Reklama

Górnicy przeciwko Motyce. Kolejny protest na ulicach Warszawy

Autor. Karol Byzdra / Energetyka24.com

„Myślę, że w perspektywie długoterminowej Umowa społeczna z górnikami będzie aktualizowana” – stwierdził minister Miłosz Motyka. To między innymi te słowa, odebrane jako zapowiedź „likwidacji” porozumienia z 2021 roku, wywołały falę oburzenia i doprowadziły do czwartkowego protestu górników w Warszawie.

W czwartek w Warszawie odbyła się manifestacja zorganizowana przez Wolny Związek Zawodowy „Sierpień 80”. Jak podkreślali organizatorzy, protest miał charakter symboliczny i miał przypominać w swoim wydźwięku „Czwarte Powstanie Śląskie”.

Reklama

Zaczęło się od słów

W centrum sporu znalazły się słowa ministra energii Miłosza Motyki, który w wywiadzie z Jakubem Wiechem podkreślił, że podpisana w 2021 roku Umowa Społeczna regulująca tempo zamykania kopalń i zasady wygaszania sektora, powinna zostać „zaktualizowana”. Zdaniem Motyki proces transformacji górnictwa wymaga nowych ram prawnych i finansowych, obejmujących m.in. mechanizmy dobrowolnych odejść oraz urlopów górniczych. Zaznaczył także, że konieczny jest plan restrukturyzacyjny w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, która, mimo swojej relatywnej stabilności, nie uniknie potrzeby dostosowania się do realiów rynkowych.

YouTube cover video

Podczas dzisiejszej konferencji prasowej minister próbował tonować nastroje wyjaśniając, że jego intencją nie było przyspieszenie likwidacji kopalń, a Umowa Społeczna nie została wypowiedziana i wciąż obowiązuje. „Zwracamy na to uwagę, ona (Umowa społeczna – przyp. red.) jest realizowana i jeżeli nie dojdzie do niej zmiany, będzie nadal realizowana” - zaznaczył Miłosz Motyka. Minister dodał, że w kontekście działań ekonomicznych wszelkie zmiany będą uwzględniały stanowisko górników.

Napięcie zwiększyła także minister funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, która na platformie X napisała, że górnictwo w Polsce jest trwale nierentowne.

Czytaj też

W jej ocenie utrzymanie kopalń w 2025 roku będzie wymagało aż 9 miliardów złotych dopłat z budżetu państwa, co j jak podkreśliła – oznacza ok. 100 tysięcy złotych na każdego zatrudnionego górnika. Według minister jednym z głównych źródeł problemów są „horrendalnie wysokie wydatki na wynagrodzenia i przerost zatrudnienia”. Wypowiedź ta została odebrana przez górników jako atak na górniczą tożsamość i bezpośrednie podważenie sensu istnienia sektora.

Reklama

Komentarze

    Reklama