Analizy i komentarze
Przekop to początek. Rusza infrastrukturalna ofensywa wyborcza PiS [KOMENTARZ]
Otwarty dziś kanał żeglugowy wiodący przez Mierzeję Wiślaną to początek rządowej infrastrukturalnej ofensywy. PiS chce w kampanii wyborczej pokazać, że buduje polską niezależność – głównie w energetyce.
"To my stoimy na straży niezależności i suwerenności państwa polskiego i polskich szans (...). Udowadniamy, że (...) z niezależności prawdziwej, także niezależnej polityki gospodarczej, naprawy finansów publicznych, biorą się wielkie projekty, projekty wielkiej zmiany, wielkich możliwości i wielkiej nadziei dla Polaków, że dopiero wtedy Polska może rozwijać swoje skrzydła" – mówił premier Mateusz Morawiecki podczas uroczystości otwarcia kanału żeglugowego wiodącego przez Mierzeję Wiślaną. Ta wypowiedź szefa rządu zdradziła część recepty PiS na kampanię wyborczą: Zjednoczona Prawica chce pokazać, jak wzmacnia inwestycjami bezpieczeństwo i niezależność Polski.
Przekop przez Mierzeję to początek szeregu inwestycji, które mają przekonać obywateli, że rządy PiS z jednej strony trafnie przewidziały niebezpieczeństwa stojące przed krajem, a z drugiej strony: potrafiły podjąć kroki w celu uniknięcia tych zagrożeń. Rząd z pewnością skupi się w swojej narracji na trzech potężnych inwestycjach energetycznych, znacznie przewyższających formatem przekop przez Mierzeję.
Już za dwa tygodnie uruchomiony gazociąg Baltic Pipe, pierwsze trwałe połączenie Europy Środkowej z szelfem norweskim. Rura miała umożliwić Polsce zakończenie kontraktu gazowego z Gazpromem. Ruch ten niejako wyprzedziła Rosja, odcinając 27 kwietnia 2022 roku dostawy gazu nad Wisłę w związku z niedostosowaniem się Warszawy do narzuconej przez Moskwę nowej formuły rozliczeniowej. W tej sytuacji, przez pół roku Polska polegała wyłącznie na własnym wydobyciu, dostawach przez terminal w Świnoujściu oraz na dostawach z Niemiec realizowanych przez rewers na Gazociągu Jamalskim. Pomimo tego udało się zapełnić w stu procentach magazyny gazu, a po uruchomieniu Baltic Pipe na rynek polski trafi surowiec z Norwegii. Ile go będzie – na razie trudno powiedzieć. PGNiG poinformowało dotychczas o jednym kontrakcie na dostawy ok. 0,8 mld metrów sześciennych gazu do końca 2022 roku. Ze strony premiera Morawieckiego i minister klimatu Anny Moskwy padają natomiast zapowiedzi, że rura do Norwegii przepuści w 2023 roku ok. 5 mld metrów sześciennych surowca. Oznacza to zagospodarowanie ok. 60% zarezerwowanej przez PGNiG przepustowości Baltic Pipe, czyli 8 mld metrów sześciennych. Mogą do tego dojść jeszcze dostawy spotowe – ale nie muszą, bo sytuacja na norweskim rynku gazu jest napięta w związku z wywołanym przez Rosję kryzysem gazowym i zwiększonym zapotrzebowaniem na nierosyjski surowiec. Niemniej, Batlic Pipe z pewnością będzie przedstawiany jako furtka na świat niezależności od rosyjskiego szantażu gazowego – w dodatku furtka długo wyczekiwana, bo podejść do tego projektu było więcej, ale udało się go wykonać dopiero w 2022 roku.
Czytaj też
Kolejną ważną inwestycją jest rozbudowa działającego od 2015 roku terminala LNG w Świnoujściu, który obecnie jest podstawą dywersyfikacji gazowej Polski. Gazoport dzięki niej już (rozbudowa trwa od 2020 roku) teraz obsługuje dodatkowe dostawy – jego przepustowość sięga 6,2 mld metrów sześciennych gazu rocznie. W 2023 roku, po zakończeniu trwających prac, moce odbiorcze terminala sięgną 7,5 mld metrów sześciennych. Wszystko wskazuje na to, że świnoujski gazoport będzie potem dalej rozbudowywany – być może nawet do przepustowości 10 mld metrów sześciennych. Do 2027 roku powinien dołączyć do niego pływający terminal LNG typu FSRU – działania na rzecz jego budowy mogą być kolejnym elementem kampanii wyborczej PiS. Duże moce odbiorcze w zakresie gazu skroplonego są Polsce potrzebne do obsługi już zakontraktowanych dostaw – po 2024 roku sięgną one ok. 12 mld metrów sześciennych rocznie (z czego część będzie można odsprzedać na rynkach międzynarodowych dzięki tzw. klauzuli FOB).
Potężnym projektem infrastrukturalnym, który może przyspieszyć w najbliższych tygodniach jest budowa elektrowni jądrowej w Polsce. Według słów minister klimatu i środowiska, kluczowa decyzja w zakresie tego przedsięwzięcia, czyli wybór partnera technologicznego, powinna nastąpić w październiku tego roku. Rząd w Warszawie otrzymał już komplet ofert od spółek zainteresowanych polskim projektem jądrowym, tj. od EDF, KHNP i Westinghouse. Polski atom jest już w zasadzie opóźniony – szanse na jego realizacje w terminie, tj. na uruchomienie pierwszego bloku jądrowego do 2033 roku, są niewielkie, ale elektrownia jądrowa jest nad Wisłą potrzebna. Wybór dostawcy technologii może pchnąć przedsięwzięcie na nowe, szybsze tory – na pewno będzie też okazją do pochwalenia się decyzją na trudnej dla PiS płaszczyźnie transformacji energetycznej.
Kładąc akcenty na energetyczne gigaprojekty i idącą za nimi niezależność oraz bezpieczeństwo, partia rządząca wykorzystuje atmosferę geopolityczną, która pojawiła się po rozpoczęciu przez Rosję pełnoskalowej wojny na Ukrainie. Podkreślenie zrywania więzów surowcowych z Rosją dzięki np. Baltic Pipe to również argument przeciwko zarzutom opozycji, które dotyczą prorosyjskości PiS, okazywanej m.in. poprzez spory wewnątrzunijne. Jednakże Zjednoczona Prawica musi równolegle sprostać innym problemom energetycznym, wynikającym w dużej mierze z działań rządu z ostatnich miesięcy – rosnące ceny energii elektrycznej oraz ciepła czy niedobory węgla mogą być dla wyborców kwestią istotniejszą niż gazociąg, terminal czy planowana elektrownia.