamykano kopalń trwale nierentownych, utrzymywano je m.in. ze środków, które powinny być przeznaczone na inwestycje w kopalniach mających szansę na rynku. Przez nieudolne zarządzanie postawiono w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej w zasadzie całą branżę.

Czy zatem bezpieczni energetycznie jako państwo?

Odniosę się trochę szerzej do pojęcia bezpieczeństwa energetycznego. Na świecie oraz w Europie funkcjonuje rynek węgla. Polska również ten surowiec importuje, jest on często konkurencyjny w stosunku do wydobywanego w naszym kraju uwzględniając również koszty jego transportu. Uważam, że nasze górnictwo powinno funkcjonować wówczas, gdy będzie rentowne, gdy będzie konkurencyjne. Nie można się zasłaniać bezpieczeństwem energetycznym, traktując je jako aksjomat nierozerwalnie złączony z wydobywaniem danego nośnika energii na terenie naszego kraju. Importujemy przecież większość gazu ziemnego, importujemy prawie całą potrzebną nam ropę naftową. Posiadamy stosowne przepisy np. dotyczące rezerw, które zapewniają nam ciągłość dostaw takich czy innych nośników energii, czyli poprzez wprowadzone przepisami prawa regulacje. Trudno, żebyśmy uważali na dłuższą metę, że utrzymamy bezpieczeństwo energetyczne bez oglądania się na koszty wydobycia. Przecież musimy brać pod uwagę ekonomię. Nie można górnikom wmawiać, że praca w kopalni będzie niezależna od wyników ekonomicznych, albo że płace w kopalniach będą całkowicie oderwane od sytuacji ekonomicznej danej firmy. Górnictwo w takim kształcie to jest oaza socjalizmu!

Jak to zmienić?

Dla przykładu: strajkujący domagają się rozmów z rządem. Ale przecież to nie rząd powinien być partnerem do tych rozmów, tylko zarząd spółki, jaką jest Polska Grupa Górnicza czy też jej właściciele. Mamy do czynienia z sytuacją, która była akceptowalna 25 lat temu, ale nie dziś. Niemniej trzeba mieć świadomość, że sytuacja ta jest konsekwencją braku odpowiedzialności klasy politycznej, która -- szukając poparcia przed kolejnymi wyborami zaleca się do takich czy innych grup i obiecuje gruszki na wierzbie. Odnoszę wrażenie, że dyskusja o górnictwie prowadzona jest w naszym kraju od co najmniej 10 lat w oderwanej od rzeczywistości formule, w której związkowcy i politycy wzajemnie się oszukują zaklinając solidarnie tę rzeczywistość. Mamy więc do czynienia z nierealną rzeczywistością, nierealnymi przyczynami problemów i w konsekwencji z ułomnymi sposobami ich rozwiązania.

A plany rządu dotyczą nie tylko obecnego funkcjonowania górnictwa, ale także tego, co nastanie po zakończeniu wydobycia węgla kamiennego w Polsce. Jak patrzeć na te zamiary?

Posiłkujmy się doświadczeniami historycznymi. Na początku lat 90. XX wieku w górnictwie węgla kamiennego pracowało ponad 400 tys. ludzi. Do tej pory odeszło z sektora ok. 320 tys. Przez cały ten czas na Śląsku poziom bezrobocia był mniej więcej o 2 punkty procentowe niższy niż średnia krajowa. W tej chwili stopa bezrobocia na Śląsku wynosi 4,3% a w samych Katowicach - 1,8%. Na przeciwległym biegunie jest Bytom, który ma bezrobocie na poziomie 8,7%. Przecież Śląsk jest jedną dużą aglomeracją, w której mieszkańcy przemieszczają się między miastami. Stosowane przez cały okres transformacji narzędzia wspierające tworzenie nowych miejsc pracy na Śląsku okazały się, biorąc pod uwagę skalę wyzwań, skuteczne. Uważam, że z pieniędzy polskiego podatnika lepiej jest finansować różne formy wsparcia pracowników odchodzących niż przeznaczać je na dotację do wydobycia węgla w kopalniach, z których znacząca część nie ma absolutnie żadnych szans na uzyskanie rentowności.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. Jan z Krakowa

    Warto uwaznie słuchać opinii Pana Steinhoffa. Jednakże obecny kryzys energetyczny ( i oczywiscie ekonomiczny), a w perspektywie kolaps cywilizacyjny Polski ( i Europy), który nam zafundowała UE nie podlega ocenie za pomocą ekonomicznych wskaźników jakości, np. rentowności. Potrzebnje jest podejście ogólniejsze od ekonomicznego, przecież nikt nie ocenia sił zbrojnych pod kątem ich rentowności. Atomu dlugo w Polsce nie będzie, trzeba więc opierać się na weglu w elektrowniach i zbudowac parę nowych kopalni ( to ok. 10 lat) i powoli przerabiąc stare elektrownie węglowe na gazowe. I wypowiedziec szalone porozumienia o emisji CO2, za wszelką cenę. Uważam,że sama z siebie UE się nie opamięta, a wszelkie wielkie niemieckie przedsięwzięcia w xx. wieku źle się dla wszystkich kończyły.