Reklama

Kiedy w grudniu 2015 r. osiągnięto porozumienie klimatyczne w ramach paryskiego szczytu w Polsce dominowały pozytywne opinie o jego wpływie na przyszłą politykę Unii Europejskiej. Krajowa prasa podkreślała, że określenie „dekarbonizacja” udało się zastąpić „niskoemisyjnością” co dla naszej gospodarki –opartej na węglu- ma znaczenie zasadnicze. Byłem jednym z nielicznych komentatorów, którzy podkreślali, że skutki konsensusu osiągniętego w Paryżu mogą być dla władz w Warszawie fatalne (chodzi o tekst: Prysły polskie nadzieje - paryski szczyt klimatyczny nie „otrzeźwi” UE). Samo porozumienie nie przewiduje „mapy drogowej” w zakresie ograniczania emisji, ani kar z tytułu niedotrzymywania zobowiązań paryskich – co jest teoretycznie dużym plusem dla Polski. Z drugiej jednak strony konsensus –z perspektywy informacyjnej- stanowi ogromny sukces przeciwników paliw kopalnych. W Paryżu 195 państw uznało bowiem globalne ocieplenie za fakt i podkreśliło konieczność ograniczania emisji. To prawdziwa „pożywka” dla zwolenników zaostrzania unijnej polityki klimatycznej (akurat ma miejsce reforma europejskiego systemu handlu emisjami - ETS), która nie jest tożsama z globalnym konsensusem osiągniętym w stolicy Francji.

Już 4 marca br. podczas sprawozdania, w którym Komisja Europejska informowała o ewentualnych skutkach szczytu w Paryżu dla Unii Europejskiej przedstawiciele Austrii, Luksemburga i Niemiec zaapelowali o wzmocnienie celów w zakresie redukcji gazów cieplarnianych. Chodzi o ograniczenia jeszcze większe niż dyskutowane 40% do 2030 r. względem roku 1991. Polski rząd w odpowiedzi na te wydarzenia przyjął uchwałę, w której opowiedział się zdecydowanie za tym, by UE skoncentrowała się na wdrażaniu dotychczas przyjętych na forum Rady Europejskiej zobowiązań klimatycznych. To wydarzenie pokazuje, że opinia o „wielkim sukcesie Polski” podczas szczytu paryskiego jest mocno przesadzona. 

Świadczy o tym również kierunek zmian legislacyjnych w ramach reformy ETS, a więc jądra unijnej polityki klimatycznej. Central Europe Energy Partners , który reprezentuje na forum międzynarodowym sektor energii i przemysł energochłonny z Europy Centralnej na początku marca alarmował, że „jest on niezgodny z wcześniejszymi decyzjami Rady Europejskiej (…) Nie ma żadnego uzasadnienia dla podwyższania cen jednostek CO2 w Europie (…) Obecne propozycje Komisji Europejskiej zdają się pomijać wcześniejsze wiążące decyzje szefów rządów z 2014 r., co zagraża stabilności całego rynku”. Oświadczenie wprost formułuje obawy polskiego przemysłu dotyczące próby zwiększenia kosztów uprawnień w ramach ETS przez zwolenników zaostrzenia polityki klimatycznej.

Właśnie dlatego, gdy premier Beata Szydło podczas swojej wizyty w Nowym Jorku mówi, że porozumienie paryskie to "ogromny sukces Polski" – ja mam duże wątpliwości. Walka o przyszły kształt unijnej polityki klimatycznej trwa, a zwolennikom dekarbonizacji wcale nie wytrącono z ręki oręża. Wręcz przeciwnie – potwierdzenie konieczności walki z globalnym ociepleniem to kolejna szabla w ich arsenale.

Zobacz także: Prysły polskie nadzieje - paryski szczyt klimatyczny nie „otrzeźwi” UE

Reklama
Reklama

Komentarze