W dokumencie czytamy, że dalsze perspektywy współpracy Naftogazu i Gazpromu w zakresie przesyłu surowca na Ukrainę, są uzależnione od spłaty wspomnianego zadłużenia. Jeżeli tak się nie stanie, to sprawa ma zostać skierowana do sądu.
Z takim stanowiskiem nie zgadzają się oczywiście władze Kijowie, które uważają, że dostawy dla Ługańska i Doniecka są realizowane w sposób niezgodny z prawem, a cały proceder powinien zostać zbadany przez instytucje międzynarodowe. Ukraińcy słusznie podnoszą, że przedmiotowe terytoria są okupowane przez rosyjskich żołnierzy i separatystów, a więc niemożliwa jest jakakolwiek kontrola nad przesyłanym tam surowcem oraz weryfikacja, czy w ogóle został on dostarczony.
Między innymi z powodu opisanych powyżej okoliczności, strona ukraińska domaga się od kilku miesięcy zawieszenia obowiązywania kontraktu i przygotowania nowej umowy, obejmującej zaopatrzenie południowo - wschodniej części kraju. Pod koniec kwietnia br. mówił o tym prezes zarządu Naftogazu, Andrij Kobolew. W odpowiedzi, wiceszef Gazpromu stwierdził, że takie rozwiązanie jest „pozbawione sensu”. Dodał również, że „(…) dopóki republiki Doniecka i Ługańska są częścią Ukrainy, dopóty kontrahent powinien płacić za zużywany tam gaz. I nie jest to nawet kwestia logiki biznesowej, ale po prostu logiki tego świata”.
Zobacz także: Nord Stream II zagrożeniem . PE przyjął "polski" raport
Zobacz także: Kto kupi San Leon poszukujące polskich łupków?