Reklama

Paweł Poprawa uważa, że zaplanowane na jutro wpłynięcie metanowca Al-Nuaman ma wymiar przede wszystkim symboliczny: „Kontrakt katarski to około 1,3 mld m3 gazu rocznie, czyli poniżej 10% naszego krajowego zużycia. Oznacza to, że nawet w fazie docelowej (po rozruchu) ta umowa nie zmieni w znaczący sposób sytuacji (…) Warto jednak zwrócić uwagę, że zaczynamy odbierać gaz z nowego kierunku, dzięki czemu będziemy mogli bardziej elastycznie korzystać z rynku”. 

Ekspert zwrócił uwagę, że korzystanie z możliwości świnoujskiego terminalu wymaga podjęcia szeregu działań i jest procesem o charakterze długofalowym: „Trzeba pamiętać, że port potrzebuje jeszcze kilku inwestycji towarzyszących, aby osiągnąć docelową przepustowość. Nadbrzeże jest w tej chwili gotowe, żeby przyjąć te 5 mld m3 gazu rocznie, ale rurociągi, które łączą gazoport z resztą kraju nie mają jeszcze wystarczającej mocy. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku podziemnych magazynów gazu, które nie są jeszcze odpowiednio zintegrowane z terminalem”.

Paweł Poprawa podkreślił, że w przypadku tego typu obiektów, optymalizacja kosztów wymaga realizowania dostaw “w równym tempie” – tankowce będą zatem zawijać do Świnoujścia co dziesięć dni. „Podaż impulsami rozkładana jest na stały popyt dzięki zbiornikom na nabrzeżu. Nie są one jednak w stanie niwelować różnicy między sezonowym zapotrzebowaniem – wysokim zimą oraz niskim w lecie. Trzeba wówczas zatłaczać surowiec do magazynów, aby wykorzystać nadwyżkę w chłodniejszym okresie. To są kwestie do uzupełnienia, one nie wydarzą się w czasie roku, czy dwóch, ale warto o nich pamiętać”.

Według przedstawiciela ISE obecna przepustowość bazowa terminalu wydaje się być znacząca z polskiego punktu widzenia (ok. 30%), lecz jest niewielka z punktu widzenia rynku, ponieważ jesteśmy stosunkowo niewielkim konsumentem gazu. „Jest to [powstanie gazoportu, przyp. red.] jeden z szeregu procesów zmieniających sytuację w Europie Środkowo – Wschodniej. Przypłynięcie pierwszego metanowca jest więc symbolicznym momentem”.

Paweł Poprawa pytany przez Energetykę 24, czy możliwą jest sytuacja, w której Polska stanie się regionalnym hubem gazowym, dzięki potencjalnemu drugiemu terminalowi w Gdańsku, odpowiedział: „Oczywiście, że tak. To jest koncepcja, która powinna być nadrzędnym celem działań zarówno administracji publicznej, jak i podmiotów z branży energetycznej. Istnieje duża szansa dla polskich podmiotów, żeby wkroczyć na rynki gazowe Europy Środkowo – Wschodniej. Jeśli Rosja zrealizuje swój plan i zbuduje Nord Stream II, to będzie mieć zdolność dostarczania surowca odbiorcom w Europie Zachodniej z pominięciem Ukrainy, co oznacza również pominięcie Słowacji oraz w pewnym stopniu Czech i Węgier”. Ekspert nadmienił, że powstanie NS2 może znacząco zmienić architekturę rynku w naszym regionie – pogarszając w istotnym stopniu sytuację wspomnianych krajów. Dlatego właśnie poszukiwanie nowych kierunków dostaw jest w ich żywotnym interesie. „Zdecydowanie Polska powinna starać się przekonać do swoich racji południowych sąsiadów, którzy będą rozważać w tym zakresie różne alternatywne projekty – związane choćby z chorwackim Adria LNG, czy sprowadzaniem gazu z zachodu dzięki interkonektorom (…) Polska musi zacząć być aktywna” – skonstatował. 

W opinii doradcy Instytutu Studiów Energetycznych, realizacja tego typu inwestycji stanie się znacznie bardziej prawdopodobna, jeśli podmioty z Czech, Słowacji, czy Węgier będą jej współwłaścicielami – oczywiście partycypując w kosztach. W przeciwnym razie cały projekt ma dość wątłe podstawy, ponieważ: „Polska nie musi już zwiększać mocy portów LNG. Nie powinniśmy uzależniać się w zbyt dużym stopniu od danego typu dostaw. Przyjmuje się, że racjonalnym jest pozyskiwanie 1/3 zapotrzebowania z jednego źródła lub z wykorzystaniem jednej technologii ” – klarował Paweł Poprawa. Dodał również, że bardzo ważne są tutaj czynniki ekonomiczne.

Zobacz także: Powstanie łącznik gazowy Bułgaria - Grecja

Zobacz także: Gazprom zwiększy eksport gazu do Europy

Reklama
Reklama

Komentarze